"Dostał z buta i połknął dwie jedynki" - spowiedź cut doctora

"Dostał z buta i połknął dwie jedynki" - spowiedź cut doctora

Dodano:   /  Zmieniono: 
Cut doctor to człowiek, który "składa do kupy" tych uczestników ustawek organizowanych przez pseudokibiców, którzy oberwali za mocno (fot. Bogdan Krezel / Przekroj / Visavis.pl / Forum) 
Grzesiek to normalny, dorosły facet. Skończył marketing i zaczął życie na własną rękę. Pracuje w jednej z sieci handlowych, gdzie zarządza działem świeżej żywności. Negocjuje umowy handlowe, wymyśla promocje. Spośród setek młodych ludzi wyróżnia go jednak barwna przeszłość. Grzesiek regularnie brał udział w ustawkach Wisły Kraków. Nie był jednak jednym z kiboli, okładających się po głowach – Grzesiek był cut doctorem. Kim jest cut doctor? To człowiek, który ma za zadanie „poskładać do kupy” tych uczestników ustawki, którzy oberwali za mocno.
Piotr Rodzik, Infotuba.pl: Skąd w ogóle ta nazwa – cut doctor?

Grzesiek: Wzięła się z boksu. Jeden z sekundantów ringowych zawsze zajmuje się opatrywaniem różnego rodzaju rozcięć, ran powstałych w trakcie walki. Tym samym zajmuje się cut doctor w czasie ustawek. Pomagaliśmy chłopakom opatrywać rany po „strzałach" od przeciwników.

Jak zaczęła się twoja przygoda z ustawkami? Chyba nie jest łatwo „wejść" w to specyficzne środowisko…

Wejść jest bardzo trudno. Mnie się udało, bo mój kumpel jeździł na ustawki od dawna. Uprawiał też boks w sekcji Wisły Kraków od dziesięciu lat. Znaliśmy się od dzieciństwa, więc najpierw wciągnął mnie w boks, a później – jako, że mi ufał – powiedział mi o ustawkach. Na ustawkę jest się trudno dostać, bo w takich wydarzeniach uczestniczy bardzo hermetyczne środowisko. Wiadomo, że jest to nielegalne – każdy uczestnik jest więc „sprawdzany" przez organizatorów. Podczas ustawek, w których uczestniczyłem trzeba było pokazać dowód tożsamości i być przez kogoś poleconym. Ci, którzy chcieli się bić, musieli się dodatkowo wykazać - testy były różne, ale często polegały na walce we dwóch na jednego. Potencjalnych uczestników ustawek testowano np. w dyskotekach – na kandydata do udziału w ustawkach napuszczano dwóch gości, z którymi musiał sobie poradzić.

Tak z zaskoczenia? Chętny nie wiedział, co go czekało?

Bywało różnie. Zazwyczaj było to ustawiane - wchodziłeś do dyskoteki i cię zostawiali. Wiedziałeś, że będziesz się z kimś bił, a ci, którzy cię sprawdzali, w tym czasie szukali dla ciebie odpowiednich przeciwników. Innymi słowy wszczynano bójkę – najczęściej na zewnątrz. Ale zdarzało się też sprawdzanie z totalnego zaskoczenia - chętny nie wiedział, co, gdzie i kiedy go spotka.

Nie wspominasz nic o swoim teście. Rozumiem, że nigdy nie brałeś czynnego udziału w ustawkach, a tylko zajmowałeś się opatrywaniem ran?

Dokładnie tak. Nie brałem udziału w bijatykach, byłem za cienki. Jeździłem jako zaplecze medyczne.

Twój kolega trenował w Wiśle Kraków boks. Ustawki nie dotyczą tylko kibiców piłkarskich?

Chodzi o barwy klubowe. Uczestników ustawek piłka mało interesuje - owszem, bijący się chodzą na mecze, ale od wyniku sportowego ważniejsza jest bójka i obrona barw.

Kiedy kolega powiedział ci o ustawkach powiedziałeś, że możesz być jedynie zapleczem medycznym?

Znał mnie i zapytał, czy chciałbym uczestniczyć w ustawkach w takiej roli, ponieważ akurat jego koledzy potrzebowali kogoś do pomocy. Kolega miał w tym środowisku na tyle silną pozycję, że nie potrzebowałem niczego poza dowodem tożsamości i jego poleceniem. Nigdy nie pytał, czy chcę się bić. Wiedział co potrafię z treningów boksu. Od razu zapytał mnie, czy chcę pomóc jako cut doctor.

Wokół użycia broni na ustawkach narosło mnóstwo mitów. Ile jest prawdy w tym, że uczestnicy rzucają się na siebie z łomami i siekierami?

Różnie z tym bywało. Ja na ustawki jeździłem już po podpisaniu w 2004 roku sławetnego paktu kiboli o zakazie użycia sprzętu. Najśmieszniejsze jest to, że oba krakowskie kluby (Wisła Kraków i Cracovia – przyp. red.) nie podpisały tego paktu - od tego momentu rzadko brały udział w ustawkach, bo nie gwarantowały „czystości" walki. Dlatego ja brałem udział w ustawkach Śląska Wrocław i Unii Tarnów (kluby zaprzyjaźnione z Wisłą Kraków – przyp. red.), gdzie po prostu jechało kilku naszych chłopaków jako pomoc. Tam nie było żadnego sprzętu, a wszystko było ściśle określone: ilu na ilu, jakie buty są dopuszczalne.

Z jakiego typu obrażeniami miałeś do czynienia jako cut doctor?

W miarę podobnymi do tych, które można obserwować po walkach bokserskich. Choć oczywiście zdarzały się poważniejsze kontuzje. Były to więc różnego rodzaju rozcięcia - najczęściej łuku brwiowego - złamania, również wybite zęby. Jeden z chłopaków kiedyś dostał „z buta" w twarz i połknął dwie jedynki. Pamiętam ustawkę Unii Tarnów z Okocimskim Brzesko. Jeden z naszych tak niefortunnie upadł, że złamał rękę. Mój kolega, który mnie w to wciągnął, raz tak porządnie dostał, że musiał przestać brać udział w ustawkach, ponieważ groziły mu poważne problemy neurologiczne. Generalnie jednak bijatyki nie zagrażały zdrowiu czy życiu ich uczestników. Walka zawsze kończyła się, gdy ktoś padł albo powiedział dość i się położył - więc jak ktoś dostawał wp...l to szybko się kładł. Żadnego kopania po głowie nie było. Ustawki trwają też krótko. Maksymalnie 5-10 minut.

A czy ktokolwiek chciał się bić z tymi, którzy paktu o zakazie użycia sprzętu nie podpisali – czyli z Wisłą i Cracovią?

Nie. Raczej nikt nie chciał z nami walczyć. Oba krakowskie kluby ze sobą też raczej nie walczyły. W sumie nie wiem dlaczego - chyba głównie z powodu dobrego rozpracowania przez policję, bo mieli i mają oni swoich konfidentów w krakowskim światku kibiców. Zdarzały się za to naloty na kibiców jednej albo drugiej drużyny, w czasie których nierzadko używano pałek, siekier i noży.

Jak było przed podpisaniem paktu?

Ciężko powiedzieć. Jak już mówiłem, to bardzo hermetyczne środowisko. Wiem ze słyszenia, że zdarzały się jakieś rany kłute, dźgnięcia. Ale nigdy nie widziałem nikogo po takiej bijatyce.

Wróćmy do tego, co widziałeś. Rozumiem, że z tymi rozcięciami nikt do lekarza nie jeździł, tylko wszystko zszywaliście na miejscu, bez znieczulenia?

Tak. Rzadko kończyło się lekarzem. Jak już było bardzo poważnie – jak w przypadku tego złamania ręki – odwoziło się klienta do pobliskiego szpitala i zostawiało się z nim jednego mniej poobijanego ziomka. Obaj sprzedawali jakąś bajeczkę, że zostali pobici, bo lekarze zazwyczaj wzywali policję. Najczęściej to właśnie cut doctor zostawał z kolesiem w szpitalu. Mnie się jednak nie zdarzyło. Z kolei wspomniany wcześniej chłopak, który połknął dwie jedynki, zapił to wódką i zapalił papierosa. O lekarzu nie chciał słyszeć.

Dlaczego przestałeś jeździć na ustawki?

Na jedną z ustawek, na której miałem być, ale nie mogłem, wpadły psy. Można sobie w ten sposób zdrowo narobić smrodu. Ja nie chciałem.

Temat ustawek trochę przycichł w mediach. Czy nadal odbywają się one tak często jak kiedyś?

Tak, ale chłopaki są zajebiście zorganizowani i dlatego mniej o nich słychać. Umawiają się konkretnie, nie powtarzają lokalizacji - sporo się nauczyli jeśli chodzi o ostrożność i planowanie. Są większymi cwaniakami. Poza tym na ustawki jeżdżą ci, którzy naprawdę to lubią, a nie ci, którzy będą się tym chwalić do innych i sprzedawać informacje.

Z perspektywy czasu, jako dorosły człowiek, który dba o swoją przyszłość i wie, jak łatwo mógł sobie utrudnić życie uważasz, że ustawki są czymś dobrym?

To zależy. Jeżeli nie biorą w nich udziału przypadkowe osoby, które nie czynią niczego złego postronnym ludziom, tylko leją się w miejscach ustronnych i przestrzegają określonych reguł to tak. Dla mnie to jak zbiorowe MMA (Mixed Martial Arts – przyp. red.), tylko w lesie, bez kasy i telewizji. Takie ustawki nie są ani dobre, ani złe. Problem pojawia się jedynie wtedy, gdy źle się trafi - wówczas można narobić sobie kłopotów z prawem. Są jednak tacy, którzy mimo to wybiorą adrenalinę. Ja wybrałem inaczej.