Co nas czeka w 2010 r.?

Co nas czeka w 2010 r.?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jacek Kurski i Sebastian Karpiniuk (fot. Wprost)Źródło:Wprost
Jaki będzie rok 2010 dla Polski? Czy wreszcie zapomnimy o kryzysie gospodarczym, a może przeciwnie, dopiero w tym roku odczujemy go na własnej skórze? Co przyniosą wybory prezydenckie i samorządowe? Postanowiliśmy zapytać o to przedstawicieli najważniejszych polskich partii. Oceny są różne – koalicja patrzy na 2010 rok optymistycznie, opozycja – wprost przeciwnie.
Sceptycznie na szanse Polski w 2010 roku patrzy europoseł PiS Jacek Kurski, choć - jego zdaniem - w 2010 roku należy spodziewać się przełomu, ponieważ "ktoś wygra wybory prezydenckie i samorządowe". - Nie można wykluczyć, że pojawi się trzecia siła – wprawdzie nie widać nikogo, kto mógłby ją stworzyć, ale istnieje potencjał społeczny do jej powstania – mówi europoseł. A czy eurodeputowany wierzy w sukces Lecha Kaczyńskiego? – Wierzę – odpowiada po chwili milczenia. – Snując prognozy można zakładać najbardziej optymistyczne warianty. Po chwili dodaje jeszcze: - Wierzę w reelekcję, jeżeli prezydent posłucha moich rad.

Kryzys i polityka postkolonialna

Jeśli chodzi o sytuację Polski, zdaniem Kurskiego rok 2010 będzie zdecydowanie gorszy niż 2009. – Spodziewam się zapaści służby zdrowia i wzrostu bezrobocia oraz odczucia przez Polaków przesuniętych w czasie skutków kryzysu gospodarczego – przewiduje Kurski. Winą za to obciąża polityków z PO i PSL. Również na arenie międzynarodowej eurodeputowany nie spodziewa się niczego dobrego. – To co się stało pod koniec roku – pominięcie postulatów Polski w kwestii wyboru stałego przewodniczącego Rady Europejskiej oraz unijnej minister spraw zagranicznych; zgoda szwedzkiej prezydencji na budowę Gazociągu Północnego, niezbyt atrakcyjna teka w Komisji Europejskiej dla Janusza Lewandowskiego – nie nastraja optymistycznie – wylicza poseł. Kurski dodaje, że jest to rezultat postkolonialnej mentalności ekipy Tuska. – Powinniśmy być jednym z sześciu najważniejszych krajów w UE, tymczasem o najważniejszych decyzjach dowiadujemy się po fakcie.


Karpiniuk: jest dobrze, będzie lepiej

Zupełnie inną wizję zbliżającego się roku ma Sebastian Karpiniuk z PO. Jego zdaniem rok 2010 będzie rokiem powolnego wychodzenia świata z kryzysu, a Polska, tak jak w 2009 roku, będzie pod tym względem wzorem dla innych państw UE. – Wierzę, że w drugiej połowie roku zaobserwujemy wreszcie zmniejszenie się bezrobocia – ten wskaźnik jest dla nas szczególnie ważny, ponieważ zależy nam na utrzymaniu jak największej liczby miejsc pracy.

A co z wyborami prezydenckimi? – Oczekuję powołania komisji konstytucyjnej, która skupiłaby ludzi z wszystkich partii zdolnych do osiągnięcia konsensusu w kwestii nowelizacji konstytucji. Konstytucja to jedyny akt prawny, który, moim zdaniem – nie powinien być przegłosowywany. Na jej zmianę musi być pełna zgoda wszystkich sił politycznych. Taka komisja powinna ustalić kompetencje prezydenta – podkreśla poseł dodając, że to sprawa ważniejsza niż to, kto w 2010 roku obejmie urząd. – Zdecydują wyborcy – my postaramy się ich przekonać, że nasz kandydat jest lepszy niż konkurenci – podsumowuje.

Żelichowski: czekamy na lepszego prezydenta

Również przewodniczący klubu parlamentarnego PSL Stanisław Żelichowski liczy, że 2010 rok będzie korzystny dla Polski. - Kilka zdarzeń budzi optymizm – Polska to jedyny kraj gdzie popyt konsumpcyjny spadł najmniej. Dobrze wykorzystujemy środki z UE. Do tej pory były dwa modele - grecki i irlandzki. My pokonaliśmy Irlandczyków i można powiedzieć, że teraz jest model Polski. Wartość pieniądza promuje eksport. Mam nadzieje, że będziemy zmniejszali dystans do najbogatszych – twierdzi Żelichowski. Optymizmu przewodniczącego nie mąci nawet zablokowanie kont PSL przez Urząd Skarbowy. - Nie naciskamy, ale oczekujemy decyzji o rozłożeniu kary na raty. Moim zdaniem wina była niewielka. Ale trudno z pozycji partii politycznej skarżyć się gdzieś do Strasburga – mówi Żelichowski. Jeśli chodzi o wybory prezydenckie, to poseł ludowców liczy przede wszystkim na to, że współpraca z nowym prezydentem będzie dla koalicji łatwiejsza niż z obecnym.

Senyszyn: lewica musi przestać kłaniać się biskupom

Eurodeputowana SLD Joanna Senyszyn spodziewa się z kolei, że rok 2010 będzie ciekawy. Zmian na polskiej scenie politycznej nie oczekuje – System finansowania partii skonstruowany jest w taki sposób, że ten kto nie ma posłów, ten nie ma pieniędzy, a bez nich żadna nowa siła nie może zaistnieć – wyjaśnia posłanka. Jej zdaniem taka sytuacja nie jest zła: - Nie ma charyzmatycznych polityków i żadnej nowej przemyślanej godnej poparcia idei – twierdzi.

Znana z ostrych antyklerykalnych wypowiedzi posłanka liczy również na to, że jej partia zacznie brać z niej przykład. - Ponieważ prawica przejęła większość haseł lewicowych w sferze gospodarczo społecznej, różnica między lewicą a prawicą uwidacznia się jedynie w kwestiach ideologicznych i to musi być wyraźnie akcentowane. Kandydat lewicy na prezydenta nie może być podobny do Tuska, tylko zdecydowanie lewicowy. Moje zwycięstwo w eurowyborach w Małopolsce, która wedle ostatnich badań jest najbardziej wierząca dowodzi, że Polacy chcą lewicy, która się biskupom nie kłania.