Jak wykorzystać 500 dni rządzenia? Polityka zagraniczna

Jak wykorzystać 500 dni rządzenia? Polityka zagraniczna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Radosław Sikorski i Bronisław Komorowski (fot. Wprost) Źródło: Wprost
Po wyborze Bronisława Komorowskiego na prezydenta PO zadeklarowała, że najbliższe 500 dni, jakie dzieli nas od wyborów parlamentarnych, poświęci na zmienianie państwa. Pozbawiona przeszkody w postaci weta prezydenta wywodzącego się z innego obozu politycznego Platforma deklaruje gotowość do rozpoczęcia wielkich zmian w polskiej polityce. W związku z tym Wprost24 postanowiło zapytać ekspertów, jakie zmiany są najważniejsze i czym w pierwszej kolejności powinno zająć się PO. Na początku prof. Zdzisław Mach z Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalista z zakresu stosunków międzynarodowych, radzi rządowi na czym powinien się skoncentrować jeśli chodzi o politykę zagraniczną.
WPROST24: Prezydent Komorowski zapewne nie będzie, w odróżnieniu od Lecha Kaczyńskiego, prowadził własnej polityki zagranicznej. Rząd i prezydent powinni zacząć mówić jednym głosem. Co w takiej sytuacji powinno być priorytetem dla PO w dziedzinie polityki zagranicznej?

Prof. Zdzisław Mach: Przede wszystkim należy uznać, że najważniejsza dla nas jest Unia Europejska i koordynacja naszej aktywności w jej ramach. Trzeba więc pokazać naszą lojalność i konstruktywność członkostwa. To, że mieliśmy różne wzloty i upadki w tym zakresie, wynikało z działalności poprzedniego prezydenta – Platforma robiła co mogła, ale niewiele mogła. Nie chodzi o to, żeby podkreślać, że jest się członkiem Unii, ale, że ma się do niej konstruktywny stosunek. Pokazać, że my chcemy rozwijać integrację europejską, rozwijać wspólną politykę zagraniczną i bezpieczeństwa. Pokazać, że chcemy być jednym z aktywnych liderów tej polityki. Ale pokazać również, że nasze bilateralne sprawy, chodzi to przede wszystkim o Rosję, chcemy załatwiać w ramach unijnej polityki. Jest to zresztą dla nas rozwiązanie korzystne, bo działając w ramach UE jesteśmy bardziej skuteczni. Rosja się z nami liczy tyle o ile jesteśmy zintegrowani w Unii. Jeżeli będziemy europejskimi outsiderami, to nie będzie się z nami liczyć w ogóle.

Wyrazem naszej lojalności będzie podpisanie Karty Praw Podstawowych?

Polska powinna przyjąć Kartę Praw Podstawowych. Premier Tusk obiecał to zrobić, później się z tego wycofał, ze względu na to, że liczył na jakiś gest ze strony prezydenta Kaczyńskiego. Ale prezydent Kaczyński gestu nie wykonał. Teraz to wszystko jest przeszłość, więc wypada wrócić do sprawy. Chodzi o to, że Karta Praw Podstawowych jest deklaracją wspólnych wartości europejskich. To, że wycofaliśmy z tego projektu, niezależnie od przyczyn, które można rozumieć, było jednak traktowane jednoznacznie. „Chcemy być członkami UE, bo to nam przynosi korzyści, na przykład chroni przed Rosją, natomiast jeżeli chodzi o wartości wspólne, to nie bardzo chcemy należeć, wolimy trzymać się z boku." Jest dla nas sprawą fundamentalną to, abyśmy dziś wysłali inny sygnał. Sygnał, który pokaże, że chcemy być w Unii nie tylko dla pieniędzy, ale także dla wartości

A jeśli rząd nie zdecyduje się na podpisanie Karty?

Sytuacja jest o tyle istotna, że po kryzysie jest bardzo prawdopodobne, że w Unii jednak pojawią się dwie prędkości. Będzie strefa euro i krajów, które bardzo zdecydowanie chcą do euro przystąpić oraz druga strefa, której nie zależy na ściślejszej integracji, które nie chcą rozwiązywać swoich problemów wspólnie. Jest szalenie ważne, aby Polska znalazła się w tym pierwszym kręgu.

Sekretarz stanu USA Hillary Clinton mówi, że widzi w Polsce strategicznego sojusznika, damy radę to wykorzystać?

Nasze stosunki z Ameryką powinny być dalej rozwijane, ale nie powinny być rozwijane wbrew polityce europejskiej. Nam jest jednak bliżej do Europy. Dobrze, że Clinton tak mówi. Oczywiście ze słów niewiele jednak wynika, choć można je brać za dobrą monetę. Można odpowiadać, że się z tego cieszymy, możemy mówić, że jesteśmy lojalnym członkiem NATO, ale zaznaczać jednocześnie, że jesteśmy członkiem wspólnoty euroatlantyckiej, a nie tylko atlantyckiej. Będziemy o tyle strategicznym partnerem, o ile będziemy liczyli się w Unii, w regionie. Jeżeli nie, to będziemy wykorzystywani przez Amerykę wtedy, gdy dla USA będzie to wygodne. Nie należy się temu jednak dziwić. Ameryka jest mocarstwem globalnym, a Polska nigdy nie będzie miała wpływu na politykę amerykańską. Natomiast na politykę europejską ma realny wpływ. W związku z tym, strategicznym parterem możemy być o tyle, o ile Ameryce się przydajemy. A przydajemy się, jeżeli to pasuje Europie i pasuje nam. To muszą być rzeczy uzgadniane z partnerami europejskimi.

Polska może oczywiście odgrywać rolę bardziej proamerykańskiego państwa europejskiego, tak jak robią to Brytyjczycy i nie musimy być złośliwi dla Ameryki, tak jak często robią to Francuzi. Ale trzeba wyraźnie powiedzieć, że jesteśmy częścią zintegrowanej wspólnoty europejskiej.

Jak powinniśmy dalej prowadzić program Partnerstwa Wschodniego? Polityka wschodnia była promowana głównie przez Lecha Kaczyńskiego, mniej entuzjastycznie podchodził do niej rząd.

Myślę, że polityka wschodnia może być promowana, ale bez ambicji mocarstwowych, bo to jest śmieszne i nikt tego nie chce. To nie powinna być kwestia wschodnia rozumiana jako element polityki historycznej. Myślę, że powinniśmy pomagać wschodnim sąsiadom. Grać rolę tego państwa unijnego, które jest szczególnie zainteresowane wschodnimi rubieżami UE. Natomiast ja nie spodziewam się na przykład, żeby była szansa, ani jakikolwiek powód, by kraje wschodnie zostały w bliskim czasie przyjęte do Unii Europejskiej. Powinniśmy raczej budować mocne sąsiedztwo, dobrą politykę partnerską i koniec. To powinna być część polityki europejskiej. Bądźmy kompetentni, bardzo zainteresowani, ale bardziej chodzi tu o przyszłość, niż o przeszłość.

Czy mamy szansę na ocieplenie stosunków z Rosją? Po katastrofie w Smoleńsku premier Władimir Putin i prezydent Dmitrij Miedwiediew wykonali wiele przyjaznych gestów.

Nie łudźmy się - Rosja jest krajem o ambicjach mocarstwowych. Ale to nie znaczy, że Moskwa jest antypolska. Sądzę, że nam powinno zależeć przede wszystkim na tym, aby Rosjanie traktowali nas serio, jak poważnego europejskiego partnera. Będą nas tak traktować wtedy, jeżeli Europa będzie nas tak traktować. Myślę, że dobrze jest, iż po 10 kwietnia Rosjanie odrobinę lepiej nas rozumieją, ale my też musimy się postarać zrozumieć Rosjan. Z niepokojem patrzę na próby odgrzewania antyrosyjskich fobii i domniemania, że Rosjanie tylko czekają, aby nam drugi Katyń zgotować. To jest kompletny absurd. Co więcej - jest to bardzo niebezpieczne, przede wszystkim dla nas samych. Musimy sobie zdawać sprawę ze strategicznych i taktycznych interesów Rosji. I nie możemy być naiwni. Rosja powinna być dla nas trudnym, ale ważnym partnerem. Nie ma co przypisywać jej diabolicznych interesów, bo to nikomu nie służy.

Po drugiej stronie granicy mamy Niemcy. Teoretycznie nasze stosunki są dobre, ale wciąż powracają takie sprawy jak wydziały filologii polskiej na niemieckich uczelniach, roszczenia niemieckich wypędzonych.

Odnoszę wrażenie, że Niemcy są dla nas prawdziwie strategicznym partnerem, m.in. dlatego, że jest to najważniejsze państwo unijne, a także państwo, którego jesteśmy bliskim sąsiadem. Niemcy mają jednak też swoje problemy związane z przeszłością. Musimy przemyśleć naszą historię. Wypędzenia to nie jest mit, to nie jest legenda – one rzeczywiście miały miejsce. Nie możemy utrzymywać, że nic się nie stało. Należy jednak zachować proporcje, w stosunku do tego, co spotkało Polaków, a co Niemców. Te sprawy powinny zostać wyjaśnione na takiej zasadzie, na jakiej były wyjaśnione między Niemcami i Francuzami. W atmosferze porozumienia, wzajemnego szacunku. Powinniśmy nad tym pracować.

To, że nie ma wydziałów filologii polskiej na niemieckich uniwersytetach, to może trochę nasza wina. Może Polska powinna być w tej dziedzinie bardziej aktywna. My jesteśmy mniej ważni dla Niemców, niż Niemcy są dla nas. Dopóki nie będziemy silniejsi, bogatsi, atrakcyjniejsi jako miejsce wyjazdu, tak właśnie będzie. W polityce Polska i Niemcy nie są równorzędnymi partnerami, takimi jakimi są Niemcy i Francja. Jesteśmy jednak jednocześnie mniejszym, słabszym i biedniejszym krajem niż nasz zachodni sąsiad. Możemy jednak przecież sami fundować katedry językowe. Może państwo polskie powinno dotować tego typu ośrodki?
 
Jest jeszcze sprawa misji wojskowych. Co z zapowiedzianym przez prezydenta-elekta Komorowskiego wycofaniem żołnierzy z Afganistanu?

Przede wszystkim bez paniki. Nie powinniśmy uciekać, ale powinniśmy zdecydować, że się wycofujemy, określić termin i przeprowadzić to w sposób racjonalny z punktu widzenia zarówno politycznego, jak i wojskowego. Byliśmy lojalni, ale teraz sytuacja się zmieniła, więc się wycofujemy. Musimy jednak pamiętać, że wycofując się, nie możemy porzucić ludzi, którzy nam w Afganistanie pomagali - afgańskich tłumaczy i innych współpracowników wywodzących się z tego kraju.