Zgoda, co nie buduje

Zgoda, co nie buduje

Dodano:   /  Zmieniono: 
Największy heroizm u współczesnego polityka? Rezygnacja z popularności za wszelką cenę, więcej – zgoda na własną niepopularność.
Ha, łatwo powiedzieć, ale popularność to szansa na utrzymanie władzy, a  który polityk chce ją stracić? Słusznie więc napisał ostatnio „Time", że  największy dziś dylemat przywódców to jak uzdrowić gospodarkę, nie  tracąc władzy.

Premier Tusk ogłosił ambitny plan reform i natychmiast notowania PO poleciały może nie na łeb, ale na szyję. Co dalej? Cała naprzód czy w tył zwrot? „The Economist" zastanawia się, czy Tusk nie  uzna sprzeciwu PSL wobec proponowanych zmian za powód, by ze zmian się wycofać. Jeśli się wycofa, być może odzyska punkty w sondażach, ale na  pewno straci szansę na odegranie roli męża stanu. Tyle że to kosztowna rola. Historia doceni, ale czy docenią wyborcy? Premier Tusk z lekceważeniem wypowiedział się ostatnio o tzw. rządach fachowców. Fakt, zwykle są one krótkotrwałe. Dlaczego? Bo politycy tylko na moment i tylko w wyjątkowo dramatycznych okolicznościach oddają zabawki innym. Tym, przychodzącym posprzątać po tych, którzy za metodę rządzenia uznają podlizywanie się publice i nierobienie tego, co jest w  jej interesie, by się publice nie narazić. Przychodzą i szybko odchodzą. Przede wszystkim dlatego, że robiąc rzeczy słuszne, tracą popularność, a  zwykle nie zamierzają uczestniczyć w konkursie mizdrzenia się do  wyborców.

Pokusa, by pielęgnować własną popularność, jest więc potężna, tak potężna jak strach przed jej utratą. Trudniej zrozumiała jest pokusa, by  zabiegać o popularność za wszelką cenę. Mam wrażenie, że nie potrafi się jej oprzeć prezydent Komorowski. Prezydenta popiera 75 proc. Polaków, ale Komorowski najwyraźniej wziął sobie do serca hasło „prezydent wszystkich Polaków" i ruszył do boju o sto procent poparcia. Właśnie złożył najserdeczniejsze życzenia naczelnemu najbardziej ordynarnego polskiego brukowca. „Życzę zespołowi redakcyjnemu kolejnych ciekawych pomysłów, przyczyniających się do aktywizacji obywatelskiej Polaków" –  napisał w liście prezydent. Uznał, że brukowiec, któremu składa życzenia, to „ważne, unikatowe na rynku prasowym przedsięwzięcie". Zaiste unikatowe. O czym świadczy liczba haniebnych publikacji i  przegranych procesów.

Bronisław Komorowski powtarza z pasją, że „zgoda buduje", ale czy naprawdę musi to być zgoda na wszystko? Czy naprawdę trzeba się kłaniać najbardziej prymitywnemu populizmowi, czy naprawdę trzeba głaskać tych, którzy odwołują się do najniższych instynktów? Ale może warto. Bo oto proszę, kilka dni po opublikowaniu listu brukowiec daje na pierwszej stronie tytuł – „Brawo prezydent Komorowski. Zatrzyma bandytów w  maskach. Jak obiecał, tak zrobił". No wreszcie jest zasługujący na  oklaski polityk mądry, odważny, skuteczny i dotrzymujący słowa. Sprawę definitywnie rozstrzygnęło unikatowe przedsięwzięcie na rynku prasowym. Pomysł prezydenta wielu wprawdzie krytykuje, czy rzeczywiście zatrzyma, wcale nie wiadomo, ale tu mamy krótką piłkę. Unikatowe na rynku prasowym przedsięwzięcie dostało laurkę i samo laurkę wystawiło. Proste? Proste.

Nadchodzi czas świąteczny. Ciekawe, czy zobaczymy dalszy ciąg trwającego od lat serialiku. Najważniejsze osoby w państwie przystrajające choinki w  redakcji brukowca, kolejne życzenia dla wspaniałego zespołu, opłatek z  uczestnikami unikatowego przedsięwzięcia. Wszystko w nadziei na to, że  jak nie pochwalą, to przynajmniej nie spróbują rozszarpać. Ale przecież nie warto iść pod rękę z każdym i zgadzać się na wszystko. Kolejni brytyjscy premierzy długo nadskakiwali panu Murdochowi. Aż wyszyły na  jaw wszystkie nadużycia jego ludzi.

W ostatnich latach pod rękę z  brukowcami szli u nas wszyscy najważniejsi politycy. Były umizgi, były ustawki, były przymilne gesty. Nie namawiam naszych polityków, by szli z  brukowcami na otwarte starcie. Wiem, że oni wiedzą, czym to pachnie, wiem, że oni wiedzą, czym w praktyce pachnie wolność słowa w brukowym wydaniu. Apeluję tylko, by z draństwem nie romansować ani do draństwa się nie przytulać. Bo niczego ono nie pragnie tak bardzo jak aktu legitymizacji ze strony najważniejszych osób w państwie. My brukowcem? Toż honory oddają nam najważniejsi ludzie w Polsce.

Obłaskawianie draństwa przynosi efekty. Jak się kibola nazwało patriotą i nosicielem wartości, to kibol wali po twarzy fotoreportera i pali wóz transmisyjny. Może to już nie wandalizm, może to już akt niemal patriotyczny? Kibol zasłania twarz? Widocznie musi, bo patriotyzm jest przecież prześladowany, demokracja jest w likwidacji – to nie interpretacje, to cytaty.

Panu prezydentowi, panu premierowi, panom prezesom i panom przewodniczącym życzę uznania i popularności u rodaków. Rodakom nie  życzę jednak, by wszyscy panowie z funkcjami i tytułami na „p" zdobywali ją za wszelką cenę.