Historia Mariusza Maxa Kolonki, czyli mówimy, jak było

Historia Mariusza Maxa Kolonki, czyli mówimy, jak było

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mariusz Max Kolonko
Mariusz Max Kolonko Źródło: Newspix.pl / TEDI
Przypominamy archiwalny tekst z 2013 autorstwa Magdaleny Rigamonti o Mariuszu Maxie Kolonko, jego początkach w radiowej Trójce, drodze do sławy i rozstaniu z telewizją publiczną.

Rok 2013: Przeznacz 1$ na Mówię Jak Jest w MaxTV” – to na głównej stronie. Na kolejnych: „Zostań sponsorem Mówię Jak Jest w MaxTV”. Dalej: „Przeznacz: 1$ na MaxTV”. A do tego zdjęcia. Setki zdjęć Mariusza Maksa Kolonki. Tylko na głównej stronie 27 portretów dziennikarza. Poza tym informacje o rekordach oglądalności, o rosnącej liczbie subskrybentów i komentarze dziennikarza. A to o tym, jak władza manipuluje ludźmi, a to o Monice Olejnik, która wedle redaktora Kolonki jest hieną, a to o morderstwie w Londynie, a to o inwigilacji w internecie. O Wojciechu Fibaku też. O tym, że tenisista z racji tego, że jest tenisistą i znajomym Kolonki, wymaga szacunku… Kolonko może mówić na każdy temat. O wszystkim. Dość swobodnie, bez pośpiechu. Nikt przecież nie zakłóca prowadzącemu strumienia świadomości. Żaden redaktor z telewizji, żaden szef. Jak widać, internet zniesie wszystko. Max przemawia z internetowego okienka niczym religijny guru. Z pozycji mędrca, z amerykańskiej wysokości, z której Polska dla niego to kłębowisko niedouczonych gówniarzy i manipulantów. I internautom to się podoba. Coraz bardziej się podoba. I to oni, ich kliknięcia, mają być trampoliną Kolonki. Mają sprawić, że Mariusz Max Kolonko z New York City wróci na antenę Telewizji Polskiej, w której był gwiazdą w latach 90. i przez pierwszą połowę poprzedniego dziesięciolecia.

Jak się dowiedzieliśmy, pierwsze próby nawiązania kontaktu z TVP już podjął. Bo internet, nawet z grubo ponad 150 tys. subskrybentów MaxTV Kolonce nie wystarcza. Ma pomysły na programy telewizyjne. Twierdzi, że tylko on wie, jak się robi prawdziwe dziennikarstwo. Wiemy, że przygotował co najmniej dwie propozycje audycji, które chciałby realizować i prowadzić. Wiemy, że trafiły na Woronicza. Ale na razie nikt się do szefa MaxTV nie zgłosił z propozycją intratnego kontraktu. Nieoficjalnie wiemy, że „nie ma chętnych w telewizji publicznej do współpracy z Maksem”. Zwłaszcza po tym, jak w lutym tego roku na swoim kanale w internecie skrytykował TV Polonia, mówiąc: „Ministerstwo Spraw Zagranicznych zaproponowało 2 mln zł dotacji dla TV Polonia. Telewizja publiczna uważa, że to za mało, ja uważam, że TV Polonia nie powinna dostać ani jednego centa dotacji. Ministerstwo Spraw Zagranicznych powinno przekazać te pieniądze nam, Polonii, i my, Polonia, opracujemy koncepcję kanału polonijnego, realizowanego przez internet…”.

W ten oto sposób Kolonko, mistrz prostych rozwiązań, z właściwą sobie finezją zaproponował za pośrednictwem internetu ministrowi Radosławowi Sikorskiemu, by te 2 mln dał jemu. Na doinwestowanie MaxTV, którą od ponad pół roku rozkręca na YouTube. Pozwolił sobie na to, bo z szefem polskiej dyplomacji chodził do jednego liceum w Bydgoszczy i panowie znają się dość dobrze. Na razie nie słychać jednak, by MSZ przyznało pieniądze Kolonce.

Budowlaniec Max

Kiedy był jeszcze gwiazdą telewizji publicznej i jednocześnie w Nowym Jorku prowadził firmę budowlaną, zdarzało się, że w materiałach przygotowywanych dla „Panoramy” w TVP 2 wskazywał budynki, które wymagają remontów, mówił, co trzeba w nich odnowić, i tym samym reklamował swoje umiejętności budowlane. Stał na przykład na tle siedziby ONZ i mówił mniej więcej tak: „To jest budynek ONZ. Widzicie państwo te zacieki na elewacji? To może świadczyć o tym, że ta instytucja ma problemy finansowe”. Podobnie zaprezentował budynek polskiego konsulatu w Nowym Jorku. – Mariusz zawsze był bardzo skupiony na sobie, a przy tym chorobliwie oszczędny – wspomina jeden z jego kolegów z radiowej Trójki, w której Kolonko w latach 80. jeszcze jako student zaczynał swoją przygodę z mediami. I dodaje: – Pamiętam, jak pojechaliśmy na mecz do Rzeszowa. Dziennikarze Trójki kontra jakiś zespół. Potem była wycieczka do Łańcuta. Zaczepił nas uliczny fotograf, mówi, że zdjęcie zrobi, a potem za niewielką opłatą prześle każdemu odbitki do domu. Jak Mariusz usłyszał sformułowanie „niewielka opłata”, to od razu mówi, że on zdjęcia nie chce, nie będzie się ustawiał. Namawialiśmy, prosiliśmy. Nic to nie dało. Szkoda mu było tych paru złotych. Nam szkoda, że go nie ma na zdjęciu naszej ówczesnej trójkowej drużyny… W TVP krążą legendy o jego negocjacjach, o nieustępliwości, o dużo wyższych stawkach za materiały niż te płacone reporterom w Polsce. O honorariach za autorski program „Odkrywanie Ameryki”. – Nie podobało mu się, że zabierany jest mu podatek. A, i jeszcze dzwonił do zwierzchników po godzinie 18 nowojorskiego czasu, czyli po 12 w nocy w Polsce. Bo wtedy połączenia były tańsze – mówi jeden z byłych pracowników „Panoramy”.

Inny opowiada, jak to w 1995 r. wybory prezydenckie wygrał Aleksander Kwaśniewski i pojechał z wizytą do USA. Wizytę dla „Panoramy” komentował oczywiście Kolonko, nie kryjąc zachwytu nowym prezydentem. – Od urzędników Kwaśniewskiego dowiedzieliśmy się, że Kolonko wysłał faks do Kancelarii Prezydenta, w którym zapewniał, że jego kamera jest zawsze do prezydenckiej dyspozycji… Potem przez kilka miesięcy Mariusz miał pseudonim Fax na Max. Ile w tym prawdy, nie wiadomo. Brzmi jak legenda, bo my tego faksu nie widzieliśmy. Kto wie, może sam Max tworzył tę swoją legendę. On był pupilem Sławomira Zielińskiego, ówczesnego najpierw wiceszefa, potem szefa „Panoramy”, a jeszcze później dyrektora w TVP. To z nim ustalał tematy. Wydawcy nie mieli na te korespondencje żadnego wpływu.

Zieliński, obecnie dyrektor biura koordynacji programowej TVP, pytany o Kolonkę, potwierdza tylko, że to za jego czasów w Trójce Kolonko zaczynał. – Przyszedł na wakacyjne praktyki, a po miesiącu zapytałem go, czy jeśli wróci do Poznania na studia, to ma szansę na etat w radiu studenckim. Twierdził, że nie miał. I został w Trójce. Po jakimś czasie bardzo chciał prowadzić prestiżową poranną audycję „Zapraszamy do Trójki”. O 6 rano. Powiesił nawet na ścianie kartkę ze swoim numerem telefonu. Na wszelki wypadek, gdyby któryś z kolegów prowadzących się spóźnił, to on jest w każdej chwili gotów przybiec i go zastąpić. – Miał tę przewagę nad nami, bo mieszkał blisko. Mówiłem do niego: Kolonko, ty kiedyś ten świt poprowadzisz, ale nie dlatego, że do tego się nadajesz, tylko dlatego, że blisko mieszkasz – wspomina Zieliński i dodaje: – Kilka razy dobiegł, ale audycji nie poprowadził, bo koledzy prowadzący jednak dojechali…

W pogoni za Lisem

Pod koniec lat 80. Kolonko wyjechał do Stanów. Miał jakiś strych na Powiślu, chciał go wyremontować, więc doszedł do wniosku, że pojedzie zarobić na to. Pojechał i już nie wrócił. – Do „Panoramy” ściągnął go w 1992 r. Marcin Zimoch, ówczesny szef tego programu, nasz wspólny kolega z Trójki. I Kolonko stał się gwiazdą – opowiada Zieliński. Niestety, dwa lata później korespondentem „Wiadomości” w USA został Tomasz Lis. Kolonko nie mógł tego znieść. Wściekał się, dzwonił do szefów. Tłumaczył, że dwóch korespondentów jest niepotrzebnych, że będzie dojeżdżał z Nowego Jorku do Waszyngtonu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Nie mógł zrozumieć, że Lis robi poważne korespondencje, a te Kolonki traktowane są czasami i przez widzów, i przez decydentów z przymrużeniem oka. Obaj korespondenci nie szczędzili sobie złośliwości. Lis się wściekał, kiedy szef „Wiadomości” mówił, by zrobił coś w stylu Maksa. – Mariusz robił show. Zresztą to słowo wymawiał bardzo specyficznie – wspomina Zieliński.

Jednak we wrześniu 2001 r., po atakach na World Trade Center, udowodnił, że ma klasę, powagę i jest profesjonalistą. Jego relacji słuchały miliony Polaków. Kilka miesięcy później to właśnie za tę pracę został uznany za najlepszego dziennikarza telewizyjnego i nagrodzony Wiktorem. – Potem niestety było już tylko gorzej. Tego Wiktora potraktował chyba jak Oscara – dodaje jego były redakcyjny kolega. W 2006 r. Kolonko rozstał się z telewizją publiczną i zaczął rozmieniać się na drobne: pisał felietony do gazet, pojawiał się w telewizjach śniadaniowych komercyjnych stacji i wreszcie wziął udział w reklamach telewizyjnych.

Dopiero w listopadzie 2012 roku, tuż przed wyborami w USA, zła passa się skończyła. Kolonko został komentatorem Superstacji. Jednak nikt z pracowników tej telewizji o nim rozmawiać nie chce. Od byłego redaktora dowiaduję się, że nie mogą mówić, bo Max zakazał i podobno taki zakaz wypowiadania się na swój temat zawarł w kontrakcie. – To jest gwiazdor, wielki gwiazdor i tak w Superstacji jest traktowany. Nawet jak powie największą bzdurę, to i tak ludzie, którzy go oglądają, wierzą jego słowom. Słyszała pani tekst o posiadaniu broni? „Broń sama nie strzela, tylko jest ktoś, kto pociąga za cyngiel. Tak samo samochód nie powoduje sam wypadku, tylko jest kierowca, który doprowadza do tego wypadku. Czy w związku z tym należałoby wszystkim zabrać samochody? Przecież to jest bez sensu”. Od razu przypominam sobie Kolonkę w czerwonej sportowej kurtce spacerującego po amerykańskiej pustyni i mówiącego zdanie: „Domeną tej doliny są krowy. Okaleczone martwe krowy. Okaleczone martwe krowy z wyciętymi organami rodnymi”. To był rok 1998. Kolonko wtedy szukał ufo. I jeszcze nikogo nie obrażał. Nie zbijał swojego kapitału na wyśmiewaniu innych, na przekonywaniu, że jest jedynym prawdziwym profesjonalnym dziennikarzem i że tylko on „mówi, jak jest” w swojej jednoosobowej internetowej MaxTV.

Taki miły e-mail

Kolonko chwali się, że jego stacja ma lepszą oglądalność niż programy tego typu w Polsce. O jakie programy w TVP, TVN bądź w Polsacie mu chodzi – nie wiadomo, bo przecież żadna z tych stacji nie nadaje audycji, które mogłyby z nim konkurować. Chwali się też komentarzami internautów. Stworzył jedyny w swoim rodzaju kącik internetowego fana, w którym czyta o sobie, jaki jest wspaniały, mądry i jak to wciąż działa na kobiety… Nie zdziwię się, kiedy Mariusz Max Kolonko nakłoni swoich widzów do tego, by wpłacali pieniądze na jego konto, wspierali, a za jakiś czas organizowali marsze poparcia… A on im i tak nigdy nie powie, jak jest. Mnie nie powiedział. Nie chciał rozmawiać. Dostałam tylko e-mail od Yvette Williams, jego asystentki. Początek miły: „Szanowna Pani, dziękujemy za zaproszenie do rozmowy”. Potem zniechęcenie: „Max Kolonko nie udziela obecnie wywiadów innych niż związanych z kanałem MaxTV i tematyką poruszaną w przedstawianych tam komentarzach”. Po chwili wahanie: „Jeśli taki jest Pani zamiar, pragnę Panią poinformować, że wywiad jest możliwy i…”.

Ostre warunki: „[wywiad] odbywać się może na następujących zasadach: – autoryzacja wywiadu, – autoryzacja tytułu, leadu, podpisów, ew. linków i tytułów promocyjnych i ew. zdjęć promocyjnych wywiadu, – autoryzacja zdjęć zawartych w wywiadzie – wywiad za pomocą wymiany mailowej, w pierwszym – przedstawienie zagadnień, na które oczekuje się wypowiedzi, późniejsze e-maile dogrywające bądź uzupełniające przesłane wypowiedzi, – MMK zastrzega sobie prawo do nieodpowiadania na wszystkie pytania”. Przerwa na reklamę: – „W materiale musi być umieszczony tytuł kanału MaxTV i jego aktualne statystyki oglądalności”. I groźba: – „Złamanie tych zasad oznacza złamanie umowy, odstąpienie od wywiadu i automatyczne wejście na drogę sądową”. I znowu zachęta: „Jeśli te warunki są dla Pani do przyjęcia, prosimy o list na firmówce akceptujący powyższe propozycje i czekamy na pierwszą wymianę e-maili pod tym adresem z kopią na adres…”.

Czytaj też:
Reforma medialna PiS zmienia się w pogorzelisko

Źródło: Wprost