Macron, pożyteczny idiota Kremla

Macron, pożyteczny idiota Kremla

Emmanuel Macron
Emmanuel Macron Źródło: Newspix.pl / ABACA
Emanuel Macron ogłasza, że NATO jest w stanie śmierci mózgu i że on nie wierzy, żeby sojusznicy przyszli sobie z pomocą w razie ataku z zewnątrz. Prezydent Francji powtarza też swoją starą śpiewkę o tym, że Europa nie może już liczyć na USA i że musi sama zadbać o swoje bezpieczeństwo wojskowe.

To odważna deklaracja, jak na przedstawiciela Europy, która nie poradziła sobie samodzielnie z żadnym z konfliktów, z jakimi miała do czynienia po drugiej wojnie światowej. W czasach zimnej wojny bezpieczeństwo Starego Kontynentu, w tym także Francji opierało się na USA. Także po upadku komunizmu Europa, z Francją na czele była bezradna wobec piętrzących się wyzwań. Nieudolność dyplomatyczna i brak militarnego zdecydowania były głównymi przyczynami wybuchu krwawej wojny w Jugosławii w latach 90-tych, którą udało się zakończyć dopiero po interwencji USA, dokonanej dla przyzwoitości i zachowania twarzy europejskich sojuszników pod szyldem NATO.

UE okazała się także bezradna wobec agresji rosyjskiej na Gruzję. Pamiętamy wszyscy, ile razy poprzednik Macrona, Nicolas Sarkozy latał do Moskwy, by połykać kolejne upokorzenia, serwowane mu przez Putina, grającego na nosie francuskim ambicjom odegrania roli rozjemcy w sporze imperium ze swoją dawną kolonią. To, że Amerykanie, dowodzeni przez nagrodzonego in blanco Pokojowym Noblem Baracka Obamę też nic nie zrobili nie jest dla Francji żadnym pocieszeniem. Jak się potem okazało, była to tylko przygrywka do ataku na znacznie ważniejsze dla Rosji strategicznie państwo, czyli Ukrainę. Francuska, ale także niemiecka potęga dyplomatyczna wiele nie zdziałały w obronie aspirujących do UE Ukraińców. Trzeba było dopiero amerykańskiego wsparcia wojskowego dla Kijowa, żeby nieco ostudzić zapał Putina w Donbasie.

Jednocześnie Europa okazała się także bierna w dużej mierze wobec wojny w Syrii, choć akurat Francja była jednym z nielicznych krajów, obok USA i Wielkiej Brytanii, która próbowały odegrać tam jakąś aktywną rolę, dopóki nie pojawili się tam Rosjanie. Być może jakąś rolę odegrała francuska przeszłość kolonialna w Syrii i być może dlatego Macrona tak zabolało, że Amerykanie wycofali się stamtąd, nie pytając go o zdanie. Mówi zresztą o tym wprost w wywiadzie dla The Economist, z którego pochodzą wszystkie te tezy.

Dajmy jednak spokój żalom Macrona, zachowującego się jak fircyk, któremu nie udaje się odgrywać upragnionej wielkiej roli w polityce międzynarodowej. Jak każdemu fircykowi takie stroszenie piórek potrzebne jest do rekompensowania poważnych niedostatków na własnym poletku. Dajmy mu więc szansę wypłakać się publicznie. Jeśli jednak przywódca europejskiego mocarstwa atomowego ogłasza śmierć NATO i deklaruje, że nie będzie wierzy w sojusznicze wsparcie ze strony partnerów, to znaczy, że sam też nikomu takiego wsparcia nie udzieli. Bo przecież Francja nie jest bezpośrednio zagrożona militarnie. Ale już wschodnia flanka NATO, Polska, Litwa, Łotwa czy Estonia, albo Rumuni na pewno tak.

Deklaracja o uwiądzie Sojuszu nie jest może zaskoczeniem - wiemy od lat, że trzyma go przy życiu tylko energia USA i Wielkiej Brytanii a także entuzjazm nowych członków Paktu, którzy tak jak Polska nie mają wielkiego wyboru w szukaniu sojuszników. Jednak mówienie tego wprost, tak, żeby cały świat usłyszał, że francuskiemu fircykowi, nie pierwszemu zresztą w historii nie podoba się amerykańska polityka budzi wątpliwości nawet w Berlinie, gdzie za USA także przepadają już chyba tylko na pokaz. Nie, żeby było Jankesów za co przesadnie kochać - oni też realizują w Europie głównie swoje, wąsko pojęte interesy. A jednak przez ostatnie dziesięciolecia były one także interesami demokratycznej Europy, która zawsze dobrze na tym wychodziła. Może nawet aż za dobrze, co Trump postanowił zmienić w typowym dla siebie stylu grubiańskiego prostaka zza oceanu, walącego w Europejczyków jak w bęben przy każdej nadarzającej się okazji.

Macron korzyści płynące z sojuszu z USA odrzuca, proponując w zamian, żeby UE broniła się sama. To piękna idea, ale w Brukseli nawet zaangażowani w jej promowanie urzędnicy wiedzą, że jak przyjdzie ten istniejący od lat wyłącznie na papierze europejski sojusz wojskowy sprawdzić i to tak trzeba będzie dzwonić w panice do Pentagonu.

To co ogłasza Macron to więcej niż głupota. To błąd. Tak mawiał klasyk francuskiej dyplomacji, Talleyrand, nie bez przyczyny nazwany przez znającego się na wojowaniu Napoleona Bonaparte „łajnem w jedwabnych pończochach”. Współczesne francuskie fircyki pończoch już nie noszą, przynajmniej nie publicznie, ale głupotą grzeszą jak najbardziej. Kiedyś głupoty produkowali na zamówienie Kremla pożyteczni idioci. Być może Macron, który pułkownika Władymira Putina lubi zdaje się znacznie bardziej niż grubiańskiego Jankesa Trumpa, najwyraźniej postawił sobie za punkt honoru, żeby kontynuować tę znaną i lubianą nad Sekwaną tradycję.

Czytaj też:
Największa tego typu akcja francuskiej policji. Usunięto dwa obozy uchodźców

Źródło: Wprost