Granice bez granic

Granice bez granic

Dodano:   /  Zmieniono: 
Reflektor słońca chodzi za mną w Berlinie.
Dawne tu pobyty tworzą warstwy geologiczne, na których rośnie – t e r a z – jak trawa. Moje odbicie w szybach muzeum sztuki antycznej – czy to ja, niemal rówieśny Etruskom? Zrosły się już dwie części Berlina, muszę zamknąć oczy, by  poczuć dłonią bliznę. Mur, który pamiętam w całości, nawet ze  strażnikami, co patrzyli przez lornetkę na mnie, przybysza z tamtej strony, przebierańca, który udawał, że jest z wyspy Zachodu, ten mur sprzedawany teraz w pamiątkach w postaci okruszków, obok czapek oficerów Armii Czerwonej. Na Unter den Linden zwieńczonej Bramą Bradenburską i  nowym placem, z mało udanymi domami projektu najlepszych współczesnych architektów, jedyny szpetny i zaniedbany budynek to dawna polska ambasada. Z odległej godności zostały jej tylko dwa wyleniałe napisy pod  niemymi już dzwonkami: wydział handlowy, wydział konsularny.

Odruchowe śledzenie, co zostało w nowych Niemczech z NRD. Wielką płytę widać z  daleka, ale płyt w głowach już nie. Znajomi, którzy tu mieszkają, twierdzą, że to jednak nadal jak najbardziej czuje się w ludziach. Szpetne domy czasami się burzy, częściej przerabia z niezłym skutkiem. Ale proces pożerania Wschodu przez Zachód został niemal zakończony. A  kto nas wyremontuje, odmaluje, odwszawi, odgrzybi? Musimy sami. I nieźle nam to idzie.

Frankfurt nad Odrą i Słubice. Łażę tam i z powrotem przez most graniczny, jak rok temu w Cieszynie, ale co tam granica z Czechami, niemiecko-polska to jest coś! Za dnia gapię się z mostu, jakbym szukał zatopionej stalowej kurtyny i jej łańcucha – nie ma. Nocą zaglądam w  nurt, widzę skłębiony mrok historii. Łażę tam i z powrotem przez ten most z oślą radością, jak Kłapouchy wkładał do beczułki pęknięty balonik. Ani beczułka pusta, ani balonik pęknięty. To już tylko przechodzenie z lepszej do gorszej dzielnicy tego samego miasta. Nasza uboższa, lecz jak to bywa z dzielnicami, przez to jakby ciekawsza. Pijak nagle zaczepia kolegę: „Z takim parasolem to pan prezydentem zostanie". I wcale nie chce za to wynagrodzenia. Jaki pijak po niemieckiej stronie byłby taki kreatywny i bezinteresowny?

Stacje benzynowe w Słubicach roją się od Niemców. Sprzedawczyni w szoku, że musi ze mną po polsku, jakby zapomniała języka w gębie. Niemcy leją benzynę do baków z  charakterystyczną miną ludzi, którzy właśnie dokonują istotnych oszczędności, ale leją też do kanistrów, wolno do jednego, a im się zdarza nawet do trzech. Proszę, jak czysty zysk druzgoce nawet słynną niemiecką praworządność. Dwa słubickie bazary, jak to polskie bazary, ale widać, że nawet baby bazarowe nam się modernizują. Po polskiej stronie strzyżenie za 10 zł. W Warszawie nie do pomyślenia. Fryzjerka ma córkę Dominikę, dziewczynka zaledwie dziewięcioletnia, ale  matka już się martwi, że z tego strzyżenia to nie da rady ją wysłać na  studia. A dla niej oczywiste, że musi na studia. W Niemczech jest pomoc dla rodziców, a w Polsce nie ma. Chce więc posłać dziecko najpierw do  niemieckiej szkoły, tam nawet bliżej na piechotę przez most. Tak Niemiec nam dzieci germani. Jedyna nadzieja, że Prezes uszczelni na powrót granice. A na poważnie: segregacja edukacyjna staje się u nas faktem. Należy z nią walczyć jak z tą rasistowską. Gotowość do wszelkich poświęceń, by dzieci miały dobre wykształcenie, to niebywały kapitał. Nikt nam nie wybaczy, jeśli go zmarnujemy. Też młodzi, którzy za  wykształceniem wyjadą.

Często patrząc na polskie niechlujstwa, mówię sam do siebie: w Niemczech byłoby to nie do pomyślenia. Wpadam właśnie na  pustą butelkę po wódce, wiatr turla ją po chodniku, ludzie idą, a nikt nie podniesie, więc wrzucam do śmieci, myśląc: w Niemczech nie do pomyślenia. Gapa, jestem przecież we Frankfurcie. Zaraz potem most i ojczyzna. Na chodniku leży pijak, smacznie śpi. Jak on mógł mi coś takiego zrobić!

Powrót przez Wrocław, który szykuje się na  kulturalną stolicę Europy. Na razie widzę jak stary-nowy dworzec finiszuje ostro na mistrzostwa w piłce. Wiele tu dobrych ostrości, więc Ostrów Tumski, odnawiany i poprawiany, tworzy niezwykłą panoramę, a  ostre wieże kościołów czynią niebu akupunkturę. Stoję w oknie biblioteki na rynku, gdzie mam wykład, i patrzę, jak tańczą płomienie fontanny. Tutejsze Muzeum Narodowe bardzo ciekawe, jaka świetna nowa galeria polskiej sztuki współczesnej. Dobry więc dzień, ale z kiepską puentą. Taksówkarz z rynku na dworzec pojedzie, ale za 35 zł. Tłumaczy: stoi pierwszy kilka godzin, nie opłaci się tak blisko. A przecież z dworca jechałem też z oszustem, ale za 25 zł. Teraz nie ma mowy. Zgłasza się kierowca z końca, pojedzie za 18. Złości się na tych z przodu, „szmatławy kraj" – mówi. Bez przesady, że tak cały, miejsca tylko szmatławe, trzeba je więc kulturalnie odszmacać.

Autor jest poetą, prozaikiem, eseistą, reporterem i krytykiem literackim

Więcej możesz przeczytać w 15/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.