Agresywny tłum, szturmujący zamknięte przejścia graniczne, metalowe pręty i kamienie z jednej strony, druty kolczaste, armatki wodne, pałki i gaz łzawiący z drugiej. Taką wizję granic zewnętrznych mlekiem i miodem płynącej Europy przedstawiali dotąd jedynie reżyserzy filmów science fiction opowiadających o końcu zachodniej cywilizacji. Dziś taką fabułę pisze życie, wymuszając przywrócenie kontroli na granicach państw strefy Schengen. To nie przelewki. Sam przewodniczący Komisji Europejskiej Jean Claude Juncker nazywa ją najważniejszym osiągnięciem integracji.
Przymykanie drzwi
Każda próba naruszenia swobody podróżowania od Tallina w Estonii do Lizbony i Gibraltaru uważana była dotąd niemal za zamach na UE. Francuzi, którzy pod naporem tysięcy ludzi przekraczających granicę francusko-włoską w drodze do Calais i na Wyspy Brytyjskie wprowadzili w czerwcu czasowe kontrole graniczne, musieli odwołać się do orzeczenia sądu, by udowodnić, że mają prawo bronić swojego terytorium przed nielegalną imigracją. Teraz w ich ślady idą rządy Niemiec, Austrii, Słowacji, Czech, Holandii, Danii i Węgier, jedne po drugim reaktywując przejścia graniczne. Europa coraz częściej kwestionuje sensowność istnienia strefy Schengen w obecnym kształcie, z którego tak dumny jest komisarz Juncker.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.