Długa droga Tomasza Golloba po złoto

Długa droga Tomasza Golloba po złoto

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Żaden polski sportowiec tak długo nie wspinał się na szczyt. Żaden na wejście na szczyt tak bardzo nie zasłużył. Po ponad 20 latach ścigania tytułu mistrza świata na żużlu Tomasz Gollob ma to, o co walczył.
Dobrze, że już jestem tym mistrzem świata – westchnął ciężko Tomasz Gollob, gdy we włoskim miasteczku Terenzano wygrał żużlowe Grand Prix Włoch. Wcześniej zdobył 70 medali – mistrzostw kraju, Europy, świata, zawodów klubowych, indywidualnych oraz drużynowych – ale ta imponująca kolekcja aż do zeszłego tygodnia była niekompletna. Brakowało tego, co najważniejsze.

Dziś w rozmowie z „Wprost" Gollob przyznaje, że brak najwyższego trofeum z każdym rokiem coraz bardziej mu ciążył. – Czułem presję ze strony kibiców. Zbierałem punkty, osiągałem kosmiczne wyniki, a więc tort był, ale brakowało wisienki. Wiele razy śniło mi się, że zdobywam złoto. Strach pomyśleć, co by było, gdybym zakończył karierę bez niego – mówi.  I dodaje: – Do zwycięstwa dochodziłem w bólach. Ale wreszcie po 22 latach mogę zamknąć ten rozdział w życiu i zacząć pisać swoją historię od nowa.

– Tomek powinien był zostać mistrzem już w 1999 r. Bardzo tego tytułu pragnął i w stu procentach na niego zasługiwał, ale miał wtedy pecha – mówi Zbigniew Boniek, który podobnie jak Gollob pochodzi z Bydgoszczy i jest jego przyjacielem, kibicem, kiedyś był nawet sponsorem. Ten pech to wypadek, jakiemu Gollob uległ pięć dni przed ostatnią rundą Grand Prix sezonu 1999, w której miał jechać po złoto. W czasie niezbyt ważnego turnieju o Złoty Kask we Wrocławiu wypadł z toru. Film pokazujący ten wypadek można na YouTube oglądać bez końca. Za setnym razem człowiek ma takie same dreszcze jak za pierwszym.
Gollob bezwładnie wylatuje w górę i ląduje za bandą, uderza głową w metalowy słup, a jego ciało owija się wokół słupa. To, że przeżył,  wydaje się cudem. A to, że mógł potem wsiąść na motor, wydaje się już cudem absolutnym. Doznał wtedy silnego wstrząsu mózgu, trzeba mu było amputować kawałek małego palca prawej ręki zmiażdżony przez manetkę od kierownicy.

W całej tej historii jedno cudem nie było. Gollob przyjął końską dawkę leków przeciwbólowych, palec zabezpieczył rolką od filmu fotograficznego i wymógł na lekarzach pozwolenie na start w ostatnich, decydujących zawodach cyklu Grand Prix w Vojens. Mistrzostwa nie wywalczył, bo nie mógł, ale wyjeżdżając na tor w takim stanie, pokazał, że ma charakter mistrza.

Więcej na temat krętej drogi Golloba na żużlowy szczyt w najnowszym poniedziałkowym wydaniu tygodnika „Wprost"