Dubieniecki chciał 18 ułaskawień za kadencji Kaczyńskiego

Dubieniecki chciał 18 ułaskawień za kadencji Kaczyńskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Lech Kaczyński (fot. FORUM)
Za prezydentury Lecha Kaczyńskiego kancelaria adwokacka Marka Dubienieckiego, ojca Marcina, złożyła łącznie 18 wniosków o ułaskawienie – wynika z ustaleń „Wprost”. W żadnej z tych spraw prezydent nie skorzystał z prawa łaski.
We wszystkich pismach chodziło o wyroki wydane przez niewielki Sąd Rejonowy w Kwidzynie, czyli w rodzinnym mieście Dubienieckich. Z informacji „Wprost" wynika, że kancelaria Marka Dubieneckiego ostatni wniosek o ułaskawienie złożyła w 2010 roku, czyli niedługo przed tragiczną śmiercią Lecha Kaczyńskiego. Za jego prezydentury łącznie złożyła ich osiemnaście: w 2006 roku – dwa, w 2007 – cztery, w 2008 – osiem, w 2009 – trzy i w 2010 – jeden. Dla porównania w 2005 roku, który był ostatnim rokiem prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, kancelaria Dubienieckiego nie występowała w ani jednej sprawie o ułaskawienie.

Marcin Dubieniecki, który jeszcze do niedawna pracował w kancelarii ojca, i Marta Kaczyńską są małżeństwem od kwietnia 2007 roku a spotykają się mniej więcej od wrześnie 2006. Oznacza to, że prawie wszystkie lub nawet wszystkie wnioski o ułaskawienie kwidzyńska kancelaria przygotowała już w czasie, gdy Marcin Dubieniecki i córka prezydenta byli parą. Jak te wnioski traktował Lech Kaczyński? Żadnego z nich nie rozpatrywał w trybie nadzwyczajnym, który zakłada pominięcie opinii sądu. Każde z tych osiemnastu pism Kancelaria Prezydenta zgodnie ze sztandarową procedurą odsyłała do kwidzyńskiego sądu. - Wszystkie sprawy skończyły się właśnie na tym etapie. W każdym z tych osiemnastu przypadków pozostawialiśmy wnioski bez dalszego biegu, czyli nie odsyłaliśmy ich z powrotem do prezydenta – przyznaje w rozmowie z „Wprost" prezes kwidzyńskiego sądu sędzia Wojciech Zelmański. Innymi słowy, żaden z klientów Dubienieckich nie został ułaskawiony.

Z ustaleń „Wprost" wynika, że Lech Kaczyński był bardzo niezadowolony z tego, że kancelaria, w której pracował jego zięć, była tak aktywna w sprawie ułaskawień. Tym bardziej, że dwóch urzędników z prezydenckiego biura obywatelstw i prawa łaski poskarżyło mu się, że Marcin Dubieniecki wypytywał ich o los spraw kierowanych przez jego ojca. – Leszek opowiadał mi, że dwukrotnie wzywał Marcina na ostrą rozmowę. Za każdym razem kończyło się na przeprosinach i wielkich obietnicach, że to się więcej nie powtórzy. Wnioski z Kwidzyna jednak cały czas wpływały – opowiada nam przyjaciel nieżyjącego prezydenta. Jedyną osobą skazaną przez kwidzyński sąd, którą Kaczyński ułaskawił, był Adam S., późniejszy partner biznesowy Marcina Dubienieckiego. S. prosił prezydenta o ułaskawienie osobiście, bez pośrednictwa kwidzyńskiej kancelarii.

Bez względu na to, jakie decyzje podejmował prezydent, pisanie wniosków było dla Dubienieckich dochodowym zajęciem. W Kwidzynie nieoficjalnie mówiło się, że młody Dubieniecki po wejściu do prezydenckiej rodziny może załatwić ułaskawienie. Niektórzy powątpiewali, ale byli i tacy, którzy wierzyli i zgłaszali się do kancelarii jego ojca.

W taki sposób do Dubienieckich trafił Krzysztof S., więzień kwidzyńskiego zakładu karnego. O zięciu Kaczyńskiego powiedział mu kolega spod celi. Jego historię w ubiegłym roku opisał „Super Express". S. nie dostąpił ułaskawienia, mimo że zapłacił kancelarii Dubienieckiego aż 26 tys. zł. Do dziś odsiaduje 11-letni wyrok. Tyle że już nie w Kwidzynie a na warszawskiej Białołęce.