Rząd, organizując pierwsze "pluralistyczne" wybory do 250-osobowego parlamentu chce zademonstrować wolę przeprowadzenia demokratycznych reform. Syryjski minister informacji Adnane Mahmud oświadczył w niedzielę, że wybory staną się "wyzwaniem Syryjczyków wobec terrorystów" działających w Syrii "z inspiracji sił międzynarodowych i regionalnych".
Władze i opozycja syryjska oskarżają się nawzajem w przeddzień wyborów o dokonywanie zamachów bombowych w Damaszku, Aleppo i innych miastach, które pociągnęły za sobą liczne ofiary. Osiem osób zginęło w piątek i w nocy z soboty na niedzielę w pobliżu stolicy Syrii i w Aleppo. Siły rządowe kontynuowały ostrzeliwanie i bombardowanie ośrodków opozycji: m.in. miejscowości w prowincji Homs w centrum kraju i Deir Ezzor na wschodzie.
"Reżim systematycznie gwałci postanowienie o zawieszeniu ognia ogłoszone w ramach planu pokojowego Kofiego Annana. To obraza dla procesu demokratycznego" - oświadczyły komitety koordynacji lokalnej w Syrii. W Syrii przebywa 40 obserwatorów ONZ z 300, którzy powinni przybyć tam w maju.
Wybory odbędą się po 13 miesiącach walk, które według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka kosztowały życie 11 100 osób. Według danych ONZ zginęło 9 000 osób. 65 000 Syryjczyków ratowało się w tym czasie ucieczką z kraju. W lutym odbyło się w Syrii referendum, w którym zaaprobowano nową konstytucję. Oficjalne dane mówią o 57-procentowym udziale obywateli w referendum, ale liczba ta jest nie do sprawdzenia. Referendum pozwala, przynajmniej w teorii, na tworzenie nowych partii politycznych i ogranicza sprawowanie władzy przez prezydenta do dwóch siedmioletnich kadencji.
Partia Baas rządzi w Syrii od zamachu stanu z 1963 roku, a rodzina Asada przejęła władzę w kraju od następnego zamachu stanu dokonanego w 1970 r. przez ojca obecnego prezydenta, Hafeza el-Asada.
zew, PAP