Susza w kieszeni

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak nie susza, to powódź albo gradobicie. I tak co roku. Tymczasem w Polsce praktycznie nie ma systemu ubezpieczeń producentów żywności. – I kto za to płaci? Pani płaci, Pan płaci. Społeczeństwo – jak to ujął inżynier Mamoń w filmie „Rejs”.

Najstarsi nasi rybacy nie pamiętają takiej klęski – mówi Sławomir Mazurek, prezes spółki Stawy Milickie, ogromnego zespołu hodowli ryb, położonego w Dolinie Baryczy na Dolnym Śląsku. Szacuje straty na połowę hodowli i minimum 10 mln zł, choć ich dokładna wysokość znana będzie dopiero w listopadzie, kiedy zakończy się odłów ryb na święta. Dla firmy to stracony rok. W ubiegłym roku jej przychody wyniosły 12 mln zł. Nawet wielkie stawy przypominają teraz sadzawki. Przy tak wysokiej temperaturze wody ryby nie mają czym oddychać, nie żerują i nie przybierają na masie. Największy problem jest z narybkiem i tzw. kroczkiem, czyli w trzyletniej hodowli karpia, rybami rocznymi i dwuletnimi. To uderzy w sprzedaż w kolejnych latach. Odczują to konsumenci w te i kolejne święta. Cena kilograma karpia może wzrosnąć nawet o kilka złotych. – Jeśli w ciągu miesiąca nie spadną obfite deszcze, a to niestety zapowiadają prognozy pogody, nie będziemy mogli uruchomić magazynów, w których jest potrzebny stały dostęp do świeżej wody. W takim przypadku tegoroczne przychody ze sprzedaży ryb mogą być symboliczne – obawia się Sławomir Mazurek.

Więcej możesz przeczytać w 37/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.