Sikora: Panie Smuda, sp… pan wszystko

Sikora: Panie Smuda, sp… pan wszystko

Dodano:   /  Zmieniono: 
Franciszek Smuda (fot. PAP/UEFA)
Ten komentarz teoretycznie mogłem napisać już godzinę po porażce z Czechami. Ale pomyślałem, że być może przemawia przeze mnie rozczarowanie i emocje po dopiero co zakończonym meczu, które uniemożliwiają obiektywną ocenę sytuacji. Minęły trzy dni – ale moje zdanie w sprawie „dokonań” Franciszka Smudy w ciągu ostatnich dwóch lat nie zmieniło się ani trochę.
Gdy wziąłem do ręki poniedziałkową „Gazetę Wyborczą” i przeczytałem wywiad ze Smudą, momentami przecierałem oczy ze zdumienia. – Ani taktycznie, ani osobowo niczego bym nie zmienił. Poprowadziłbym wszystko tak samo. Nie sp...m niczego, byłem, gdzie mogłem, by znaleźć najlepszych ludzi, czy to w Polsce, czy za granicą – przekonywał selekcjoner. A ja myślę sobie, że albo Smudzie zebrało się na żarty podczas udzielania wywiadu, albo po prostu nie ma na tyle cywilnej odwagi, by powiedzieć, że zaprzepaścił właśnie historyczną szansę.

Smuda dostał wszystko, o czym mógłby marzyć trener przed wielką piłkarską imprezą. Miał czas, zaufanie PZPN i względnie mocne oparcie w kibicach. Na Euro mógł dodatkowo liczyć w każdym meczu na atut własnego boiska i tysiące fanów wspierających jego drużynę. Miał też piłkarzy, w których zasięgu był co najmniej awans do ćwierćfinału. Okazało się jednak, że czołowy strzelec Bundesligi Robert Lewandowski, jeden z najlepszych prawych obrońców w Europie Łukasz Piszczek, filar defensywy Anderlechtu Bruksela Marcin Wasilewski, Jakub Błaszczykowski, Ludovic Obraniak, czy chwalony od wielu miesięcy za genialne parady Wojciech Szczęsny - to za mało. Smuda nie potrafił z tej mieszanki stworzyć drużyny, która potrafiłaby wygrać choćby jeden mecz w najsłabszej grupie na Euro. I nie jest prawdą, że Smuda musiał trenować – jak przekonywał Wojciech Kowalczyk – niepełnosprawnych pseudokopaczy. Smuda dostał paczkę naprawdę dobrych piłkarzy, a jedyne, co potrafił z nią zrobić, to tak naprawdę wszystko sp…ć. I choć Franz nie jest jedynym winnym naszej porażki na Euro, to jednak w mojej ocenie, jest on jej głównym winowajcą.

Od początku nie byłem entuzjastą zatrudnienia Smudy na stanowisku selekcjonera, ale pomyślałem, że trzeba mu zaufać i dać czas, skoro już tym selekcjonerem został. A gdy przyjdzie czas - trzeba będzie się odezwać i rozliczyć Smudę z jego pracy. Teraz taki czas nadszedł.

Mówienie dziś przez selekcjonera, że wszystko było w porządku i tylko wyników zabrakło, jest żałosne z dwóch powodów. Po pierwsze oznacza, że Smuda nie umie, a wręcz boi się przyznać do winy. Po drugie - oznacza, że w przyszłości w meczu, który musimy wygrać, znów byłby skłonny zagrać trzema defensywnymi pomocnikami, a przy wyniku 0:1 bałby się odważniejszych zmian chroniąc nas przed ewentualną wyższą porażką.

Innymi słowy Smuda ma patent na doprowadzanie polskiej drużyny do porażek. Tak panie Smuda – sp… pan bardzo wiele.