Wybory bez wyboru (aktl.)

Wybory bez wyboru (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zakończyły się wybory prezydenckie w Czeczenii, w których jedynym realnym kandydatem był kandydat Moskwy. Zapewnienia władz o wysokiej frekwencji kontrastowały z pustymi lokalami wyborczymi.
Zgodnie z oczekiwaniami Ału Ałchanow prowadzi po niedzielnych wyborach prezydenckich w Czeczenii - wynika z danych z 21 spośród 430 komisji wyborczych. Według tych danych, na Ałchanowa, 47-letniego generała milicji, który uważany jest za polityka całkowicie lojalnego wobec Kremla, głosowało 71,4 proc. wyborców.

Drugi jest oficer rosyjskiej FSB Mowsar Chamidow (14,2 proc.), a trzeci miejscowy profesor uniwersytetu Abdułła Bugajew (5,67 proc.). Pozostali kandydaci otrzymali poniżej pięciu procent głosów.

Wyniki oficjalne zostaną podane w poniedziałek około południa czasu miejscowego.

Już przed głosowaniem było niemal oczywiste, że wygrać je może tylko Ałchanow. Jego jedyny poważny rywal, biznesmen Malik Sajdułłajew, został skreślony przez komisję wyborczą pod pretekstem błędu w dowodzie osobistym.

Frekwencja - według komisji wyborczej - miała sięgać 77,1 procent uprawnionych do głosowania, co oznacza, że wybory zostaną uznane za ważne. Agencja AFP donosi jednak z Groznego, że liczni dziennikarze obserwowali słaby ruch w lokalach wyborczych w stolicy i na prowincji. Z "wysokiej frekwencji" kpią też związane z separatystami czeczeńskie media.

Wybory przebiegały spokojnie, z wyjątkiem próby zamachu, w której zginął mężczyzna o nieznanej tożsamości. Poniósł on śmierć przed lokalem wyborczym w Groznym, gdy usiłując wtargnąć do niego zdetonował ładunek wybuchowy.

"Zrobimy wszystko, aby przeprowadzić wolne i demokratyczne wybory. Oczekujemy wysokiej frekwencji" - zapowiadał w sobotę w rosyjskiej telewizji szef komisji wyborczej Abdul-Kerim Arsachanow. Zapewnieniom tym nie dała wiary żadna z międzynarodowych organizacji, nie przysyłając nawet swoich obserwatorów do Czeczenii. Przybyła tu jedynie misja specjalna Rady Europy, która choć przyjrzy się także niedzielnym wyborom, jednak jej głównym zadaniem będzie zbadanie sytuacji w republice pod kątem humanitarnym.

Wyborów nie uznają też partyzanci czeczeńscy, grożąc zabiciem każdego, kto obejmie urząd prezydenta i będzie wysługiwał się Moskwie.

Wybory rozpisano w związku ze śmiercią 9 maja tego roku poprzedniego prezydenta Achmada Kadyrowa. Kadyrow zginął od wybuchu bomby w czasie defilady zwycięstwa na stadionie w Groznym.

**********

Ału Ałchanow, 47-letni generał milicji, jest znany z tego, że zawsze był lojalny wobec Moskwy, nawet w czasie pierwszej wojny czeczeńskiej.

Urodzony w 1957 roku w Kazachstanie, dokąd Stalin 13 lat wcześniej zesłał Czeczenów i Inguszy, Ałchanow przez całe dorosłe życie był związany z milicją. Do akademii milicyjnej w  Mohylewie (dziś Białoruś) wstąpił wkrótce po zakończonej służbie wojskowej. Następnie ukończył Wyższą Szkołę Milicji w Rostowie i Akademię MSW ZSRR.

Później zajmował stanowiska kierownicze we władzach milicji w Groznym. Gdy w 1994 roku Rosjanie po raz pierwszy zaatakowali wybijającą się na niepodległość Czeczenię, Ałchanow stanął po ich stronie i poparł marionetkowy rząd Doku Zawgajewa. Jest jednym z nielicznych przedstawicieli obecnej promoskiewskiej ekipy, którzy nigdy nie współpracowali z separatystami. Zwykł o nich mówić "renegaci", bo sam wierzy w "potężną wieloetniczną Rosję".

W 1996 roku Ałchanow bronił dworca kolejowego w Groznym przed szturmem rebeliantów, który ostatecznie zakończył się wycofaniem Rosjan ze stolicy Czeczenii. Z dumą opowiada, że trzymał stację jeszcze osiem dni po tym, gdy separatyści opanowali resztę miasta.

Gdy porozumienie pokojowe z 1997 roku zakończyło wojnę i dało Czeczenii faktyczną samodzielność, Ałchanow wyjechał z republiki. W Rosji powierzono mu podrzędne stanowisko naczelnika milicji na stacji kolejowej Szachtnaja w obwodzie rostowskim.

Okazał się znów potrzebny Rosjanom, gdy w październiku 1999 roku ponownie zaatakowali Czeczenię. Wówczas wrócił i pokierował jednym z wydziałów milicji w zdobytym przez armię rosyjską Groznym. W 2003 roku ekipa promoskiewskiego lidera Achmada Kadyrowa powołała Ałchanowa na stanowisko ministra spraw wewnętrznych.

Rola Ałchanowa bardzo wzrosła, gdy 9 maja 2004 Kadyrow zginął w  zamachu bombowym. Typowany na przyszłego prezydenta syn Kadyrowa Ramzan okazał się za młody, by samemu walczyć o władzę. Ramzan ma  28 lat, a minimalny wiek dla kandydatów, jaki przewiduje czeczeńska konstytucja, to 30 lat. Konstytucję z pewnością by  zmieniono, gdyby nie pat prawny - Czeczenia wciąż nie wybrała jeszcze parlamentu, który jako jedyny mógłby przeprowadzić takie zmiany.

Ostatecznie Kreml postanowił wesprzeć Ałchanowa, uważanego zresztą za dużo bardziej zależnego od Moskwy niż ktokolwiek z rodu Kadyrowa. Pierwszą oznaką poparcia była niespodziewana audiencja, jakiej w czerwcu udzielił mu prezydent Władimir Putin.

Ałchanow cieszy się opinią człowieka uczciwego, o stałych (promoskiewskich) poglądach. Ale też stał na czele MSW w czasie, gdy podległej mu promoskiewskiej milicji zarzucano zbrodnie przeciwko ludności cywilnej.

Wciąż jednak nie wiadomo, jak duży będzie zakres władzy Ałchanowa po objęciu prezydentury. Ramzan Kadyrow, któremu jedynie formalności utrudniły przejęcie władzy, jest bowiem wciąż silny politycznie, ma lepsze powiązania rodowe i - co ważniejsze - ma  własne siły zbrojne.

Według części opinii, Ramzana Kadyrowa i Ału Ałchanowa czeka teraz realna walka o władzę nad Czeczenią. Obserwatorzy nie wykluczają, że po ukończeniu 30 lat Kadyrow junior będzie próbował odsunąć prezydenta od władzy. Do tego czasu zaś Ałchanow może starać się osłabić wpływy Kadyrowa.

Istnieje jednak również inna wersja. Po Czeczenii krąży pogłoska - nie wiadomo, na ile prawdziwa - że Ałchanow, zanim został kandydatem, ślubował Ramzanowi wierność, składając uroczystą przysięgę na Koran.

Zagrożeniem dla nowego prezydenta są też separatyści. Ich lider Asłan Maschadow groził śmiercią każdemu, kto obejmie najwyższą funkcję w promoskiewskich władzach. Na wszelki wypadek Ałchanow pozostawił rodzinę - żonę i trójkę dzieci - w obwodzie rostowskim. "O moim losie zadecyduje Wszechmogący" - powiedział.

em, pap