Koncertowe lato

Dodano:   /  Zmieniono: 
Beyonce (fot. DSDD/JRAB/ZOB/ZDF / Newspix.pl ) Źródło: Newspix.pl
Trudno w to w tej chwili uwierzyć, ale już za chwilę zacznie się polskie festiwalowe lato 2013. Wyjątkowo bogate. Razem z Kasią Nosowską, Arturem Rojkiem i Biszem podpowiadamy, gdzie warto się wybrać.

Ma go każde duże miasto, każda grupa społeczna. Mają również korporacje, fundacje i organizacje pożytku publicznego. Festiwal. Chociaż zgłoszenia wciąż trwają, już teraz możemy powiedzieć, że takiego wysypu muzycznych imprez jedno- i kilkudniowych jeszcze u nas nie było. O ich różnorodności najwięcej mówią kontrowersje wokół największych gwiazd. Beyoncé (Orange Festival) wywołała protesty w Malezji swoim zbyt wyzywającym odzieniem, panowie z blackmetalowego Mayhem (Asymmetry) musieli przerwać koncert, gdy lecący ze sceny barani łeb rozbił czaszkę jednego z fanów, a powracające po latach My Bloody Valentine (OFF Festival) produkuje tyle dźwięków, że ich muzyka może stanowić zagrożenie dla słuchu. Mimo tak wielkich różnic jedna rzecz łączy tych artystów – znów przejedziemy pół Polski w rozżarzonym od słońca przedziale, byle ich zobaczyć.

Po staremu, czyli legendy rocka

W rocku najbogatsza oferta skierowana jest do nostalgików. Melomanów, którzy czasy minione przedkładają nad obecne. Jeśli w tym roku fani legend sprzed dekad mają na co narzekać, to chyba tylko na klęskę urodzaju. Nieszczęśni wielbiciele Pink Floyd i The Beatles nie mogą nawet za bardzo popsioczyć na decydentów, bo gdyby nie było Stadionu Narodowego, koncerty Rogera Watersa i Paula McCartneya mogłyby się nie odbyć. Jego lordowska mość odwiedzi stolicę 22 czerwca, by zaprezentować przekrój przez swój imponujący katalog zawierający utwory Beatlesów, The Wings oraz solowe. Waters zaś zawita do stolicy 20 sierpnia, by tradycyjnie postawić w niej „Ścianę”.

Rockmanów o imponującym przebiegu spotkamy także na festiwalach. Najwyższą średnią wieku osiągają gwiazdy VII Festiwalu Legend Rocka, który odbędzie się w Słupsku w dniach 1-3 sierpnia. W Dolinie Charlotty wystąpią John Mayall, Carlos Santana oraz Alice Cooper. Każdemu z nich w Rzeczypospolitej Polskiej przysługiwałyby już świadczenia emerytalne. Duże szanse na to mieliby także headlinerzy Ursynaliów, co jest o tyle zabawne, że warszawski festiwal nosi miano imprezy studenckiej. W tym roku samorząd Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego zaprosił m.in. ZZ Top i Motörhead. W dniach 31 maja – 2 czerwca przekonamy się, jak to jest być wiecznym studentem.

Dla odmiany festiwale o dłuższym stażu proponują młodszy skład. W Jarocinie (19-21.07) zagrają kapele, które swoją złą (a jakże!) sławę zdobywały w latach 80. – umalowani fani horroru z Misfits oraz hardcore’owcy z Suicidal Tendencies. Ciekawie się zapowiada koncert grupy Hey, która z okazji jubileuszu odegra w całości album „Fire”. – Powiem szczerze, że to właśnie ja najbardziej za tym lobbowałem – mówi nam Paweł Krawczyk, który do zespołu dołączył znacznie później. – Uważam, że bardzo dobrze zrobi nam takie przewietrzenie, powrót do prostego gitarowego grania. Jestem podekscytowany. Tym razem nie będziemy eksperymentować, postaramy się, aby zabrzmiało to możliwie najwierniej oryginałowi. Żadnych cudów na kiju, czysty grunge – zapowiada muzyk. Coraz bardziej eklektyczny staje się największy europejski festiwal – Przystanek Woodstock. Jurek Owsiak wciąż zaprasza do Kostrzyna nad Odrą weteranów i starych wyjadaczy (Anthrax, Hunter, Farben Lehre), ale otwiera się też na młodsze kapele (Atari Teenage Riot, Kaiser Chiefs, Enter Shikari). W ramach specjalnego projektu na scenie zagości też Gooral z zespołem Mazowsze. Najsłynniejsza ludowa formacja w naszym kraju zaśpiewa do etniczno-syntetycznych bitów producenta z Bielska-Białej. – Czy mnie zaskoczyli? Nie za bardzo. Ładne dziewczyny, ale to już wiedziałem. Świetnie śpiewają, ale na to też byłem przygotowany. To jest profesjonalny zespół, ale tak duży, że niełatwo będzie wyreżyserować to wydarzenie. Przed nami jeszcze sporo pracy – mówi Gooral.

Jak to się nazywa, czyli alternatywa

Dwa najważniejsze wydarzenia w tej efemerycznej kategorii to bez wątpienia gdyński Open’er (3-6.07) i katowicki OFF (2-4.08). Pierwszego z nich jeszcze kilka lat temu nie odważyłbym się umieścić w tej kategorii, ale ostatnio impreza coraz mocniej skręca w stronę alternatywy. Co więcej, jej tegoroczny program opiera się w dużej mierze na młodych artystach. Stawianie na debiutantów wiąże się z pewnym ryzykiem, ale w Gdyni wciąż chcą je podejmować. – Co roku mamy co najmniej kilku takich wykonawców, żeby przypomnieć tylko Jessie Ware, Jamesa Blake’a czy Empire of the Sun – mówi Małgorzata Kłos z Alter Art, firmy organizującej Open’era. – Zwłaszcza przykład pierwszej artystki pokazuje, jak niesamowita jest nasza publiczność: totalna debiutantka, z zaledwie dwoma piosenkami na koncie, miała namiot wypełniony po brzegi i od razu zyskała w Polsce status gwiazdy.

Organizatorzy Open’era dbają jednocześnie o rozsądny balans między tym, co nowe, a tym, co znane i uznane. 60 tys. ludzi krążących między poszczególnymi scenami, z których jedna czwarta to obcokrajowcy, musi dostać coś więcej niż tylko tanie piwo. Już w ubiegłym roku w mediach huczało od plotek na temat rzekomego koncertu Blur w Polsce. Zresztą nie po raz pierwszy. Wreszcie się udało. Jedna z najważniejszych brytyjskich grup ostatnich dekad, autorzy takich przebojów jak „Song 2”, „Girls & Boys” czy „Out of Time”, jest najbardziej elektryzującym headlinerem tegorocznego Open’era. Potwierdza to Kasia Nosowska, która pytana o najbardziej wyczekiwanego artystę odpowiada: – Na pewno Blur. Po czym trochę nas zaskakuje: – Jestem też fanką Kendricka Lamara i z pewnością wybiorę się właśnie na jego koncert. To, że jestem muzykiem, nie przeszkadza mi w ogóle w byciu typowym festiwalowiczem. Chętnie tonę w błocie jak inni Własnymi ścieżkami chadza Artur Rojek, który znów montuje ambitny program OFF Festivalu. Jedną z jego największych gwiazd będzie My Bloody Valentine – kultowi reprezentanci shoegaze’u, podgatunku brytyjskiego rocka słynącego z potężnych ścian gitar i rozmarzonych refrenów. Wydane w 1991 r. „Loveless” trafiło do czołówki wielu muzycznych podsumowań dekady obok albumów Radiohead, Nirvany czy Wu-Tang Clan. – Odkąd festiwal nabrał rozpędu, przenosząc się do Katowic, ściągnięcie tego zespołu stało się moją obsesją – mówi nam Rojek. – Wiedząc, że zespół wrócił do koncertowania, co roku próbowałem. Nie jest to prosta sprawa, bo oni bardzo starannie wybierają propozycje. Zarówno jako fan, jak i dyrektor festiwalu jestem podekscytowany tym, że MBV pojawi się wreszcie na OFF Festivalu.

Jeśli chodzi o nowicjuszy, to Rojek najbardziej czeka na koncerty punkowego zespołu Metz i bydgoskiego rapera Bisza. Ten drugi dopiero w ubiegłym roku wskoczył do pierwszej ligi rodzimego hip-hopu, a już jest absolutną gwiazdą. – Zadecydował „Pollock”, który wywołał u mnie ciarki na plecach. Ostatnio mi się to zdarzyło, jak słuchałem debiutu Cool Kids of Death – przyznaje Artur Rojek. Dyrektor OFF Festivalu zdradza, że to nie koniec hiphopowych ogłoszeń w tym roku.

Fani alternatywy powinni zaznaczyć jeszcze kilka dat w swoim kajecie. Już 14 maja na warszawskim Torwarze wystąpi grupa The xx – młodziutkie gwiazdy kameralnego popu. Ważnym wydarzeniem będzie również koncert Atoms for Peace 20 lipca w ramach poznańskiej Malty. Debiutancka płyta zespołu „Amok” zbiera mocno rozbieżne recenzje, ale z pewnością wielu wyda 200 zł, by zobaczyć, jak na jednej scenie wypadają Thom Yorke (na co dzień lider Radiohead) i Flea, charyzmatyczny basista Red Hot Chili Peppers, główne postaci Atoms for Peace. Co ciekawe, grupę „wagi ciężkiej” poprzedzi w Poznaniu zjawiskowa Cat Power. Pierwszych artystów ogłaszają też festiwale Coke (9-10.08) i Selector (6-7.09) – w Krakowie zagrają Florence & The Machine, Franz Ferdinand i Biffy Clyro, headlinerem warszawskiej (od tego roku) imprezy jest zaś szwedzki duet The Knife. Będzie to pierwszy występ mistrzów mrocznej elektroniki w naszym kraju.

Ciężkie czasy

Fani mocnych brzmień w zasadzie już zaraz po lekturze tego tekstu powinni się zbierać do wyjścia. Jeszcze w kwietniu Polskę nawiedzą wirtuozi technicznego death metalu z Meshuggah. Po koncertach w Warszawie i Krakowie (24-25.04) nie wszystkim zdąży wrócić słuch, a już trzeba się wybierać do Wrocławia. W Hali Stulecia odbędzie się piąta edycja festiwalu Asymmetry – po raz pierwszy w Polsce zagra Agalloch, pojawią się też psychodeliczni Włosi z grupy Ufomammut. Pierwszego dnia metalowej majówki na scenie pojawią się Vader i Mayhem. Peter, lider tej pierwszej formacji, specjalnie dla „Wprost” wspomina pierwsze spotkanie zespołów: – To było we Francji podczas No Mercy Festival. Na scenie królowały odcięte zwierzęce łby i drut kolczasty. Wyglądało to trochę jak sceneria po bitwie pod Verdun. Oczywiście, nic nie brzmiało jak należy, ale nikt na to nie zważał. Chyba jedynym człowiekiem, z jakim mogłem pogadać, był basista. Chciałem z wokalistą, ale był tak trafiony, że najpierw próbował mnie nastraszyć nożem jak Stallone z „Cobry”, a potem się popłakał...

Ci, dla których program Asymmetry okaże się zbyt awangardowy, mogą się wybrać na warszawskie lotnisko Bemowo, gdzie swoje legendarne fajerwerki rozstawi Rammstein. W sukurs niemieckiej kapeli przyjdą między innymi Slayer, Mastodon i Behemoth. Warto też zwrócić uwagę na młodzież z zespołu Ghost, która odrestaurowuje heavy metal lat 70. z dozą fajnej, artystycznej przesady. Impact Fest odbywa się w dniach 4-5 czerwca. Czarna brać powinna również pamiętać o Metalfeście w Jaworznie, gdzie w dniach 20-22 czerwca zagrają m.in. Dillinger Escape Plane i Satyricon oraz o Seven Festival w Węgorzewie, na który ściągną My Dying Bride, Tiamat i Illusion (11-14.07). Na koniec, w ramach wisienki na piekielnym torcie, warszawski koncert ojców sludge metalu z Neurosis (30.06) oraz numetalowców z System of a Down w Łodzi (13.08).

Elektronika i czarne brzmienia

Dwa wydarzenia monumentalne: koncert grupy Kraftwerk w ramach poznańskiej Malty (28.06) oraz występ Depeche Mode na Stadionie Narodowym (25.07). Podczas gdy ci drudzy pochwalą się materiałem z tegorocznej „Delta Machine”, muzyczne roboty zza Odry po raz pierwszy zaprezentują specjalną trójwymiarową oprawę swojego show.

Zarówno Audioriver (26-28.07), jak i festiwal Nowa Muzyka (22-25.08) nie odsłoniły jeszcze wielu kart. W Płocku ciekawie się zapowiadają koncerty islandzkiego house’owego kolektywu GusGus oraz młodziutkiej gwiazdy drum’n’bass Netsky. Na katowickim festiwalu warto się przyjrzeć poczynaniom Holly Herndon i DJ-a Kose. Jako przystawkę do wakacyjnych zmagań z elektroniką można potraktować zaś warszawski Free Form (10-11.05), podczas którego wystąpią m.in. Apparat, Woodkid, Hudson Mohawke i Azealia Banks łącząca w swoich kawałkach rap z nowoczesną muzyką klubową. Dwa tygodnie po Azealii do Polski przyjedzie „królowa”. W ramach Orange Warsaw Festival (25-26.05) na Stadionie Narodowym zaśpiewa Beyoncé – niekwestionowana gwiazda R&B, pierwsza dama amerykańskiego popu, której koncert to wydarzenie nie tylko muzyczne, lecz również wizualne (taniec, scenografia, kostiumy).

Na zakończenie festiwalu Open’er (7.07) wystąpi zaś Rihanna promująca album „Unapologetic”. Właściciele karnetów wejdą na ten koncert za darmo. Brak inicjatywy na polu festiwali hiphopowych sprawia, że jedną z największych polskich imprez tego typu pozostaje… czeski Hip Hop Kemp. W tym roku zagrają tam m.in. Kendrick Lamar, El-P oraz fura naszych wykonawców. Do Hradca Králové wybiera się Bisz, który tak jak Nosowska chce zobaczyć autora świetnego „Good Kid, M.A.A.D City”. – Zaimponował mi artystyczną świadomością i odwagą, które pozwoliły mu, bez względu na trendy, wybrać bardzo charakterystyczne i idealne dla jego stylu podkłady. Inną rzeczą jest to, co zrobił z tymi bitami, genialnie dobierając do każdego temat, flow, barwę głosu, prowadząc historię, a przede wszystkim kreując niepowtarzalny świat, który porywa słuchacza – tłumaczy raper. Organizatorzy Kempu szacują, że do Czech przyjedzie około 11 tys. Polaków.

Co z kryzysem?

Takiego zagęszczenia imprez muzycznych jeszcze w Polsce nie było. Narodowy sceptycyzm kazałby podejrzewać, że w czas kryzysu i ten rynek musi w końcu schudnąć. W prywatnych rozmowach przewidują to nawet sami organizatorzy. Z drugiej jednak strony coraz więcej imprez uniezależnia się od sprzedaży biletów. Muzyczni promotorzy świetnie się odnajdują w gąszczu ministerialnych i miejskich dotacji, pozyskują strategicznych sponsorów i otwierają się na zagraniczną publiczność, dla której karnet za złotówki to nie lada okazja. Turystyka muzyczna to wciąż silna gałąź naszej gospodarki. Oby ten atlas okazał się przydatny wszystkim podróżnym.

Artykuł ukazał się w jednym z ostatnich numerów „Wprost" (15/2 013) , który  jest dostępny w formie e-wydania .

T ygodnik "Wprost" jest również dostępny na Facebooku .