Co robić?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Chcę od razu zastrzec, że tytuł niniejszego felietonu nie ma nic wspólnego z dziełem Lenina („Co robić?”). Uwaga ta wydaje mi się niezbędna, bo podejrzenie o czytanie pism tego autora jest według ministra sprawiedliwości grzechem cięższym niż hajlowanie i „obalanie republiki”.
Pytanie, co robić z politycznym chamstwem, faszyzmem i zwyczajnym brakiem kultury osobistej, jest ważne i trudne, zwłaszcza że te trzy czynniki przeplatają się z sobą; faszyści bywają kulturalni, a prawdziwe chamstwo jest swojskie i niekoniecznie faszystowskie. Można powiedzieć – salonowe (anty). Mowę więc trzeba unormować, bo błoto języka pozbawionego jakichkolwiek zahamowań i ograniczeń niedługo zaleje nas i pozbawi powietrza.

Zewsząd jednak słychać głosy, że to cenzura albo że to nieskuteczne. To nie do końca prawda. Przestrzeganie pewnych norm nie ma nic wspólnego z cenzurą. Przecież po to, żeby mówić i być zrozumiałym, trzeba stosować wiele różnych norm, na przykład: gramatycznych, komunikacyjnych, stylistycznych, perswazyjnych i innych. Język pozbawiony norm jest bełkotem. Od mniej więcej XVI w. stosujemy również normy, które Erazm z Rotterdamu wiązał z osobistą ogładą lub ucywilizowaniem. Dzięki nim ludzie pomału przestawali na siebie wrzeszczeć, walić się kijami po głowach i nawet gdy kogoś nienawidzili, szanowali zasady słownej etykiety, a elegancję języka i jego komunikatywność zaczęli przedkładać nad soczystość i spontaniczność będące znakami prostactwa i nieokrzesania. Zasady te początkowo obowiązywały w ramach elity, ale potem się zdemokratyzowały. Ci, którzy tego nie rozumieli, pozostawali na marginesie. Dziś ten margines wchodzi do sfery publicznej i staje się znaczący.

PO pragnie zaostrzenia prawa dotyczącego obelg i nawoływania do nienawiści, a Michał Boni stworzenia specjalnej komisji etycznej, która analizowałaby winę językowych harcowników i karała. Nie wydaje mi się to dobrym rozwiązaniem. Jeśli prawnie ograniczymy używanie języka, nic się nie zmieni. Frustraci pozostaną frustratami, chamy chamami, a faszyści faszystami i każdy wyrok sądu będzie przynosił im „zasługi”. Przecież pan Braun w pewnych środowiskach musi być już dziś traktowany jak bohater! Po wyroku będzie nim rzeczywiście. I najpewniej zostanie celebrytą, bo przecież „to się ogląda!”.

Prawo mamy niezłe, trzeba je po prostu egzekwować, jeśli tak się nie dzieje, to dlatego, że nader często sędziami bywają osoby nieumiejące ukryć swoich prawicowych poglądów. Sędzia, który swego czasu zalegalizował znak „zakaz pedałowania”, czy wielu innych, którzy przez lata bagatelizowali mowę nienawiści, robili tak nie dlatego, że nie mieli prawnych narzędzi, ale – prawdopodobnie – nie widzieli „społecznej szkodliwości”, bo mieli poglądy podobnie do sprawców. Problemem jest formacja sędziów i ich bezstronność, a nie luki w prawie.

Znacznie skuteczniejszym sygnałem woli zmiany tej sytuacji byłaby – ze strony rządu – np. dymisja Gowina. Tak jak znacznie skuteczniejszym sposobem walki z pedofilią byłaby edukacja seksualna w szkołach i odpowiednie warsztaty z dziećmi niż kastracja pedofilów, do której zapalił się swego czasu pan premier. Nasz rząd ma jednak tendencję działania zgodnie z hasłem „mądry Polak po szkodzie” niż do działań skutecznych, bo prewencyjnych.

Nie podoba mi się też idea powoływania specjalnej komisji etycznej. A to z powodu kompletnego lekceważenia etycznych kwalifikacji w doborze członków. Według powszechnej opinii utrzymującej się w gremiach decyzyjnych, etykiem, tak jak politykiem, może zostać każdy. Moralność w Polsce mierzy się chodzeniem do Kościoła, ewentualnie abstynencją alkoholową, no i tym, że kandydat nie jest uwikłany w poważne afery. Wiedza etyczna, autorytet, bezstronność nie są w ogóle brane pod uwagę. Widać to w działaniu większości komisji etycznych (np. tej parlamentarnej i tej medialnej). To po co nam jeszcze jedna taka komisja?

Leninowskie pytanie „co robić?” pozostaje więc aktualne. Nie ulega jednak wątpliwości, że jak nie wiadomo, co robić z innymi, trzeba coś zrobić z sobą. I kontrolować przynajmniej własny język.
Więcej możesz przeczytać w 49/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.