Panicznie się boję, że wbrew przewidywaniom premier Tusk spełni jednak jakąś swą przedwyborczą obietnicę i uczyni z polski drugą Irlandię. Zrzutka na bankrutującą Irlandię wyniesie jakieś 90 miliardów euro, to tak dla wyjaśnienia, o co walczymy.
Oczywiście to taki głupawy żarcik, bo przecież Tuskowi nie o taką Irlandię chodziło i nie taką zieloną wyspą chciał Polskę uczynić, w dodatku wiadomo, że żadną drugą Irlandią nie będziemy. Złośliwość, że byłaby to jedyna spełniona obietnica, też jest oczywiście skrajną demagogią. W końcu, jeśli w Irlandii dalej wszystko będzie szło w rozsypkę, to jest szansa, że wrócą z niej nasi rodacy. A powrót emigrantów premier też przecież obiecywał. Dawałoby to w sumie aż dwie spełnione obietnice, bo jest przecież jeszcze powrót Polaków z Iraku.
U nas zresztą jakąś tam Irlandią nikt sobie głowy nie zawraca, bo przecież Polska jest najważniejsza. Nazwa ta budzi zrozumiałą zawiść konkurencji politycznej, która – co łączy polityków PiS i PO – już złośliwie tłumaczy nazwę PJN jako Polen Über Alles. Złośliwości można sobie jednak darować, bo PJN jest w istocie ugrupowaniem wyjątkowym na skalę daleko wykraczającą poza Polskę, która jest najważniejsza. Otóż wśród 18 znanych członków PJN trzy osoby to ludzie kierujący kampanią prezydencką Jarosława Kaczyńskiego (panie Kluzik-Rostkowska i Jakubiak oraz poseł Poncyljusz), a trzy inne (europosłowie Bielan, Kamiński i Migalski) to spin doktorzy. Mamy więc ugrupowanie, w którym 33 proc. członków to PR-owcy. Efekt jest genialny – partii jeszcze nie ma, a już nie wychodzi z telewizji.
W polskich mediach w ostatnim czasie ruchy owej PJN to informacja najważniejsza, choć – ośmielam się sugerować – z powodów innych niż te, które są naprawdę istotne. Wszyscy z wypiekami na twarzy patrzą, jaki też prztyczek w nos Kaczyńskiemu PJN zafunduje dziś. Czasem rozważania przenoszą się na półkę wyższą, co generuje debatę „czy PJN i JP, czyli Palikom, odbetonują zabetonowaną polską scenę polityczną, czy nie". Nie toczy się natomiast debata, po co miałyby ją odbetonować. Nie twierdzę, że odbetonowanie jest pozbawione sensu, chciałbym jednak uzyskać odpowiedź na pytanie, na czym miałaby polegać zmiana jakościowa, za którą stoją pani Kluzik- -Rostkowska z jednej, a pan Palikot z drugiej strony.
Jeśli chodzi o Palikota, to jakąś odpowiedź dostaliśmy. Na kongresie Ruchu Poparcia Palikota o gospodarce właściwie nie mówiono, niemal wszystko sprowadzało się więc do tego, by Kościół przestał się szarogęsić. W porządku, jest to jakiś program. Jeśli chodzi o PJN, to usłyszeliśmy, że rząd Tuska nie robi tego, co powinien robić, co jest prawdą. Niewiele dowiedzieliśmy się natomiast na temat tego, co zrobiłaby dla Polski, która jest najważniejsza, Polska, która Jest Najważniejsza, gdyby jakimś cudem przejęła władzę. Usłyszeliśmy, że zaprezentowałaby inny model opozycyjności. Trzeba to cenić, bo ocierająca się o czysty nihilizm opozycyjność w wersji PiS unicestwia sens istnienia czegoś takiego jak opozycja. W dającym się przewidzieć czasie PJN nie przeskoczy jednak PiS, zmiana będzie więc raczej czysto symboliczna.
U nas zresztą jakąś tam Irlandią nikt sobie głowy nie zawraca, bo przecież Polska jest najważniejsza. Nazwa ta budzi zrozumiałą zawiść konkurencji politycznej, która – co łączy polityków PiS i PO – już złośliwie tłumaczy nazwę PJN jako Polen Über Alles. Złośliwości można sobie jednak darować, bo PJN jest w istocie ugrupowaniem wyjątkowym na skalę daleko wykraczającą poza Polskę, która jest najważniejsza. Otóż wśród 18 znanych członków PJN trzy osoby to ludzie kierujący kampanią prezydencką Jarosława Kaczyńskiego (panie Kluzik-Rostkowska i Jakubiak oraz poseł Poncyljusz), a trzy inne (europosłowie Bielan, Kamiński i Migalski) to spin doktorzy. Mamy więc ugrupowanie, w którym 33 proc. członków to PR-owcy. Efekt jest genialny – partii jeszcze nie ma, a już nie wychodzi z telewizji.
W polskich mediach w ostatnim czasie ruchy owej PJN to informacja najważniejsza, choć – ośmielam się sugerować – z powodów innych niż te, które są naprawdę istotne. Wszyscy z wypiekami na twarzy patrzą, jaki też prztyczek w nos Kaczyńskiemu PJN zafunduje dziś. Czasem rozważania przenoszą się na półkę wyższą, co generuje debatę „czy PJN i JP, czyli Palikom, odbetonują zabetonowaną polską scenę polityczną, czy nie". Nie toczy się natomiast debata, po co miałyby ją odbetonować. Nie twierdzę, że odbetonowanie jest pozbawione sensu, chciałbym jednak uzyskać odpowiedź na pytanie, na czym miałaby polegać zmiana jakościowa, za którą stoją pani Kluzik- -Rostkowska z jednej, a pan Palikot z drugiej strony.
Jeśli chodzi o Palikota, to jakąś odpowiedź dostaliśmy. Na kongresie Ruchu Poparcia Palikota o gospodarce właściwie nie mówiono, niemal wszystko sprowadzało się więc do tego, by Kościół przestał się szarogęsić. W porządku, jest to jakiś program. Jeśli chodzi o PJN, to usłyszeliśmy, że rząd Tuska nie robi tego, co powinien robić, co jest prawdą. Niewiele dowiedzieliśmy się natomiast na temat tego, co zrobiłaby dla Polski, która jest najważniejsza, Polska, która Jest Najważniejsza, gdyby jakimś cudem przejęła władzę. Usłyszeliśmy, że zaprezentowałaby inny model opozycyjności. Trzeba to cenić, bo ocierająca się o czysty nihilizm opozycyjność w wersji PiS unicestwia sens istnienia czegoś takiego jak opozycja. W dającym się przewidzieć czasie PJN nie przeskoczy jednak PiS, zmiana będzie więc raczej czysto symboliczna.
