Szymon Krawiec: Masz jakiegoś ulubionego miliardera?
Rafael Badziag: Chyba najbardziej urzekła mnie historia Moheda Altrada. Chłopak urodził się w rodzinie nomadów na Pustyni Syryjskiej. Ojciec wyparł się go w dzieciństwie. Jego brata zakatował na śmierć. Matka umarła, jak miał cztery lata. Wychowywała go babcia, która nie chciała posłać go do szkoły. Kazała mu wypasać kozy. A on codziennie uciekał z domu do szkoły boso przez pustynię. Nie miał zeszytu ani ołówka – dostał je od nauczyciela z pobliskiej wioski, który pozwolił mu przychodzić na lekcje. W trzeciej klasie dostał pierwszy prezent w życiu – stary rower. Zabłysł u niego geniusz przedsiębiorcy. Wypożyczał rower kolegom za niewielkie pieniądze i uzbierał na pierwsze książki. Uczył się tak dobrze, że dostał się na stypendium do Francji. Po studiach kupił tam upadającego producenta rusztowań. W ciągu 30 lat dołączył do swojej Altrad Group kolejnych 200 firm. W 2015 r. uznano go za Światowego Przedsiębiorcę Roku.
Czyli nie trzeba być z bogatego domu, żeby zostać miliarderem.
To jeden z głównych stereotypów, jakie narosły wokół najbogatszych, a który ja obalam w mojej książce. Wystarczy spojrzeć na karierę Narayany Murthy’ego, który urodził się w 1946 r. w Indiach, wtedy jednym z najuboższych krajów świata. W jego rodzinnym domu nie było nawet mebli, wszyscy siedzieli i spali na podłodze. A to on założył Infosys, który jest dzisiaj jedną z największych firm informatycznych na świecie. Zatrudnia 200 tys. programistów – więcej niż Google, Apple i Microsoft razem wzięte. Pomyśleć, że taki gigant powstał bez telefonu i komputera.
Jak to?
Infosys komputera nie miał, bo żeby w tamtych czasach sprowadzić go do Indii, potrzebna była rządowa licencja. Żeby ją zdobyć, Murthy poświęcił trzy lata, 50 razy jeździł do Delhi z Bangalore, co dało 200 dni spędzonych w pociągu. To samo z telefonem: podłączenie firmy do linii telefonicznej trwało wtedy w Indiach średnio 5-7 lat. Na początku dzwonił więc do klientów z publicznego telefonu na poczcie.
A jak ktoś chciał się dodzwonić do niego?
Uśmiechnął się i powiedział mi, że nie było takiej opcji.
Po co spisałeś ich historie w książce?
Sam jestem przedsiębiorcą. Urodziłem się w Polsce, ale jako 17-latek wyjechałem z rodziną do Niemiec. W 1997 r. wyjechałem na wymianę studencką do Stanów. Widziałem, jak powstają tam pierwsze sklepy internetowe. To było dopiero trzy lata po tym, jak powstał Amazon czy eBay. Wróciłem do Niemiec i założyłem w akademiku swój własny sklep internetowy ze sprzętem sportowym. W pewnym momencie musiałem podjąć decyzję: albo ten sklep to moje hobby, albo biznes. Postawiłem na to drugie. Sklep zaczął przynosić milionowe obroty, ale to była ciągła walka i stres. Po kilkunastu latach zobaczyłem, że w Niemczech wyrosła mi już wielka konkurencja, która dawno mnie przegoniła. Do tamtej pory myślałem, że w biznesie wystarczy pomysł, jakiś plan i ciężka praca. A to za mało.
Czego ci brakowało?
Nie miałem cech dobrego przedsiębiorcy. Byłem z wykształcenia matematykiem, człowiekiem od cyferek, a nie relacji między ludzkich. Nie potrafiłem dobierać ludzi do współpracy. A nawet jak dobrałem odpowiednich, to nie umiałem ich zmotywować do pracy, jakoś pociągnąć za sobą. Byłem wąskim gardłem w firmie, nie potrafiłem zaufać ludziom, każda decyzja musiała przechodzić przeze mnie.
I co było dalej?
Zacząłem czytać książki o najbogatszych, poradniki biznesowe, chodzić na konferencje, gdzie skakało się wokół i przybijało piątki z innymi uczestnikami, krzycząc do siebie: „Masz umysł milionera!”.
Pomogło?
No właśnie to w ogóle do mnie nie trafiało, bo ja już byłem milionerem. Zbudowałem pierwszy sklep internetowy w Niemczech, który przynosił miliony euro obrotów. Stwierdziłem, że nie mogę uczyć się, jak być lepszym na jakieś konferencji o milionerach, tylko uderzyć do miliarderów. Jak chcesz być najlepszym piłkarzem, to nie uczysz się od trzecioligowca, tylko od Messiego, Ronaldo czy Lewandowskiego. Zacząłem się zastanawiać, kim są najlepsi przedsiębiorcy na świecie. W biznesie jest jedna prosta miara sukcesu – wartość majątku netto, czyli najlepszymi przedsiębiorcami są najbogatsi ludzie świata.
A czym się różni milioner od miliardera oprócz pieniędzy?
Ja wyróżniam trzy poziomy biznesu. Najniższy stanowią tzw. dryferzy, czyli ludzie dryfujący po oceanie życia z prądem otoczenia. Uważają, że mogą odnieść sukces tylko, jeśli warunki są doskonałe. A błędem jest takie myślenie, że jesteśmy produktem otoczenia. Że ze względu na to, w jakiej rodzinie się urodziliśmy, w jakim kraju i o jakim czasie, to przez to nie możemy odnieść sukcesu, że życie nam się przydarza. Milionerzy, którzy stanowią kolejny poziom, biorą życie w swoje ręce, ale nadal wierzą, że sukces zależy tylko od sprzyjających okoliczności. Najwyżej w hierarchii są miliarderzy, którzy mają takie podejście, że niezależnie, gdzie są i jakie mają warunki dookoła, to potrafią się w nich odnaleźć.
Ciężko do nich dotrzeć?
Jedna osoba na 4 mln na świecie jest miliarderem. W Polsce mamy ich tylko sześciu. Wyjść na ulicę i spotkać miliardera to trochę tak jak trafić szóstkę w lotka. W sumie znam 36 dolarowych miliarderów, w tej książce występuje ich 21. Wszyscy dorobili się majątku od zera. Niczego nie dostali, nic nie odziedziczyli, zbudowali swój majątek samodzielnie od podstaw. W tę książkę zainwestowałem sześć lat swojego życia i milion złotych. Przy 11 wydaniach językowych było w nią zaangażowanych w sumie 100 osób: asystenci miliarderów, moi asystenci, ludzie od kontaktów, PR-owcy, tłumacze, korektorzy, redaktorzy. Do miliarderów strasznie ciężko dotrzeć. Ja nigdy wcześniej nie napisałem żadnej książki. Byłem dla nich człowiekiem znikąd. Nie miałem za sobą telewizji, jakiegoś znanego tytułu prasowego.
Myślisz, że ci najbogatsi są szczęśliwi?
Zasadniczo jest tak, że pieniądze nie zmieniają twojej osobowości. Jak byłeś szczęśliwym człowiekiem bez pieniędzy, to pieniądze nie zmienią twojej zdolności do odczuwania szczęścia. Ale jak bez pieniędzy byłeś nieszczęśliwy, to pieniądze mogą zrobić z twojego życia koszmar. Pieniądze dają ci po prostu większą możliwość wyboru i nie każdy potrafi sobie z tym wyborem poradzić.
To tak jak historie o tych, którzy wygrali w totka.
Nie potrafią obchodzić się z takimi pieniędzmi, bo sami ich nie zarobili. Żeby zbudować duży majątek, musisz być trochę psychologiem. Wiedzieć, jak rozmawiać z ludźmi, jak ich motywować, co robić, żeby za tobą podążali. Można to poczuć podczas rozmowy z miliarderem, że stara się jakoś podbudować twoją wartość, żebyś czuł się komfortowo w jego towarzystwie. To są normalni ludzie, większość miliarderów ma tradycyjne rodziny. Liczy się dla nich wyrozumiały partner, który bierze na siebie sprawy prywatne, odciąża cię i wspiera, żebyś nie martwił się tym, co dzieje się w domu, a skupił się na firmie.
Nie są samotni?
Są rzeczy, które ich obciążają. Wyrzeczenia w życiu prywatnym, nie mają czasu na przyjaciół, są w ciągłym stresie, biorą na siebie wielką odpowiedzialność. Tony Caktiong z Filipin prowadzi sieć 4,5 tys. restauracji na czterech kontynentach. Niech ktoś się zatruje jego jedzeniem, zachoruje, trafi do szpitala. Siergiej Galicki, chyba jedyny rosyjski miliarder, który dorobił się fortuny bez udziału Kremla, zatrudnia 290 tys. ludzi w swojej sieci sklepów Magnit. Towary rozwozi 9 tys. ciężarówek. Mówi mi, że codziennie się modli, żeby żaden z jego kierowców nie miał wypadku na rosyjskich drogach, które do najbezpieczniejszych nie należą
Miliarderzy się modlą, a dzielą się chętnie majątkiem?
Galicki wybudował Rosjanom stadion w Krasnodarze, wyremontował wiele parków i ulic. Ludzie noszą go tam na rękach. Jest zresztą największym po Kremlu rosyjskim pracodawcą. Chińczyk Cao Dewang dorastał w biednej wiosce w prowincji Fujian. Z racji tego, że ojciec opuścił jego rodzinę, Dewang nie miał przez wiele lat imienia, bo chińska tradycja mówi, że imię synowi wybiera właśnie ojciec. Młody chłopak był szkolnym łobuzem, nasikał dyrektorowi na głowę, wpadł w alkoholizm, sięgnął dna. Ale wyszedł z dołka i dzisiaj jest największym na świecie producentem szyb samochodowych. Został też uznany za największego azjatyckiego filantropa. Turek Hüsnü Özyeğin inwestuje w edukację matek na Bliskim Wschodzie, żeby mogły kształcić swoje dzieci, które nie mogą korzystać z przedszkoli. W ten sposób wyedukował już milion ludzi. Dryferzy nie są filantropami i nie wymagają filantropii od innych. Milionerzy chodzą na bale filantropów, gdzie wylicytują na aukcji jakiś obraz za parę tysięcy, żeby się pokazać. Miliarderzy wybierają sobie jakiś ważny problem społeczny i budują wokół niego swoją fundację.
Należałoby ich dotkliwiej opodatkować?
To jest śmieszne. Ludzie mają wyobrażenie, że miliarder ma miliardy w gotówce, które leżą na kupce w jego obłędnej willi. A tak naprawdę korzysta na co dzień z mikroskopijnej części swojej fortuny. Znam światowych miliarderów, którzy żyją dużo skromniej od polskich milionerów. Narayana Murthy nadal mieszka w swoim trzypokojowym mieszkaniu, chociaż stworzył gigantyczny koncern Infosys. Miliarderzy nie zostali miliarderami, bo są chciwi. Jest wiele chciwych ludzi na tym świecie, którzy miliardów nie mają.
Rafael Badziag – przedsiębiorca, mówca i autor bestsellerów. Pojawiał się w BBC, FOX News, „Wall Street Journal” czy „USA Today”. Jego książka „Umysł miliardera” zaraz po premierze w czerwcu trafiła na szczyt listy bestsellerów w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Niedawno ukazała się jej polska edycja. Jest pierwszą osobą, która pozyskała tak wielu miliarderów do udziału w projekcie książkowym. Szymon Krawiec – kierownik działu Biznes @SzymonKrawiecArchiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.