Niski sufit

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ochłap podsłuchu znowu został rzucony i media poszły w las. A my kupą ich tropem. Czas nagrać i ujawnić wszystkie materiały i ukazać w sytuacjach nikczemnych, albo choćby wstydliwych, wszystkich naszych ministrów, posłów, senatorów (z senatorów obsłużono chyba tylko Krzysztofa Piesiewicza). Jaki człowiek wytrzyma pełne podejrzenie? Przy współczesnej technice co za problem? I każdy załatwiony na amen. A że wśród polityków PSL będzie szczególnie wiele atrakcji, każdy głupi to wiedział. Owe słynne zatęchłe agencje, spółki, urzędy. Wbija się co kilka miesięcy łopatę w ziemię, a gdziekolwiek ostrze wejdzie głębiej, tryska ropa. Takie próbne odwierty nie zmieniają zasobów ukrytej korupcji.

*

Tydzień temu udaliśmy się z Antosiem na finał polskiej ligi amerykańskiego futbolu. Sektor vipowski z konieczności, innych biletów zabrakło, ciekawe, gdyż Stadion Narodowy choć imponująco do połowy zapełniony, świecił od góry łysiną. Na progu rój pięknych dziewcząt nakłada na przeguby opaski identyfikujące. Antoś odmawia i chowa rączkę za plecy. Prosiłem, przekonywałem: pobladł, wyszlachetniał, w jego wielkich zielononiebieskich oczach zalśniła stal oporu. Nie! A tu zakaz wstępu do raju bez opaski. Postanowiłem więc użyć siły, ciągnę rączkę ku aniołom. Walczy z całą mocą swoich pięciu lat. Poczułem się oprawcą. Pada propozycja: może ja mu sam nałożę? Nie bez trudu, ale udało się. Myślę z trwogą: ten ptak nie zniesie żadnej klatki i obrączki, szkoła za pasem, co to będzie? Dach stadionu zamknięty, a obiekt wtedy szczególnie imponuje. Większość z nas przyszła tu dla tego stadionu, a nie dla meczu. Wolę jednak piłkę nożną. Ale za to rozkoszna atmosfera luzu, nie ma fanatyzmu kibiców.

Na murawie dziewczęta kręcą swym płonącym seksem. W vipowskiej hali klimatyzacja i wielkie żarcie gratis, też alkohole. Piknik, reklama i święto. Ameryka! Najlepsi w napadzie, zwinni ciemnoskórzy sprinterzy kupieni w USA. I zwyczaj stamtąd, trochę śmieszny, ale poruszający, jak zawodnik leży poszkodowany, dwa zespoły klęczą w modlitwie o zdrowie, czekając, co będzie. I jest zmartwychwstanie! Gołąb, który został przypadkiem uwięziony w gigantycznej hali, fruwał z gracją, chociaż przerażony zgiełkiem. Nie wydawał się symbolem pokoju, raczej zniewolenia.

No i jeszcze kapitan Wrona, bohater narodowy użyty w tym spektaklu (LOT ufundował nagrodę za dobre kopnięcie tej dziwnej piłki, która uderzona zachowuje się jak banan). Komercja zje wszystko, też Wronę. Znowu Ameryka!

*

Mieszkam już kilka lat w Międzylesiu, a dopiero teraz postanowiłem jechać podmiejską kolejką do miasta. Skład SKM luksusowy, podróż zdaje się na inną planetę. W wagonie czysto, pusto, gładko, czytam i coraz szerzej i głębiej wchodzę w sztukę i myśl Tołstoja. Notuję z „Wojny i pokoju” słowa księcia Andrzeja: „Przegraliśmy, ponieważ powiedzieliśmy sobie, że przegraliśmy”. To jest też klęska, którą czuje około 20 proc. naszej społeczności, a mułem klęski karmią ich złowrogie media. I jest też myślenie: „Skoro świat nie jest taki, jak chcemy, aby był, to nie jest już nasz”. A przecież czarne widzenie rodzi ciemność. A ja w blasku słońca widzę z okien wypięknione i wypachnione dworce Wschodni i Stadion, z mostu nad Wisłą panorama miasta aż dech zapiera. Gdy w roku 1948 mój ojciec jechał z Łodzi do zrujnowanej Warszawy, pisał w liście do brata: „Warszawa odbudowuje się, Nowy Świat już stoi, Żoliborz… Wspaniałe i przykre miasto”. Dwa lata potem, zaraz po moich narodzinach, już mieszkaniec stolicy notuje: „Warszawa rośnie, MDM rzeczywiście okazale się przedstawia, ale dopiero Tomaszek będzie mieszkał w prawdziwej stolicy, gdy ja wraz z Eneaszem tej polskiej Eneidy wejdę już do krainy cieniów”. Od tak dawna w krainie cieniów, nie wie, że na prawdziwą Warszawę będę musiał tak długo czekać.

*
Obrazek z niedawnej Ustki: dziewczyna podaje nam smażoną rybę. Na plecach widać fragment tatuażu: „Chińskie pismo?”. Potwierdza, a tatuaż trwały. „Co mówią pani plecy?” – pytam. „Marzyciel” – wyjaśnia. – „To tak niedawno, na osiemnastkę”. „Rodzice nie rozpaczali?”. Uśmiecha się, chyba nie było najgorzej. Widzę, że jej rodzice prowadzą ten zakładzik, on prosty rybak. Niedawno byli turystycznie na duńskim Bornholmie. Tym bardziej młodzi mają poczucie, że świat szeroki leży u ich stóp, jest o czym marzyć. A tu nagle sufit nisko. I pomyślałem znowu o gołębiu, który fruwał zamknięty w puszce stadionu, nie tylko ja go widziałem i zapamiętałem. Za wiele symbolizował, by zapomnieć.

*

Jak to możliwe, że jest tak źle, skoro bywa tak dobrze i na odwrót. A na odwrót może nawet bardziej. To zagadka Polski – ktoś powie. A może całej naszej współczesności. Jedni wieszczą koniec świata, inni przepoczwarzanie się ludzkości w byt bardziej doskonały, co musi boleć.
Więcej możesz przeczytać w 30/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.