Słownik nienawiści, czyli dorzynanie watahy i łże-elity

Słownik nienawiści, czyli dorzynanie watahy i łże-elity

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. Wprost 
Fala wzajemnej agresji narastała latami. Jest coraz wyższa. Smoleńsk, wybory prezydenckie, wojna krzyżowa przed Pałacem Prezydenckim. Na tragedię w Łodzi, paradoksalnie, prawie wszyscy byli przygotowani. Chwilę po tym, gdy padły strzały, padły pierwsze słowa.
Ryszard C. zaczął strzelać o 11.35. Około 12.10 poseł Andrzej Dera z PiS mówił już dziennikarzom, że „tragedia w Łodzi to dowód, że słowem można zabić". Marek Migalski rzucił się do komputera i już o 12.11 napisał w blogu, że „winnymi tej strasznej zbrodni w sensie politycznym i moralnym są Palikot, Kutz, Niesiołowski i wszyscy ci, którzy brali udział w przemyśle nienawiści wymierzonym w Kaczyńskich i w PiS". O 12.16 Jolanta Szczypińska ogłosiła w TVN 24, że to efekt „atmosfery nienawiści".

O ile atmosfera nienawiści jako przyczyna zabójstwa była dyskusyjna, o tyle bezdyskusyjna stała się atmosfera histerii. Urzędnik z kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a teraz kandydat PiS na prezydenta Łodzi Witold Waszczykowski błagał w telewizji: „Zaczyna się zabijanie opozycji. Nie chcemy umierać. Mamy rodziny". Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak wskazał mordercę: „Nagonka Platformy doprowadziła do mordu politycznego".

Najważniejsza była jednak, jak zawsze, wykładnia, którą dał prezes Jarosław Kaczyński. Niecałą godzinę po tragedii stwierdził, że łódzkie wydarzenie nie było przypadkowe, i wyjaśnił, że doprowadziła do niego trwająca od lat kampania nienawiści. Dlatego „od tej chwili – ostrzegł prezes PiS – każde słowo, które będzie kontynuacją tej kampanii, wszystko jedno, ktokolwiek je wypowie, czy to będzie polityk, czy to będzie dziennikarz, to będzie wzywanie do morderstw".

Więcej o dorzynaniu watahy, łże-elitach, dyplomatołkach oraz o tym, gdzie stało ZOMO już w najnowszym, poniedziałkowym Wprost w tekście Aleksandry Pawlickiej i Grzegorza Łakomskiego