Zdaniem Macieja Maniewskiego, fryzjera gwiazd, prowadzącego telewizyjny program „Afera fryzjera”, dredy znów stają się modne. – Wróciłem właśnie z pokazu w Londynie. Widać powrót do trendów lat 70., kiedy to wraz z kulturą hipisowską pojawiały się właśnie dredy – mówi Maniewski.
– Często były łączone z krótko wyciętymi grzywkami, więc fryzura Olgi Tokarczuk jest niezwykle aktualna – dodaje. Kreatorka fryzur Jaga Hupało, prywatnie przyjaciółka noblistki, podkreśla, że fryzura pisarki to manifestacja przywiązania do natury i feminizmu. – To archetyp kobiecości. Bo dredy, mimo że kojarzone głównie z Jamajką, Bobem Marleyem i współczesnością, historią sięgają 2 tys. lat p.n.e. Właśnie tak wygląda naturalny efekt, gdy włosy wejdą w długotrwałą relację z wiatrem i wodą – wyjaśnia. Jak ustalił „Wprost”, twórczynią dredów Tokarczuk jest artystka i fryzjerka Aleksandra Bielawska. W 2006 r. poszła ona na premierę książki przyszłej noblistki pt. „Anna In w grobowcach świata”. Poprosiła o autograf. – Pani wygląda dokładnie jak moja główna bohaterka, która przechodzi z warkoczyków na dredy – usłyszała od Tokarczuk. Wymieniły się telefonami, nawiązały znajomość. Dwa lata później pisarka zapukała do drzwi Aleksandry, mówiąc, że chce poprawić parę dredów, które zrobiła w Bangkoku. Tak właśnie zrodził się styl noblistki z dredami.


Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Komentarze