Fibak na telefon

Fibak na telefon

Dodano:   /  Zmieniono: 
Karolina Korwin-Piotrowska (fot. Arek Makowicz dla Wprost) 
Seksafera z Fibakiem w tle to bardzo smutna, ale i ważna sprawa, bowiem od czasów Rywina nie mieliśmy afery, która by stawiała tak mocno pytanie o jakość naszego estabilshmentu, jego poczucie bezkarności i wszechmocy.
Przez lata wiedziano, że coś jest na rzeczy. Kiedy w 1996 r. jechałam na swój pierwszy festiwal do Cannes jako dziennikarka (wtedy TVP 1), usłyszałam od swojego szefa: „Tylko uważaj na imprezy z Fibakiem”. Byłam zdziwiona, o co chodzi, bo dla mnie był kolekcjonerem sztuki. Rok później wybuchła afera obyczajowa, w której bohaterami byli m.in. Wojciech Fibak i Robert De Niro.

Polski tenisista, odkąd wszedł na kort i wygrał pierwszy turniej tenisowy, nie jest już osobą prywatną, tylko publiczną. W dodatku łączy kilka światów: politykę, sport, biznes i show-biznes. Dlatego jeśli zarzuty okażą się prawdziwe, nie da się tu zbyt wiele zamieść pod dywan. Sęk w tym, że nie tylko Fibak, ale i show-biznes oraz media mają w tej sprawie wiele za uszami. Niedawno mój przyjaciel, który pożegnał się z dziennikarstwem, powiedział mi wprost: „Jak to dobrze, że już nie muszę promować prostytutek”.

To, że chcąc się uchronić przed niekorzystną dla siebie publikacją, Fibak bezsensownie dzwoni do naczelnego gazety, nie jest zapewne przypadkiem. Widocznie przez lata funkcjonowania w mediach nauczył się, że z jego pozycją i szacunkiem można wszystko załatwić przez telefon. Media pokazywały go w bajkowym kontekście, a on przez lata w tę bajkę wierzył. Nic dziwnego. Siła medialnej bajki jest ogromna.

W całym zamieszaniu ważne jest coś jeszcze – etyka seksualna w kontekście władzy i estabilshmentu oraz stosunek do kobiet. Ich maksymalne (a przypominam, jest wiek XXI i jesteśmy w Unii) uprzedmiotowienie. To tym bardziej obrzydliwe, że robią to „mili panowie” z pozycją i stanem konta oraz, to ważne, cieszący się szacunkiem, co wzbudza zaufanie owych dziewczyn. Wyzywające prostytuki są passé, liczą się te naiwne, grzeczne. Często marzące o lepszej pracy, fajnym laptopie, telefonie, które można bez wstydu zabrać na eleganckie przyjęcie. Żenujące są komentarze w stylu: „same chciały”, „do niego się zawsze lepiły kobiety”, „w tym środowisku jest wiele pięknych, młodych kobiet”. Seksizm w czystej postaci przeraża. Zadziwiające są teraz tłumaczenia przyjaciół Wojciecha Fibaka o jego „pewnych słabościach”, o tym, że tyle zrobił dla Polski. Tak, zrobił wiele i tego akurat mu nikt nie zabiera. Sama zdawałam egzamin z jego kolekcji obrazów (ogladając ją w Muzeum Narodowym, byłam autentycznie zachwycona), ale wszystko to nie zwalnia go z zachowania podstawowych norm moralnych.

Opisana we „Wprost” sprawa może rozpocząć ważną dyskusję, której nie mieliśmy. Dyskusję o jakości naszych „elit” i bezkarności, na którą się im pozwala. Gdyby anonimowy Kowalski załatwiał w ten sposób interesy, poszedłby „w dyby”. Kiedy jest podejrzenie, że robi to ktoś ze świecznika, mówi się o ofierze, szczuciu i zasługach dla Polski. To bardzo smutne, bo podobno żyjemy w kraju, w którym wobec prawa jesteśmy równi. Podobno...

Tekst ukazał  się w numerze 24/2013 tygodnika "Wprost".

Nowy numer "Wprost" od niedzielnego wieczora będzie dostępny w formie e-wydania .

Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .