Osadzony w Zakładzie Karnym we Włocławku pokłócił się ze współwięźniami. Chciał być w celi dla niepalących, tymczasem jego towarzysze palili. Doszło do awantury, którą zauważył oddziałowy. Według relacji więźnia funkcjonariusz wyciągnął go brutalnie z celi, chwycił za ramiona tak silnie, że skazany poczuł ból, następnie docisnął do ściany. Głośno wyzywając więźnia, kazał mu przez dłuższy czas stać w niewygodnej pozycji na szeroko rozstawionych nogach. Poszkodowany zażądał obdukcji lekarskiej, ale się jej nie doczekał. Sprawa wyszła na jaw tylko dlatego, że w więzieniu pojawiła się delegacja rzecznika praw obywatelskich (RPO). W ramach Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur eksperci wizytują corocznie polskie więzienia, rozmawiają ze skazanymi, przeglądają dokumentację. Gdy u poszkodowanego zauważyli siniaki, zażądali wyjaśnień. To tylko jeden z wielu przypadków uchybień, które stwierdzili wizytatorzy RPO. W sumie w 2018 r. przebadali 12 jednostek penitencjarnych, w tym sześć zakładów karnych, dwa areszty i cztery tzw. oddziały zewnętrzne. Opracowany przez ekspertów raport jest alarmujący.
Wynika z niego, że przed doprowadzeniem do aresztu policja stosuje przemoc w stosunku do osadzonych, niektóre z przypadków noszą wręcz znamiona tortur. Zakładanie maski gazowej na głowę, bicie pałką po stopach, żebrach, stosowanie gróźb było na porządku dziennym. Podczas przesłuchań – wbrew standardom międzynarodowym – zatrzymani byli skuci kajdankami. Celem tych praktyk było najczęściej wymuszanie przyznania się do winy. Policjanci stosują takie praktyki, gdyż wiedzą, że w więzieniu czy areszcie osadzony najprawdopodobniej nie będzie miał się do kogo poskarżyć. – Problemem jest bowiem brak procedur umożliwiających identyfikację przypadków przemocy – zauważa Przemysław Kazimirski, dyrektor zespołu odpowiadającego za Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. – Mówiąc wprost – personel, w tym lekarze więzienni, nie dokumentuje urazów lub robi to powierzchownie, często nie zgłasza też sprawy organom ścigania – zauważa.
Brud i ciasnota
Wyjątkowo złe warunki panują w celach. „Wprost” dotarł do niepublikowanych dotąd badań czystości, przeprowadzonych na podstawie materiału pobranego w jednym z aresztów śledczych. Wyniki są szokujące. Specjalnie dla nas zgodziła się je skomentować dr Elżbieta Puacz, specjalistka mikrobiologii, do niedawna prezes Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych w Warszawie. Jak podkreśla dr Puacz, z przeprowadzonych badań wynika, że liczba mikroorganizmów przypadających na metr kwadratowy powierzchni mieszkalnej w przebadanej celi przekracza wszelkie dopuszczalne normy. – Problemem jest obecność bakterii jelitowych, zwanych też kałowymi – tłumaczy lekarka. – Nie powinno ich być w ogóle, tymczasem występują one w ogromnej ilości. Innymi słowy – najwyraźniej dawno tam nikt nie sprzątał, potrzebna jest tam szczotka, woda i mydło, a w toalecie zapewne również dezynfekcja – wyjaśnia dr Puacz. Zdaniem ekspertów RPO jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest m.in. niezwykła ciasnota pomieszczeń, w których przebywają osadzeni. Nasze prawo pozwala bowiem, by na jednego więźnia przypadały zaledwie trzy mkw. powierzchni.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.