Od aborcji do zabójstwa - zaczyna się

Od aborcji do zabójstwa - zaczyna się

Dodano:   /  Zmieniono: 
Odpoczęliśmy kilkaset lat od "ciemnych wieków", a tu proszę - wracamy do czasów, w których człowiek jest "brzemieniem".
Para cenionych w świecie akademickim włoskich naukowców związanych m.in. z Uniwersytetem Oksfordzkim uważa, że skoro zgadzamy się na aborcję, czemu nie zalegalizować również zabicia noworodka, które jest niepełnosprawne lub którego rodziców nie stać na wychowanie dziecka. Ich zdaniem noworodek ma wszak jedynie "potencjał, by stać się osobą" i człowiekiem w pełni jeszcze nie jest. Może być za to "zbyt dużym brzemieniem dla rodziny i społeczeństwa". Tak, drodzy czytelnicy, odpoczęliśmy kilkaset lat od "ciemnych wieków", czas więc wrócić do czasów, w których człowiek jest "brzemieniem".

W starożytnej Sparcie rodzice niepełnosprawnego dziecka zgodnie z literą prawa i społecznym zwyczajem zrzucali ze skały swojego potomka niezdolnego do dzierżenia w przyszłości miecza. W średniowieczu, gdy rodzice stwierdzali, że jednak nie stać ich na utrzymanie dziewiątego już dziecka, zabijali je - nawet pięć czy sześć lat po jego narodzinach. W kolejnych wiekach człowiek się troszkę "doczłowieczył" - nie mordował już jeńców, przypalanie członków zamienił na humanitarne (sic!) wyrywanie paznokci, a każdego nowo narodzonego przedstawiciela homo sapiens obdarzył "prawami człowieka". Jednym z owych praw jest niezbywalne prawo człowieka do życia. Czy aborcja prawo to łamie? Zdania w tej drażliwej dyskusji od lat są podzielone. Co innego jednak aborcja, a co innego zabijanie noworodków, którego legalizację popiera dwójka włoskich naukowców.

"Aborcja po urodzeniu" - tak swój pomysł nazywają profesorowie Alberto Giubilini i Francesca Minerva. Jak piszą, "noworodek nie jest osobą, ponieważ nie ma świadomości własnej egzystencji. Nie ma, podobnie jak dziecko jeszcze nienarodzone, wykształconego poczucia nadziei, marzeń i celów życiowych". Cóż więc zrobić z noworodkiem, który nie dość, że nie chodzi, nie mówi, nie ma "celów życiowych" i nie płaci podatków, to jeszcze obniża drastycznie poziom życia swoich i tak już biednych rodziców? To proste - zabić. Nie ma człowieka, nie ma problemu, jak to mawiał pewien "dobry wujek". Każdego dnia gdzieś na świecie znajdowane są w śmietnikach i w kanałach zwłoki noworodków, których nie chcieli rodzice, a które chętnie przygarnęłyby i wychowały jak swoje setki tysięcy bezdzietnych par. Po co jednak szukać dziecku nowej rodziny, prościej jest schować noworodka między śmieci. "Okna życia" minimalnie zmniejszyły liczbę skazanych za porzucenie dziecka na śmierć. Wybawieniem dla tych, którzy nie chcą zachować niechcianego dziecka przy życiu i jednocześnie pozostać na wolności może być właśnie pomysł włoskich uczonych.

- To najgorsze dni w moim życiu - mówi dr Minerva, która po publikacji artykułu nt. "aborcji po urodzeniu" otrzymuje tysiące pogróżek drogą pocztową i e-mailową. I czemu się pani dziwi, pani doktor? - Bardziej niż kiedykolwiek jesteśmy świadkami ataku fanatyków na wartości liberalnego społeczeństwa - kibicuje z kolei włoskim naukowcom prof. Julian Savulescu z oksfordzkiej uczelni. To ja przepraszam, ale jeśli dla człowieka z tytułem profesorskim "wartości liberalnego społeczeństwa" nie kłócą się z legalnym zabijaniem niechcianego noworodka, to ominęło mnie albo radykalne przedefiniowanie liberalizmu, albo drastyczna obniżka wymagań potrzebnych do przyznania naukowego tytułu. Coraz łatwiej przychodzi nam rzucać słowami "liberalizm", "konserwatyzm", "racjonalizm" i "fanatyzm" - nawet, gdy gra toczy się o ludzkie życie. Coraz łatwiej przychodzi nam też przedmiotowo traktować swojego bliźniego. Jeśli człowiek potrafi spojrzeć "naukowo" na niewinnie uśmiechniętego noworodka i nie dojrzeć w nim drugiego człowieka, to powinien przede wszystkim nie tyle poddać w wątpliwość wartość swoich "naukowych" metod, ile własne człowieczeństwo.

Nie należę do "obrońców życia", nie mam też sprecyzowanego poglądu na aborcję. Od lat natomiast wespół z innymi "oświeconymi" i "liberalnymi" mądrymi głowami śmieję się, słysząc z ust "konserwatystów", że aborcja to tylko pierwszy krok do legalnego zabijania człowieka. Dziś nie jest mi już do śmiechu, bo "to" już się dzieje. Choć "aborcja po urodzeniu" to tylko "teoretyczne rozważania" dwójki naukowców, pomysł został już sformułowany, w naukowy sposób przedstawiony i poddany społeczeństwu pod rozwagę. Zbiera on oczywiście gromady zszokowanych przeciwników, ale niestety także zwolenników (również w kręgach naukowych). "To nie przejdzie" - pomyślicie zapewne. I ja mam nadzieję, że na rozważaniach się skończy. Życie uczy nas jednak spodziewać się po ludziach wszystkiego.