Szczyt bez konkretów

Szczyt bez konkretów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szczyt Unii Europejskiej nie przyniósł żadnych konkretów ws. Iraku. Jedynym osiągnięciem jest Niemcy w ostateczności i zgodnie z rezolucją ONZ nie wykluczyły użycia siły.
Przywódcy Unii Europejskiej kończąc w Brukseli wielotygodniowe spory, uzgodnili wspólne stanowisko wobec Iraku. Wezwali reżim w Bagdadzie do podporządkowania się inspekcjom ONZ, ale wojnę uznali za ostateczność.

Takie stanowisko nie było zaskoczeniem. Wobec różnicy zdań między obozem "pacyfistów" a zwolennikami "twardej ręki" wobec Bagdadu, od rozpoczęcia szczytu zapowiadano, że wspólna deklaracja o Iraku ograniczy się zapewne do  najniższego wspólnego mianownika, co zdaniem unijnych dyplomatów oznaczało, że nie określi on jasno ani terminu, ani warunków ewentualnego użycia siły przeciwko Irakowi.

Zaproszony na początek szczytu sekretarz generalny ONZ Kofi Annan wykorzystał okazję, żeby apelować do Europy i Ameryki, żeby nie  spierały się o Irak, gdyż utrudni to rozwiązanie problemu. Wezwał też Bagdad, żeby "wybrał dostosowanie a nie konflikt".

Największym osiągnięciem szczytu wydaje się, jak dotąd, zgoda szefa niemieckiej dyplomacji Joschki Fischera na wpisanie do  deklaracji, że użycie siły nie jest wykluczone, chociaż powinno być traktowane jako ostateczność i uzależnione od decyzji ONZ -  twierdzą unijni dyplomaci.

Niemcy należą do największych "pacyfistów" w Unii. Z drugiej strony, także stojąca na czele obozu "jastrzębi" Wielka Brytania zajęła dość pojednawcze stanowisko. Słowami szefa dyplomacji Jacka Strawa przyznała, że szczyt UE nie jest właściwym miejscem do wyznaczania Irakowi ostatecznego terminu pełnego dostosowania się do rezolucji Rady Bezpieczeństwa 1441.

Straw ponownie opowiedział się za uchwaleniem w krótkim czasie drugiej rezolucji, która orzeknie "poważne naruszenie" tej numer 1441 i zezwoli na przewidziane nią "surowe konsekwencje" w postaci interwencji zbrojnej.

Nieprzejednany okazał się prezydent Francji Jacques Chirac, który powiedział, wchodząc do sali obrad, że tylko inspektorzy rozbrojeniowi ONZ mogą sami zdecydować, kiedy zakończyć swoją misję w Iraku, i że na tym etapie sprzeciwi się drugiej rezolucji. "Uważamy, że wojna jest zawsze, zawsze najgorszym rozwiązaniem. To jest nasze stanowisko, które skłania nas do wniosku, że nie potrzeba dziś drugiej rezolucji, której Francja może się tylko sprzeciwić" - oświadczył.

Po popołudniowym spotkaniu ministrów spraw zagranicznych, którzy przygotowali grunt pod porozumienie na szczycie, kilku z nich nie  kryło, że końcowa deklaracja raczej nie może w zasadniczy sposób odbiegać od tej, którą ogłosili 27 stycznia.

"Naszym wspólnym celem jest rozbrojenie Iraku" - zaproponował jako pierwszy punkt, co do którego wszyscy się zgadzają, szef belgijskiej dyplomacji Louis Michel, zaliczany do obozu "pacyfistów".

"Rozbrojenie powinno być zakończone w możliwie najkrótszym czasie. Czas nagli. Trzeba wywierać maksymalną presję na Bagdad, żeby zastosował się do rezolucji 1441 Rady Bezpieczeństwa ONZ".

Michel podkreślił, że trzeba poprzeć kontynuowanie misji inspektorów rozbrojeniowych ONZ w Iraku i nalegać na Saddama Husajna, żeby "aktywnie współpracował" z inspektorami.

"Ciężar dowodu, że pozbył się broni masowego rażenia, spoczywa na Iraku" - zgodzili się unijni ministrowie według Michela i  według dyplomatów Danii, która należy do zwolenników "twardej ręki".

Nie było natomiast zgody co do oceny dotychczasowej postawy Saddama Husajna. Według Michela, ostatni raport szefa inspektorów ONZ Hansa Bliksa wykazał, że jego misja "popłaca". Zdaniem Strawa, Bagdad nadal nie stosuje się do rezolucji 1441.

em, pap