Wyrok sądu niższej instancji został ogłoszony w grudniu zeszłego roku - wykonanie kary śmierci zawieszono jednak wówczas na dwa lata.
Aresztowani w kwietniu zeszłego roku Tybetańczycy - jak podały chińskie media - mieli przyznać się do dokonania serii zamachów bombowych w Syczuanie w 2001 r. w miejscowości Ganzi w zachodniej części prowincji. W wyniku eksplozji zginęła jedna osoba. Rejon ten - Czam - stanowi historyczną część tzw. Wielkiego Tybetu i jest zamieszkały przez znaczną grupę etnicznej ludności tybetańskiej. Został oddzielony od Tybetu po zajęciu tej krainy przez armię chińską i po 1951 r. włączony do sąsiedniej prowincji.
W wywiadzie, udzielonym ze swej celi więziennej amerykańskiej rozgłośni "Radia Wolnej Azji", Tenzin Deleg zaprzeczył swemu udziałowi w zamachach, twierdząc, że jedynie słyszał o nich.
Grudniowe wyroki natychmiast wywołały gwałtowne protesty światowej opinii publicznej. Nowojorska organizacja Human Rights in China (Prawa człowieka w Chinach) oświadczała, że proces znanego w Syczuanie działacza buddyjskiego Tulku Tenzin Delega i jego współpracownika Lobsanga Dhondupa odbywał się w "upolitycznionej atmosferze" co sprawiło, że "nie było otwartego, uczciwego i niezależnego procesu". W osobnym oświadczeniu Amnesty International podkreślała pod koniec zeszłego roku, że Tenzin Delek był od lat represjonowany przez władze chińskie z powodu prób tworzenia klasztorów bez oficjalnej zgody.
Obie organizacje apelowały do Chin, aby odwołały wyroki wobec Tybetańczyków - pierwsze tego rodzaju od lat - za wykroczenia polityczne. Sprawa stała się też przedmiotem interwencji w Pekinie amerykańskiego dyrektora departamentu ds. praw człowieka w Departamencie Stanu Lorne Cranera.
sg, pap