Polskie koło w PE

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polscy europosłowie ze wszystkich frakcji politycznych Parlamentu Europejskiego utworzyli nieformalną grupę, której zadaniem ma być współdziałanie ponad podziałami politycznymi.
Zadaniem grupy ma być popieranie wspólnych inicjatyw, zwłaszcza gospodarczych oraz wymiana informacji.

Na pierwszym spotkaniu, w którym uczestniczyła zdecydowana większość polskich posłów do PE, uzgodniono, że grupa będzie się spotykać raz w miesiącu w Strasburgu, w czasie sesji plenarnych Parlamentu, chyba że zaszłaby potrzeba dodatkowego spotkania. Postanowiono też zapraszać na spotkania m.in. ministrów, którzy będą przedstawiać stanowisko Polski w sprawach rozpatrywanych w  PE, i ambasadorów. Polacy w unijnym zgromadzeniu liczą też na  spotkania z komisarz Danutą Huebner.

Na inauguracyjnym spotkaniu ustalono również, że następnym posiedzeniom będą przewodniczyć kolejno polskie grupy - według wielkości frakcji, do których należą. W związku z tym najbliższe, wrześniowe spotkanie przygotuje i poprowadzi Platforma Obywatelska wspólnie z PSL, ponieważ są członkami największej frakcji -  Europejskiej Partii Ludowej-Europejskich Demokratów. Grupa, która przejmuje przewodniczenie, ma je sprawować przez kolejny miesiąc i  przygotować spotkanie.

Gospodarzem pierwszego spotkania byli posłowie PiS, którzy należą do frakcji Unia na rzecz Europy Narodów. Według posła PiS Marcina Libickiego, z taką inicjatywą wystąpił jeszcze w czasie kampanii wyborczej lider partii Jarosław Kaczyński. "Głosił taką koncepcję, że powinien powstać stały mechanizm konsultowania się wszystkich posłów ze wszystkich opcji politycznych w Parlamencie Europejskim" - powiedział Libicki. Dodał, że Kaczyński nazwał to roboczo Kołem Polskim. Jednak w  środę nazwa ta nie została jednoznacznie zaakceptowana, ponieważ zastrzeżenia zgłosił szef polskiej grupy we frakcji EPL-ED Jacek Saryusz-Wolski. Jego zdaniem, tak nazwane koło było już m.in. w  rosyjskiej Dumie i w niemieckim Reichstagu. Nie było to zresztą jedyne zastrzeżenie Saryusza-Wolskiego. Wyraził też obawę przed nagłaśnianiem i upolitycznianiem tej inicjatywy i domagał się, żeby obecni na spotkaniu dziennikarze opuścili salę. "Skoro jest prasa, to jest to przedsięwzięcie polityczne" - argumentował. Dziennikarze jednak zostali, bo nie zaakceptowali tego pozostali posłowie.

W reakcji na propozycję, żeby Polacy wspierali się nawzajem w  wyborach do prezydiów parlamentarnych komisji, Saryusz-Wolski powiedział, że członkowie jego grupy takiego poparcia nie  potrzebują, bo są najsilniejszą polską grupą, w dodatku w  najsilniejszej frakcji politycznej unijnego parlamentu. Podkreślił, że np. przewodniczenie jednej z najważniejszych komisji - budżetowej - "mają z rozdzielnika".

em, pap