Turecki żołnierz trafił do niewoli IS. "To był dopiero początek koszmaru"

Turecki żołnierz trafił do niewoli IS. "To był dopiero początek koszmaru"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dżihadyści z Państwa Islamskiego (FOT. ABACA/NEWSPIX.PL) Źródło:Newspix.pl
Özgür Örs w styczniu trafił do niewoli Państwa Islamskiego. Po czterech dniach został uwolniony dzięki operacji tureckiego wywiadu. Wtedy poddano go serii przesłuchań i ostatecznie wydalono z wojska za to, że "nie bronił się przed pojmaniem przez zagraniczną organizację terrorystyczną, stał się jej instrumentem propagandy, a także zaszkodził wizerunkowi Republiki Tureckiej i tureckich sił zbrojnych, gdyż incydent był opisywały zarówno w tureckich, jak i międzynarodowych mediach".
Özgür Örs porwany został 1 stycznia, kiedy patrolował pogranicze turecko-syryjskie. - Po drugiej stronie okopu było pole minowe, wciąż terytorium Turcji, a nie Syrii. Jednak dostałem polecenie, by iść dalej, bo żołnierze z posterunku granicznego wypatrzyli tam kolejną grupę przemytników. Tak zrobiłem. Tuż potem zostałem pojmany przez czterech mężczyzn z kałasznikowami - opowiada mężczyzna w wywiadzie dla "Hurriyet Daily News".

Jak mówi Özgür Örs, dżihadyści z Państwa Islamskiego zawiązali mu oczy i zapewnili, że "to nic osobistego", i że "tylko wypełniają rozkazy". - Poinformowaliśmy przełożonych, że cię pojmaliśmy i teraz musimy cię im przekazać - mówił do mężczyzny bezbłędnym tureckim. - Prawdopodobnie chcieli w ten sposób skłonić mnie do tego, żebym nie próbował walczyć, nie decydował się na żadne gwałtowne reakcje. Chcieli mnie uspokoić. Bo jakby nie patrzeć, Państwo Islamskie to najbardziej przerażająca i brutalna organizacja świata - tłumaczy.

Mężczyznę pytano o to, czy omyłkowo przekroczył granicę. Odpowiedział twierdząco. - Miałem wrażenie, że takiej właśnie odpowiedzi ode mnie oczekują. Następnie zapytali mnie czy piłem jakiś alkohol. Odparłem, że nie piję alkoholu. Potem znów wsadzili mnie do samochodu. Jechaliśmy przez ok. trzy godziny. Później zakuli mnie w kajdany i umieścili w pokoju w jakimś budynku. Tam spędziłem następne cztery dni - opowiada.

Jak mówi Özgür Örs, jedno z pierwszych pytań, jakie mu zadano, dotyczyło wyznania. Tłumaczy, że zapewnił, iż jest muzułmaninem, a wtedy bojownicy kazali mu się modlić. - Obserwowali mnie w jaki sposób to robię, by przekonać się, czy mówiłem prawdę. Jestem pewien, że gdybym nie przeszedł tego testu, zabiliby mnie. Modlitwa ocaliła mi życie - podsumowuje.

Po czterech dniach mężczyznę przekazano dwóm funkcjonariuszom wywiadu tureckiego. Özgür Örs nie zna szczegółów tej operacji.

Kiedy mężczyzna wrócił do Turcji poddano go serii przesłuchań. Postawiono mu zarzuty, iż "nie bronił się przed pojmaniem przez zagraniczną organizację terrorystyczną, stał się jej instrumentem propagandy, a także zaszkodził wizerunkowi Republiki Tureckiej i tureckich sił zbrojnych, gdyż incydent był opisywały zarówno w tureckich, jak i międzynarodowych mediach". Ostatecznie 24 czerwca mężczyzna został wydalony z wojska. - Przecież miałem broń przystawioną do skroni. Broniłem jedynie swojego prawa do życia. Natomiast na to, czy mój przypadek zostanie wykorzystany w celach propagandowych nie miałem wpływu - mówi.

Örs odwołuje się od decyzji o wydaleniu z wojska. - To wszystko, co dzieje się od mojego uwolnienia, wygląda tak, jakby chcieli mi powiedzieć: "Miałeś zginąć, dlaczego wciąż żyjesz?" - dodaje.

"Hurriyet Daily News"