Deregulacja zawodów: egzaminatorzy nauki jazdy to elita

Deregulacja zawodów: egzaminatorzy nauki jazdy to elita

Dodano:   /  Zmieniono: 
Egzaminator to zawód elitarny?, fot. Youtube
Moje zdanie jest może kontrowersyjne, ale uważam, że to zawód elitarny, do którego powinny przyjść osoby przygotowani wszechstronnie, a w ośrodku zdobyć szlify specjalistyczne – mówi w rozmowie z Wprost.pl Jacek Kobyliński, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Siedlcach.
Marcin Pieńkowski: Projekt ustawy o deregulacji zawodów ma rozpocząć proces przywracania i poszerzania wolności gospodarczej w Polsce. Popiera pan ten projekt?

Jacek Kobyliński: Nie znam szczegółów, znam tylko to, co dotyczy naszej branży. Moje informacje odnoszą się także do doniesień medialnych. Doświadczenia dotychczasowe dotyczące tzw. wolności gospodarczej, na podstawie której, wedle ostatniej ustawy, działają ośrodki szkolenia kierowców w porównaniu z poprzednimi czasami, kiedy regulacje prawne były inne pokazują, że ten system niekoniecznie się sprawdza. Deregulacja zawodu instruktora i egzaminatora wprowadzi więcej bałaganu i problemów, niż pozytywów. Ja patrzę na ośrodki szkolenia kierowców. Otóż działają one jak każdy inny podmiot gospodarczy, czyli mają się przede wszystkim utrzymać. Pełna konkurencja.

Czym konkurują?

Przede wszystkim ceną – to podstawowe kryterium konkurencji. Nie jakością, a ceną. Jesteśmy społeczeństwem niezbyt zamożnym i ta cena za kurs jest podstawowym kryterium przy wyborze ośrodka, dopiero później jakość. Wiadomo, że ci młodzi ludzie nie dysponują dużymi środkami i chcą odbyć kurs szybko i tanio. W ten sposób, wygrywają te szkoły, które się w te wymagania wpisują. Ta konkurencja w zakresie szkół nauki jazdy, którą już obserwuję od paru lat, która działa właśnie na zasadzie tej swobody gospodarczej nie działa tak jak powinna.

Sugeruje pan, że lepiej byłoby, gdyby te szkoły były centralnie sterowane?

Może nie centralnie, ale też nie na takiej zasadzie jak sklep mięsny, czy inny zakład rzemieślniczy. Nie mogą konkurować tak, jakby produkowały coś, a nie kogoś. One przecież wypuszczają człowieka do ruchu drogowego. To zupełnie coś innego niż wyprodukowanie np. jakiegoś mebla. Zastosowanie tej samej zasady konkurencji i tu, i tu jest błędne. Przede wszystkim, te ośrodki zostały puszczone w tryby wolnego rynku, natomiast nadzór nad nimi jest enigmatyczny.

Najlepszym nadzorem powinny być efekty, a dokładniej statystyki zdawalności.

Oczywiście, takie są założenia teoretyczne. W praktyce klienci kierują się przede wszystkim ceną i czasem tego szkolenia. Znając realia, wiemy, że rzadko odbywają się tak jak kiedyś. Skoro jest dostępna baza pytań, kursanci dostają płytę CD, uczą się i zdają. Statystyki pokazują, że zdaje 80% przystępujących do egzaminu. Obserwuję również, że szkoły nauki jazdy nie bardzo mogą się dogadać, nie ma jakichś prężnie działających korporacji, organizacji, które byłyby w stanie współpracować ze sobą. To jest po prostu „wolna amerykanka".

Skoro ten obraz szkolenia już jest tak fatalny, to może być jeszcze gorzej? Projekt ustawy zakłada m.in. obniżenie wymaganego poziomu wykształcenia zarówno dla instruktorów jak i egzaminatorów. To wykształcenie jest im w ogóle potrzebne?

To zapytajmy inaczej. Instruktor to nauczyciel, dydaktyk. Osoba po podstawówce, który skończył 20 lat, ma prawo jazdy odkąd skończył 18, ojciec dał mu się pary razy przejechać i może już przystąpić do nauczania. Może szkolić osobę, która później wyjedzie na drogę. Moim zdaniem nie tędy droga. Nawet ten trzyletni okres karencjo od uzyskania prawa jazdy jest bardzo krótki. Nie wspominając już nawet o jakichś praktykach zawodowych, podstawach teoretycznych, liźnięciu czegokolwiek z psychologii, dydaktyki. Te wymagania dotychczasowe tez były bardzo luźne. Jeśli jeszcze je poluźnimy to po pierwsze prestiż tego zawodu opadnie, po drugie stan kadry się obniży, a nauczanie będzie się odbywało na zasadzie – uczył Marcin Marcina. Jeśli tych instruktorów będzie jeszcze więcej, to również będą konkurować ceną.

A egzaminatorzy?

Pięć lat temu poszukiwałem egzaminatorów ze świecą. Wtedy było może przegięcie w drugą stronę, bo tych egzaminatorów nie było. Ja brałem każdego kto się zgłosił. Można powiedzieć, że z ulicy. Znałem, nie znałem, jak miał uprawnienia to zatrudniałem, bo nie było komu egzaminować. Po 5 latach sytuacja się odwróciła. Na biurku mam, żeby nie przesadzić, co najmniej 30 podań osób, którzy zrobili uprawnienia ogromnym kosztem i finansowym, i organizacyjnym, to przecież kosztuje sporo wysiłku i czasu. Ludzi, którzy zdobyli ten upragniony tytuł egzaminatora, a z którego nic nie wynika. Po całej Polsce krążą podania o przyjęcie do pracy, bez szans na zatrudnienie. Ja też będę pewnie w przyszłym roku prowadził redukcję, a nie zatrudniał nowych. Bez sensu naprodukowaliśmy egzaminatorów, którzy nie mają gdzie pracować.

To co jest lepsze? Wybór z małej, czy dużej ilości kandydatów?

Gdybym mógł wybrać z 5pięciu bardzo dobrze przygotowanych egzaminatorów, wiedząc, że są to osobę inteligentne, wykształcone, nie tylko w swoim zawodzie, ale generalnie,  to wolę mieć tylko 5, niż wybierać z tych 30, których nie znam, których umiejętności nie jestem w stanie zweryfikować. Podejrzewam też, że jeśli naprodukujemy ich jeszcze więcej, to ich kwalifikacje wcale nie będą wyższe, a wręcz niższe, skoro obniżymy próg wykształcenia i doświadczenia w prowadzeniu pojazdów. Jeśli już wybiorę jednego z tej trzydziestki, to będę mógł go zweryfikować dopiero bezpośrednio w pracy. Jego braki dostrzegę dopiero jak popełni ileś tam błędów, skrzywdzi ileś ludzi.

Czyli egzaminatorów powinno być mniej?

Moim zdaniem to jest elita. Szczególnie jeśli mówię o egzaminatorach, którym ustawa o kierujących stawia bardzo wysokie wymagania. Ja nie wyobrażam sobie, żeby to byli ludzie poniżej wyższego wykształcenia. Moje zdanie jest może kontrowersyjne, ale uważam, że to zawód elitarny, do którego powinny przyjść osoby przygotowani wszechstronnie, a w ośrodku zdobyć szlify specjalistyczne. 

Spadek cen spowoduje więc jednocześnie spadek jakości świadczonych usług?

Taka groźba oczywiście istnieje. My jako szefowie instytucji będziemy mogli weryfikować kandydatów do tego zawodu dopiero po fakcie. Oni będą już pracować, będą popełniać błędy i dopiero wtedy będziemy mogli reagować. Te osoby powinny być zweryfikowane wcześniej, na kursach, na egzaminach. To powinna być już śmietanka, z której będę mógł wybrać najlepszego. Z tłumu nie jestem w stanie wybrać kogoś wybitnego.

Może mieć to wpływ na bezpieczeństwo?

Oczywiście, że tak. To nie jest towar, mamy do czynienia z żywymi ludźmi. To, jak te osoby zostaną przygotowane do ruchu drogowego wpływa nie tylko na ich karierę zawodową, jakiś status ale wpływa na bezpieczeństwo i życie wszystkich dookoła. Odpowiedzialność jest ogromna. Moim zdaniem, te zapowiedzi idą w kiepskim kierunku. Ja bym stawiał wymagania bardzo wysokie, wyższe niż dotychczas

Rozmawiał: Marcin Pieńkowski