Osiedlowe wyścigi ślimaków i międzypokoleniowa gra w klasy. Tak odradzają się miejskie podwórka

Osiedlowe wyścigi ślimaków i międzypokoleniowa gra w klasy. Tak odradzają się miejskie podwórka

Trwa renesans osiedlowych podwórek
Trwa renesans osiedlowych podwórek Źródło:Shutterstock
Stało się coś niezwykłego. Po kilku godzinach lekcji online dzieci porzucają laptopy w domach i żądne normalności wybierają zabawy na podwórku. Odcięci od znajomych ich rodzice też cenią sobie każdą minutę rozmowy z kimś, kto podzielałby ich (nie tylko) pandemiczny los. Choć boom na sąsiedzkość trwa od jakiegoś czasu, to w czasie pandemii znacznie nabrał na sile.

Deweloperzy coraz częściej chcą przyciągnąć klientów oferując im mieszkania na „osiedlach dla bezdzietnych” albo domy „tylko dla katolików”. Ale w kontrze do tych pomysłów polskie podwórka klasy średniej, charakteryzujące się międzypokoleniowym miszmaszem, światopoglądowym tyglem czy kulturowym miksem, właśnie dziś odżywają.

Osiedle Młodych na warszawskiej Pradze Południe. Cztery kilkupiętrowe bloki wyznaczają granice starego placu zabaw dla dzieci. Wybetonowanej przestrzeni z piaskownicą, dwoma huśtawkami, czterema ławkami i jedną starą, kolorową, metalową zabawką, na którą dzieci mogą się wspinać. W porównaniu z innymi placami zabaw, choćby tym z pobliskiego Parku Polińskiego, ten podwórkowy „placyk”, bo tak nazywają go mieszkańcy, jest raczej smutnym wspomnieniem po latach słusznie minionych.

Ale to właśnie on w godzinach popołudniowego szczytu, gdy rodzice kończą pracę zdalną lub wracają do domów, a dzieci po lekcjach online w końcu mogą złapać oddech, przeżywa oblężenie.

Teraz, w kwietniu 2021 roku, na podwórku bywa nawet trzydzieści osób.

– Jakbym cofnęła się w czasie. Doskonale znam te obrazki, hulajnogi, rolki, rowery, deskorolki, gra w klasy rozrysowana na chodniku, jakiś labirynt stworzony przez jedną z mam, zabawki w piaskownicy dostępne dla wszystkich, bo przez wszystkich znoszone i porzucane tam w dobrej wierze – mówi jedna z mieszkanek osiedla.

Dobro wspólne

Ojciec dwóch chłopców tylko otwiera okno i staje w nim, by doglądać szalejących na podwórku, na rolkach lub rowerach synów. Chłopcy muszą chodzić do szkoły podstawowej. Czyli w praktyce od tygodni w niej nie bywają. Podwórko jest namiastką normalności w czasie pandemicznych ograniczeń.

Mieszkają na parterze, doskonale widać, że doglądający ich ojciec równolegle spogląda na program informacyjny.

Kolejna klatka. Mama sześciolatka wychodzi przed blok i do innych kobiet pilnujących swoich dzieci na placu zabaw krzyczy z pytaniem: „Mogłybyście na niego spojrzeć? Muszę przygotować się do pracy”. Inne matki przytakują, biorą sześciolatka pod swoje skrzydła.

– Czasem nawet nie trzeba pytać, czy ktoś popilnuje dziecka. Wszyscy traktujemy się jak rodzinę. Jakoś tak samoistnie zerkamy na dzieci sąsiadów, pilnujemy, mamy oczy dookoła głowy – mówi mama dwóch dziewczynek.

Z kolejnej klatki wychodzi ojciec z dwiema córkami. Mija kilka minut, a mężczyzna nieoczekiwanie staje się podwórkowym animatorem. Zgraja dzieci, nawet tych najmłodszych, trzy- i czterolatków dołącza do zabawy w murarza. A potem w berka. Wszystko trwa grubo ponad godzinę. Kolejne dzieci najpierw nieśmiało przyglądają się harcom, by po chwili, zachęcone przez dorosłych, dołączyć do gry. Przedział wiekowy od 3+ do 30+.

– Wyglądam przez okno i widzę, jak mamy też zaczynają biegać. Samo obserwowanie im nie wystarczyło. I tak rodzice razem z dziećmi gonią się dookoła podwórka. Nikt nie wstydzi się, nie krępuje, nie zadaje pytań „czy wypada”. Po prostu dobrze się bawią – mówi seniorka obserwująca zamieszanie z trzeciego piętra.

Artykuł został opublikowany w 16/2021 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Ponadto w magazynie