"Polityka" kontra polityka - 30. rocznica stanu wojennego

"Polityka" kontra polityka - 30. rocznica stanu wojennego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pracowali w jednej redakcji. W stanie wojennym musieli wybrać, po której stronie chcą stanąć. Opowieść o tym, jak po 13 grudnia 1981 roku rozeszły się drogi wybitnych dziennikarzy.
Bóg jeden raczy wiedzieć, jak udało im się spotkać w salonie żoliborskiego domu Daniela Passenta. Telefony przecież nie działały, a  redakcja została zamknięta na cztery spusty. Na dobrą sprawę spotkanie było nielegalne. Prawo stanu wojennego zakazywało zgromadzeń. Ale trzeba było zdecydować, co dalej z „Polityką". Był 30 grudnia 1981 r. Blisko 30 osób, więc nie starczyło krzeseł. Niektórzy rozsiedli się na podłodze, inni podpieraliściany.

Atmosfera poważna, dyskusja spokojna i rzeczowa. Koniec lawirowania i zgniłych kompromisów. Teraz można było już tylko zostać albo odejść. Odeszło 13 osób – niemal połowa. W kącie salonu stał stolik, przy którym siedział Marian Turski, sekretarz organizacji partyjnej w „Polityce". Co jakiś czas ktoś podchodził i w milczeniu zostawiał legitymację partyjną. Byli elitą polskiego dziennikarstwa. Nigdy więcej w takim składzie już się nie spotkali.

12 grudnia 1981 r. w mieszkaniu Dariusza Fikusa, członka kolegium „Polityki" i sekretarza Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, dzwoni telefon. Odbiera Małgorzata Fikus. Znajomy prosi o przekazanie mężowi informacji, że „coś się wydarzy" i lepiej, by nie wracał do domu. Skąd to wie? Od pewnego esbeka. Pani Fikusowa męża odnajduje na jakimś bankiecie. Dariusz Fikus, nieco podchmielony, zabiera z domu szczoteczkę do zębów i piżamę. Nocą patrol trzy razy wraca do mieszkania Fikusów, ale dziennikarza nie zastaje. Maciej Iłowiecki spędza tę noc w  mieszkaniu narzeczonej, która wyjechała do USA. Nie może zasnąć.

O trzeciej nad ranem brutalne walenie do drzwi. Widać nie mają łomu, bo  odchodzą. Iłowiecki ostrożnie wychyla się na klatkę schodową. Widzi głowę sąsiadki. – To wojsko, wie pan? Mogą jeszcze wrócić. Niech pan schowa się u mnie. Iłowiecki zabiera z mieszkania kilka rzeczy, idzie do  sąsiadki, a tam na wieszaku kurtka zomowca. Staje jak wryty. – Pan się nie przejmuje, to męża. Teraz jest na służbie, ale wróci rano i jeszcze zdążymy napić się wódki. Jest po naszej stronie – tłumaczy kobieta. I  faktycznie – piją. 16 grudnia do mieszkania Fikusów puka rzecznik rządu Jerzy Urban. Pani Fikusowa nie zaprasza gościa do środka. Urban, do  niedawna dziennikarz „Polityki", prosi o przekazanie mężowi, że może wracać do domu, bo nic mu już nie grozi. 29 grudnia Iłowiecki ciągle się ukrywa. Pukanie do drzwi, zgodne z tajemnym szyfrem. Wchodzi nieznany pan i mówi, że ma wiadomość od… wicepremiera.

Rakowski zaprasza do  Urzędu Rady Ministrów, oczywiście gwarantuje bezpieczeństwo. Samochód czeka. W URM spotkanie kolegium „Polityki" z Rakowskim. Każdy deklaruje, po której stronie teraz stoi. Fikus z Iłowieckim, jedyni w tym gronie jednoznacznie sympatyzujący z „Solidarnością”, zapowiadają odejście z  redakcji.

O stanie wojennym i o tym, jak rozeszły się drogi wybitnych dziennikarzy, w poniedziałkowym "Wprost" pisze Rafał Kalukin