Wkrótce po umocnieniu swej władzy w Turcji prezydent demonstruje, że jest poważnym graczem także na scenie międzynarodowej.
Ubiegły tydzień prezydent Turcji Tayyip Recep Erdo?an może zapisać jako
jeden z bardziej udanych po ostatnim, pełnym politycznej niepewności
roku. Gdy uspokoił się po wygranej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju
(AKP) w powtórzonych wyborach, rzucił sobie do stóp Europę i jak równy z
równym prowokuje rozpychającego się na Bliskim Wschodzie Putina.
PREZYDENT NA FALI
Jeszcze jesienią Erdo?an miał powody do niepokoju – wydawało się, że
Turcy są zmęczeni autorytarnym stylem jego rządów. Wielu analityków
dowodziło, że burzliwe dwa lata w polityce wewnętrznej i kłopoty
gospodarcze skutecznie podkopały pozycję „sułtana”. Jego partia AKP
wygrała w czerwcu wybory, jednak słabszy niż zwykle wynik nie dawał jej
szansy na samodzielne rządy. To się zmieniło 1 listopada w kolejnych
wyborach, powtórzonych z powodu niemożności utworzenia koalicji
rządzącej. Turcy przestraszeni falą zamachów organizowanych przez
terrorystów (według opozycji tolerowanych przez służby bezpieczeństwa)
poparli AKP. Partia prezydenta znacznie poprawiła wynik (49 proc.) i
znów zyskała możliwość rządzenia bez dzielenia się władzą. W Turcji
Erdo?ana można albo wielbić, albo nienawidzić. Opozycja przestrzega
przed budową „aksamitnej dyktatury”, ale zwolennicy AKP obwołali
prezydenta mężem opatrznościowym, który wyciągnie kraj z kłopotów.
Dochodzi do sytuacji na granicy parodii (co dla samych zainteresowanych
śmieszne nie jest). Pewien lekarz musi stanąć przed sądem za porównanie
Erdo?ana do Golluma z „Władcy pierścieni”. Powołani przez sąd eksperci z
całą powagą badają, czy cechy literacko-filmowej postaci są
wystarczająco negatywne, by ocenić stopień obrazy głowy państwa. Europa
dobrze zna grzechy Erdo?ana i jego ekipy. Świadczy o tym najlepiej tzw.
raport o postępach Turcji przygotowywany regularnie na zlecenie Komisji
Europejskiej. Tegoroczny – tak jak poprzednie – krytykuje naruszanie
niezawisłości sądów i wolności słowa. Zwiększyła się „liczba aresztowań,
prześladowań przez wymiar sprawiedliwości, przypadków cenzury i zwolnień
z pracy na tle politycznym”. W więzieniach (państwa należącego do NATO i
współpracującego z Zachodem) przebywa więcej dziennikarzy niż w
powszechnie krytykowanym Iranie.
EUROPA PO PROŚBIE
Ale publikacja raportu została opóźniona tak, by nie ukazał się przed
tureckimi wyborami. Niektórzy europejscy przywódcy w ogóle woleliby go
już nie upubliczniać. Od czasu wybuchu kryzysu imigranckiego Europa
gotowa jest na każdy kompromis z Ankarą, byle tylko zatrzymać falę
uchodźców jak najbliżej Syrii. Potwierdzają to wyniki zeszłotygodniowego
szczytu Unia Europejska – Turcja, po którym Erdo?an wręcz triumfował. O
tym, że Europejczycy łaszą się do Ankary, świadczyła już październikowa
wizyta szefa Komisji Europejskiej w Turcji. Juncker i Erdo?an wręcz
ostentacyjnie manifestowali wzajemną serdeczność. W zeszłym tygodniu
Europejczycy pod nieformalnym przywództwem Angeli Merkel położyli przed
Erdo?anem wszystko, co mogli, nawet zanim Turcy zaczęli się głośno
domagać ustępstw.
Pieniądze na pomoc uchodźcom? Proszę bardzo, 3,2 mld euro (Ankara
chciała 6 mld, ale pewnie znajdą się sposoby na dorzucenie do koszyka).
Utrudnienia w dostępie do Europy? Zajmiemy się tym, może już za rok będą
ułatwienia wizowe. Unia celna z Europą? Do końca 2016 r. wprowadzimy
„zasadnicze zmiany”. Szczyty unijno-tureckie od 11 lat nie zajmowały się
właściwie akcesją Turcji do UE (formalnie proces trwa od 1964 r., ale
jak ironizowali Turcy, cieszyć się mogli tylko urzędnicy biorący udział
w negocjacjach, bo mieli pracę zapewnioną do emerytury). Teraz okazuje
się, że negocjacje mają ruszyć z kopyta, a na pierwszy ogień pójdzie
rozdział 17, dotyczący polityki gospodarczej i finansowej. Nie chodzi
przy tym jedynie o problem uchodźców. Europejczycy przypomnieli sobie
nagle o Turcji w kontekście jej 80-milionowego rynku zbytu i
potencjalnej współpracy w dziedzinie polityki energetycznej. Zwłaszcza
po tym, jak Bruksela faktycznie zablokowała projekt South Stream.
Z nagłym ociepleniem uczuć do Turcji wiąże się jeden kłopot. Otóż po
latach zwodzenia, a nawet otwartego mówienia (jak Nicolas Sarkozy), że
muzułmańskie państwo nie przystaje do modelu Wspólnej Europy, sami Turcy
stracili zainteresowanie akcesją do UE. Tylko 33 proc. z nich uważa, że
taki krok byłby dla ich kraju pozytywny, zaś 40 proc. ma przeciwne
zdanie. Na szczęście rząd w Ankarze uznał chyba, że propozycje
Europejczyków są atrakcyjne. Dzień po szczycie na granicach Turcji
powstrzymano przed wyjazdem ok. 1300 nielegalnych migrantów
wybierających się do Europy. Ta krótka demonstracja pokazała, ile
naprawdę zależy od dobrej woli tureckich władz.
ROSJI SIĘ NIE BOIMY
Pewny siebie Erdo?an ma też kolejne pole do popisu. To najnowszy
konflikt z Moskwą po zestrzeleniu rosyjskiego bombowca na granicy
turecko-syryjskiej. Nawet podczas paryskiego szczytu klimatycznego obaj
skłóceni i rzucający sobie nawzajem nowe oskarżenia przywódcy
przyciągali chwilami więcej uwagi mediów niż przemówienia w głównej sali
obrad. Broni największego kalibru użył Władimir Putin, oskarżając Turków
o współpracę z Państwem Islamskim. Rosyjskie ministerstwo obrony wkrótce
pokazało zdjęcia cystern wożących ropę wydobywaną na zajętych przez
islamistów terenach. Moskwa ogłosiła zaraz kilka bolesnych dla
gospodarki tureckiej decyzji, które utrudnią eksport do Rosji, zniechęcą
turystów wybierających się nad Bosfor, a także postawią pod znakiem
zapytania wspólne projekty energetyczne, m.in. budowę elektrowni
atomowej w Akkuyu i nowy gazociąg na dnie Morza Czarnego. Nie
doczekawszy się przeprosin Erdo?ana, wściekły Putin po raz kolejny
wrócił do tematu w swoim czwartkowym orędziu do Zgromadzenia Narodowego.
Zagroził, że Turcja „pożałuje tego, co zrobiła”. „Jeśli ktoś myśli, że
popełniając haniebną zbrodnię wojenną – morderstwo naszych ludzi –
odkupi winę pomidorami, to głęboko się myli” – grzmiał rosyjski
prezydent.
Nie wiadomo, co planuje, bo prawdziwa wojna handlowa (nie mówiąc o
konflikcie zbrojnym) byłaby dla obu stron wyjątkowo kosztowna. Na razie
następują ciosy propagandowe. Po oskarżeniach o handel ropą z Państwem
Islamskim mają nadejść dowody na pomoc udzielaną przez tureckie służby
islamistom w werbowaniu i przemycaniu do Syrii ochotników. Oskarżenia te
nie są nowe, już wcześniej na dwulicową politykę Ankary zwracali uwagę
zachodni dziennikarze śledczy. Nieoficjalnie szefostwo NATO wysyła do
Ankary sygnały, że Turcja nie zachowuje się całkiem fair. W zeszłym
tygodniu Amerykanie wprost zażądali, by „uszczelniła swoje południowe
granice”. Erdo?an nie wydaje się tym przejmować. Dobrze wie, że w
kryzysowej sytuacji Barack Obama nie mógł powiedzieć nic innego niż to,
co powiedział w Paryżu: „Chcę to powiedzieć jasno: Turcja jest
sojusznikiem NATO. USA wspiera prawo Turcji do obrony własnego
terytorium”. Erdo?anowi sprzyja też niewątpliwie powszechna w
Waszyngtonie świadomość, że Rosja prowadzi na Bliskim Wschodzie własną,
cyniczną grę strategiczną. Umocniony we władzy i potrzebny Zachodowi w
sąsiedztwie syryjsko-irackiego piekła turecki „sułtan” czuje się pewnie.
Dla niego stawką nie jest przecież ani pokonanie Państwa Islamskiego,
ani wkradanie się w łaski Europy. Podstawowym celem Erdo?ana jest pełnia
władzy we własnym kraju i chyba jeszcze nigdy nie był tak blisko
zrealizowania swoich planów.
jeden z bardziej udanych po ostatnim, pełnym politycznej niepewności
roku. Gdy uspokoił się po wygranej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju
(AKP) w powtórzonych wyborach, rzucił sobie do stóp Europę i jak równy z
równym prowokuje rozpychającego się na Bliskim Wschodzie Putina.
PREZYDENT NA FALI
Jeszcze jesienią Erdo?an miał powody do niepokoju – wydawało się, że
Turcy są zmęczeni autorytarnym stylem jego rządów. Wielu analityków
dowodziło, że burzliwe dwa lata w polityce wewnętrznej i kłopoty
gospodarcze skutecznie podkopały pozycję „sułtana”. Jego partia AKP
wygrała w czerwcu wybory, jednak słabszy niż zwykle wynik nie dawał jej
szansy na samodzielne rządy. To się zmieniło 1 listopada w kolejnych
wyborach, powtórzonych z powodu niemożności utworzenia koalicji
rządzącej. Turcy przestraszeni falą zamachów organizowanych przez
terrorystów (według opozycji tolerowanych przez służby bezpieczeństwa)
poparli AKP. Partia prezydenta znacznie poprawiła wynik (49 proc.) i
znów zyskała możliwość rządzenia bez dzielenia się władzą. W Turcji
Erdo?ana można albo wielbić, albo nienawidzić. Opozycja przestrzega
przed budową „aksamitnej dyktatury”, ale zwolennicy AKP obwołali
prezydenta mężem opatrznościowym, który wyciągnie kraj z kłopotów.
Dochodzi do sytuacji na granicy parodii (co dla samych zainteresowanych
śmieszne nie jest). Pewien lekarz musi stanąć przed sądem za porównanie
Erdo?ana do Golluma z „Władcy pierścieni”. Powołani przez sąd eksperci z
całą powagą badają, czy cechy literacko-filmowej postaci są
wystarczająco negatywne, by ocenić stopień obrazy głowy państwa. Europa
dobrze zna grzechy Erdo?ana i jego ekipy. Świadczy o tym najlepiej tzw.
raport o postępach Turcji przygotowywany regularnie na zlecenie Komisji
Europejskiej. Tegoroczny – tak jak poprzednie – krytykuje naruszanie
niezawisłości sądów i wolności słowa. Zwiększyła się „liczba aresztowań,
prześladowań przez wymiar sprawiedliwości, przypadków cenzury i zwolnień
z pracy na tle politycznym”. W więzieniach (państwa należącego do NATO i
współpracującego z Zachodem) przebywa więcej dziennikarzy niż w
powszechnie krytykowanym Iranie.
EUROPA PO PROŚBIE
Ale publikacja raportu została opóźniona tak, by nie ukazał się przed
tureckimi wyborami. Niektórzy europejscy przywódcy w ogóle woleliby go
już nie upubliczniać. Od czasu wybuchu kryzysu imigranckiego Europa
gotowa jest na każdy kompromis z Ankarą, byle tylko zatrzymać falę
uchodźców jak najbliżej Syrii. Potwierdzają to wyniki zeszłotygodniowego
szczytu Unia Europejska – Turcja, po którym Erdo?an wręcz triumfował. O
tym, że Europejczycy łaszą się do Ankary, świadczyła już październikowa
wizyta szefa Komisji Europejskiej w Turcji. Juncker i Erdo?an wręcz
ostentacyjnie manifestowali wzajemną serdeczność. W zeszłym tygodniu
Europejczycy pod nieformalnym przywództwem Angeli Merkel położyli przed
Erdo?anem wszystko, co mogli, nawet zanim Turcy zaczęli się głośno
domagać ustępstw.
Pieniądze na pomoc uchodźcom? Proszę bardzo, 3,2 mld euro (Ankara
chciała 6 mld, ale pewnie znajdą się sposoby na dorzucenie do koszyka).
Utrudnienia w dostępie do Europy? Zajmiemy się tym, może już za rok będą
ułatwienia wizowe. Unia celna z Europą? Do końca 2016 r. wprowadzimy
„zasadnicze zmiany”. Szczyty unijno-tureckie od 11 lat nie zajmowały się
właściwie akcesją Turcji do UE (formalnie proces trwa od 1964 r., ale
jak ironizowali Turcy, cieszyć się mogli tylko urzędnicy biorący udział
w negocjacjach, bo mieli pracę zapewnioną do emerytury). Teraz okazuje
się, że negocjacje mają ruszyć z kopyta, a na pierwszy ogień pójdzie
rozdział 17, dotyczący polityki gospodarczej i finansowej. Nie chodzi
przy tym jedynie o problem uchodźców. Europejczycy przypomnieli sobie
nagle o Turcji w kontekście jej 80-milionowego rynku zbytu i
potencjalnej współpracy w dziedzinie polityki energetycznej. Zwłaszcza
po tym, jak Bruksela faktycznie zablokowała projekt South Stream.
Z nagłym ociepleniem uczuć do Turcji wiąże się jeden kłopot. Otóż po
latach zwodzenia, a nawet otwartego mówienia (jak Nicolas Sarkozy), że
muzułmańskie państwo nie przystaje do modelu Wspólnej Europy, sami Turcy
stracili zainteresowanie akcesją do UE. Tylko 33 proc. z nich uważa, że
taki krok byłby dla ich kraju pozytywny, zaś 40 proc. ma przeciwne
zdanie. Na szczęście rząd w Ankarze uznał chyba, że propozycje
Europejczyków są atrakcyjne. Dzień po szczycie na granicach Turcji
powstrzymano przed wyjazdem ok. 1300 nielegalnych migrantów
wybierających się do Europy. Ta krótka demonstracja pokazała, ile
naprawdę zależy od dobrej woli tureckich władz.
ROSJI SIĘ NIE BOIMY
Pewny siebie Erdo?an ma też kolejne pole do popisu. To najnowszy
konflikt z Moskwą po zestrzeleniu rosyjskiego bombowca na granicy
turecko-syryjskiej. Nawet podczas paryskiego szczytu klimatycznego obaj
skłóceni i rzucający sobie nawzajem nowe oskarżenia przywódcy
przyciągali chwilami więcej uwagi mediów niż przemówienia w głównej sali
obrad. Broni największego kalibru użył Władimir Putin, oskarżając Turków
o współpracę z Państwem Islamskim. Rosyjskie ministerstwo obrony wkrótce
pokazało zdjęcia cystern wożących ropę wydobywaną na zajętych przez
islamistów terenach. Moskwa ogłosiła zaraz kilka bolesnych dla
gospodarki tureckiej decyzji, które utrudnią eksport do Rosji, zniechęcą
turystów wybierających się nad Bosfor, a także postawią pod znakiem
zapytania wspólne projekty energetyczne, m.in. budowę elektrowni
atomowej w Akkuyu i nowy gazociąg na dnie Morza Czarnego. Nie
doczekawszy się przeprosin Erdo?ana, wściekły Putin po raz kolejny
wrócił do tematu w swoim czwartkowym orędziu do Zgromadzenia Narodowego.
Zagroził, że Turcja „pożałuje tego, co zrobiła”. „Jeśli ktoś myśli, że
popełniając haniebną zbrodnię wojenną – morderstwo naszych ludzi –
odkupi winę pomidorami, to głęboko się myli” – grzmiał rosyjski
prezydent.
Nie wiadomo, co planuje, bo prawdziwa wojna handlowa (nie mówiąc o
konflikcie zbrojnym) byłaby dla obu stron wyjątkowo kosztowna. Na razie
następują ciosy propagandowe. Po oskarżeniach o handel ropą z Państwem
Islamskim mają nadejść dowody na pomoc udzielaną przez tureckie służby
islamistom w werbowaniu i przemycaniu do Syrii ochotników. Oskarżenia te
nie są nowe, już wcześniej na dwulicową politykę Ankary zwracali uwagę
zachodni dziennikarze śledczy. Nieoficjalnie szefostwo NATO wysyła do
Ankary sygnały, że Turcja nie zachowuje się całkiem fair. W zeszłym
tygodniu Amerykanie wprost zażądali, by „uszczelniła swoje południowe
granice”. Erdo?an nie wydaje się tym przejmować. Dobrze wie, że w
kryzysowej sytuacji Barack Obama nie mógł powiedzieć nic innego niż to,
co powiedział w Paryżu: „Chcę to powiedzieć jasno: Turcja jest
sojusznikiem NATO. USA wspiera prawo Turcji do obrony własnego
terytorium”. Erdo?anowi sprzyja też niewątpliwie powszechna w
Waszyngtonie świadomość, że Rosja prowadzi na Bliskim Wschodzie własną,
cyniczną grę strategiczną. Umocniony we władzy i potrzebny Zachodowi w
sąsiedztwie syryjsko-irackiego piekła turecki „sułtan” czuje się pewnie.
Dla niego stawką nie jest przecież ani pokonanie Państwa Islamskiego,
ani wkradanie się w łaski Europy. Podstawowym celem Erdo?ana jest pełnia
władzy we własnym kraju i chyba jeszcze nigdy nie był tak blisko
zrealizowania swoich planów.
Więcej możesz przeczytać w 50/2015 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.