Sto lat do tyłu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Populistyczny i radykalny socjalizm oraz równie radykalny nacjonalizm znowu nas straszą. A mają czym.
A nawet nieco więcej niż sto lat. Demokracje europejskie w coraz większym stopniu zostają zdominowane przez dwie siły ideologiczne, jakie przeważały w końcu XIX w. i – jak sądziliśmy – już odeszły na zawsze. A  tu mamy powtórkę z historii. Znowu coraz większą rolę odgrywa populistyczny i radykalny socjalizm oraz równie radykalny nacjonalizm. To duchy z przeszłości, które zaczynają nas straszyć, a mają czym, bo  m.in. dzięki antagonizmowi doszło do wybuchu I wojny światowej oraz  słabości demokracji w okresie międzywojennym.

Radykalny socjalizm polegał przede wszystkim na formułowaniu roszczeń wobec państwa i grożeniu wystąpieniami ulicznymi, jeżeli roszczenia te  nie zostaną spełnione. Najczęstsze z nich to zabrać bogatym i oddać biednym, roszczenie nonsensowne i zabójcze dla gospodarki i wspólnoty politycznej. Z zamiarami takimi noszą się niektórzy współcześni przywódcy socjalistyczni, jak Robert Fico ze Słowacji czy Franćois Hollande – najpoważniejszy kandydat prezydencki z Francji.

Hollande, który operuje zdumiewająco prymitywnym językiem i równie prymitywnymi ideami – mówi to wprost. Ale i w Polsce mamy do czynienia z  podobnymi postulatami, celuje tu SLD z groźbami zakłócenia porządku publicznego w trakcie najważniejszej tegorocznej imprezy, czyli Euro 2012. Kto grozi strajkiem komunikacji w czasie tych zawodów, ten zachowuje się tak samo jak socjaliści na przełomie XIX i XX w. To nie jest działanie demokratyczne, to jest działanie wprost i otwarcie antydemokratyczne.

Po prawej stronie mamy nacjonalistów obecnych w większości europejskich krajów, którzy przypomnieli sobie hasła końca XIX w. i straszą obecnością obcych oraz robią karierę na uczuciach ksenofobicznych i  poczuciu słabości politycznej wspólnoty europejskiej. Postulaty nacjonalistyczne są łatwe do przewidzenia, ale wielu z nas, liberałów, ludzi centrum czy konserwatywnych liberałów, myślało, że takie propozycje nie zyskają już nigdy większego powodzenia, a tu nacjonaliści prawicowi czy tylko populistyczni zyskują kilkanaście, a czasem więcej procent poparcia. Jeszcze skandal z Jörgiem Haiderem wzbudził oburzenie Europy, ale teraz znacznie niebezpieczniejszych Haiderów jest co  najmniej kilkunastu. Działają w ramach struktur demokratycznych, ale  postępują tak tylko dopóty, dopóki jest to im wygodne. Logika nacjonalizmu pcha ich do wyjścia poza te struktury.

Co się stało? Żeby odpowiedzieć chociaż częściowo na to pytanie, przypatrzmy się Holandii, krajowi, który był prymusem w zakresie liberalnych wartości i który obecnie staje się prymusem w zakresie nacjonalizmu. Okazało się, wbrew wszelkim oczekiwaniom, że można w  odniesieniu do wielu spraw moralnych czy obyczajowych zachowywać radykalnie liberalne stanowisko (takich jak eutanazja, małżeństwa homoseksualne czy in vitro), a zarazem propagować wyjęte ze śmietnika historii frazesy nacjonalistyczne. Zdumiewające zachowanie części Holendrów prowadzi do przygnębiającego wniosku, że postawa liberalna nie  zakorzeniła się silnie w Europie, że mieliśmy długi okres gospodarczego dobrobytu oraz liberalnego oświecenia, ale okres ten nie zmienił w  niczym niemal atawistycznych reakcji Europejczyków na sytuacje trudne, na  kłopoty, jakie pojawiają się w okresach słabej koniunktury.

Innymi słowy – a brzmi to złowieszczo – Europa nie stała się naprawdę liberalna. Liberalizm dokonał swojego dzieła tylko częściowo, a między innymi doprowadził do zniszczenia do niedawna ważnych dla niej wspólnot pamięci, ale nie zaproponował ani niczego nowego w zakresie gospodarki, ani – tym bardziej – nowych czy też odświeżonych form demokracji. I to jest najważniejsze.

Bo ostatecznie niech sobie polityczni szaleńcy głoszą radykalne hasła, ale my będziemy spokojni, dopóki rządzą nami ludzie umiarkowani i  liberalni. Na razie jeszcze rządzą, ale demokracja, jaką reprezentują, jest marnie przygotowana na ideologie, które odwołują się przede wszystkim do zbiorowych emocji, i to przede wszystkim emocji negatywnych. Socjaliści nie mają nic do zaproponowania dla naprawy demokracji, podobnie jak nacjonaliści. W gruncie rzeczy traktują ją jako przeszkodę do realizacji swoich groźnych postulatów, chociaż głośno tego nie powiedzą. Co więcej, jest nawet gorzej niż w końcu XIX w., gdyż powstają osobliwe kombinacje ugrupowań socjalizujących i  nacjonalizujących, jak na Węgrzech czy w Polsce. Ugrupowania te, zależnie od sytuacji, gotowe są podnosić argumenty w duchu roszczeniowo-socjalistycznym, jak i narodowo-antyeuropejskim. Trudno je  umieścić na tradycyjnej mapie politycznej i ideowej, ale ich istnienie jest coraz bardziej widoczne.

Jeżeli jesteśmy przywiązani do demokracji liberalnej bez względu na jej liczne uchybienia, to musimy bić na alarm, bo chce się nas zepchnąć do  świata, jaki nie powinien zaistnieć w XXI w.

Więcej możesz przeczytać w 12/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.