Latkowski: Nie ulegnę szantażowi

Latkowski: Nie ulegnę szantażowi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sylwester Latkowski, fot. Jakub Czermiński 
Dziennikarz „Wprost” zajął się firmą MDI parającą się PR-em. Efekt? Pomówienia wobec redaktora naczelnego, pogróżki wobec wydawcy.

Wiedziałem, że oberwę za dziennikarskie śledztwo Cezarego Łazarewicza na temat metod, którymi się posługuje PR-owska agencja MDI. Wiedziałem, że będą wyciągać moją przeszłość i grzebać w starych sprawach. Przyznaję: nie doceniłem skali oszczerstwa i tego, jak niektóre media łatwo dadzą się zmanipulować Maciejowi Gorzelińskiemu i Rafałowi Kasprowowi z MDI. Opowiem w tym tekście o metodzie. Czytelnicy powinni wiedzieć, na czym polega mechanizm operacji, w których bronią jest szantaż, groźba, półprawda, manipulacja.

Maj 2013

Do redakcji „Wprost” dołącza Cezary Łazarewicz. Na jednym z pierwszym kolegiów redakcyjnych zgłasza temat. Oto agencja PR-owska MDI miała przeprowadzać ciekawą zakulisową grę. Firma Gorzelińskiego i Kasprowa rozkręciła kampanię medialną w obronie przyrody. W akcję byli wciągnięci dziennikarze, medialni celebryci, publicyści, politycy, byli urzędnicy państwa. MDI ukrywało swoją obecność w projekcie, w którym, jak zapewniano, chodzi jedynie o świeże powietrze i czyste lasy. Dlaczego MDI chowało się za węgłem przy tej szczytnej idei? Bo w rzeczywistości w całej grze chodziło o zablokowanie liberalizacji prawa dotyczącego utylizacji akumulatorów. Historia ta pokazywała, jak w Polsce zakulisowo można wpływać na zmiany prawa. Pokazywała, że niektóre szczytne akcje społeczne są podszyte interesami konkretnych firm. Temat jest ciekawy, podoba się na kolegium. Łazarewicz dostaje zielone światło, żeby go robić. Gdy zaczyna rozpytywać, dzwoni do niego Gorzeliński, który próbuje sprawę bagatelizować. Mówi, że nie życzy sobie takiego tekstu o swojej firmie.

Czerwiec 2013

Do różnych osób w Szczecinie, ale też do dziennikarzy zajmujących się tematyką kryminalną zgłasza się pewna osoba. Jest nią dobry kolega Gorzelińskiego i Kasprowa. Niegdyś dziennikarz, nie mógł dłużej zagrzać miejsca w żadnej redakcji i został przyłapany na kompromitujących propozycjach, które kiedyś składał znanemu lobbyście. Oferował swe usługi za pieniądze. Czego szuka w Szczecinie ów kolega Gorzelińskiego i Kasprowa? Kontaktów do osób, które coś wiedzą o podwójnym morderstwie sprzed 20 lat. A szczególnie namiarów byłego policjanta, który pracował przy tej sprawie.

Koniec czerwca i lipiec 2013

Łazarewicz jest gotowy z tekstem o Orle Białym i MDI. Przy okazji „chodzenia” za pierwszą sprawą pojawia się druga historia. MDI w zakulisowy sposób brało udział w rozgrywce dotyczącej wielkiego konkursu informatycznego w PZU. Agencja PR-owska – jak wynika z zebranego materiału – posługując się niepodpisanymi kwitami dostarczanymi dziennikarzom, próbowała podważyć wyniki przetargu. Sugerowała przekręt i nieuczciwość prezesa PZU. Łazarewicz ustala też, że Gorzeliński i Kasprów w 2012 r. ustawili sobie na celowniku ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego. Wytrwale i konsekwentnie walczyli z nim. Dlaczego? Bo Budzanowski miał być nieprzychylny prezesowi państwowego KGHM, u którego Gorzeliński i Kasprów mieli lukratywny kontrakt. To dość ciekawa konstrukcja, gdy PR-owcy za pieniądze z państwowego koncernu „strzelają” do ministra Skarbu Państwa, który ma ten koncern kontrolować.

Gorzeliński i Kasprów oczywiście już od dawna wiedzą, że Łazarewicz interesuje się ich działalnością. Choćby stąd, że wysyłał im pytania i zgodnie z kanonami sztuki spotkał się z nimi, by wysłuchać ich wersji. Co robią Gorzeliński i Kasprów?

Na dzień dobry próbują zastraszyć Łazarewicza. Występują przeciw niemu z aktem oskarżenia z art. 212 kk. Za co? Za to, że wysłał pytania do jednej firm stających do przetargu w PZU. Dziennikarz chciał wiedzieć, czy firma współpracowała z MDI.

Co dalej? Gorzeliński i Kasprów pokazują Łazarewiczowi kwity wskazujące, że Latkowski to bandyta. Co to ma wspólnego z Orłem Białym i PZU? Nie wiem. Ale znam te triki. Spotykało mnie to już. Kiedyś na przykład krytykowałem policjantów i prokuratorów za sposób prowadzenia śledztwa w sprawie zabójstwa generała Marka Papały. I wtedy ekipa policyjno-prokuratorska, zamiast się zajmować wyjaśnianiem zbrodni, zajęła się szukaniem haków i inwigilowaniem mnie.

Poczułem presję na mnie. Gorzeliński i Kasprów grzebią w mojej przeszłości? To już było ogrywane dziesiątki razy – pomyślałem.

Nigdy nie robiłem tajemnicy z tego, że w latach 90. usłyszałem wyrok, siedziałem za kratami przez półtora roku. Wielokrotnie o tym mówiłem, pisałem i można o tym przeczytać choćby w internetowej Wikipedii. I zawsze ze wstydem myślę o tym okresie życia.

Wyrok jest zatarty, przeszłość została za mną. Jak należy rozumieć zatarcie wyroku? Dobrze tłumaczy to były prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”: „Uważam, że instytucja zatarcia skazania służy temu, żeby osoba kiedyś skazana, która odbyła karę, była traktowana jak ktoś, kto skazany nie był. Faktu tego oczywiście zupełnie nie wymażemy z historii, powinniśmy jednak taką osobę traktować tak, jakby nie była skazana”. Moja przeszłość nie ma wpływu na moje dzisiejsze postępowanie. A może w jednym ma. Na własnej skórze poznałem mechanizm działania policji, prokuratury, sądów. Wiem, jak działa system, i to doświadczenie jest pewnym atutem przy tematach śledczych, którymi się zajmuję. Nauczyłem się nie ufać jednostronnym relacjom. Nauczyłem się tego, że nie wszystko, co jest w policyjnej notatce albo dokumentach prokuratury, musi być prawdą. Przez ostatnich kilkanaście lat swym zachowaniem nie dałem najmniejszego pretekstu, by ktoś mógł powiedzieć „Latkowski trzyma z bandytami”. Przeciwnie, opisywałem zło, jakie wyrządza świat przestępczy.

Wracając do lipca 2013 r. Jak już napisałem, zbagatelizowałem wiadomości przyniesione przez Łazarewicza. Pomyślałem: „I co z tego? Odgrzeją sprawę sprzed 20 lat? Zatarty wyrok, o którym wie cały świat? W odwecie za publikację Łazarewicza? Przecież to śmieszne”.

Napływały kolejne informacje od dziennikarzy „Wprost” i z innych mediów. A były one takie, że Gorzeliński i Kasprów krążą po warszawskich redakcjach i proponują, by te przygotowały tekst o mojej przeszłości. W wakacje spotkałem się z szefem jednej z redakcji. Położył na stole artykuł sygnowany podpisem „J” – notatkę na temat mojej przeszłości. – Ktoś próbuje zainteresować dziennikarzy twoją przeszłością i zatartym wyrokiem – usłyszałem. – Wiem, ale przecież to jest PR-owska wrzutka – machnąłem ręką. – A szantażowi nie ulegnę. Nie będę powstrzymywał pracy Łazarewicza. Jestem pewien, że gdybym wtedy wysłał pojednawcze sygnały do właścicieli MDI, nie wywlekano by mojej przeszłości. A Gorzeliński oraz Kasprów byliby moimi najlepszymi kolegami. Dlaczego tego nie zrobiłem? Bo nie poddaję się takiej presji.

W wakacje Gorzeliński i Kasprów próbowali zainteresować moją przeszłością także Michała Lisieckiego, właściciela „Wprost”. Chcieli dać mu teczkę na temat starych spraw Latkowskiego. Lisiecki posłał ich w diabły. Działo się to już po tym, jak wydawca na własnej skórze miał okazję się przekonać o metodach działania MDI. Usłyszał od Gorzelińskiego, że jeśli we „Wprost” ukaże się tekst Łazarewicza, to na wydawcę też znajdą się kwity. Miałyby one pochodzić z korespondencji i rozmów między Gorzelińskim a Lisieckim. MDI jako agencja obsługiwała współpracę KGHM z „Wprost” i wydawanym wtedy przez Lisieckiego „Bloomberg Businessweek Polska”.

W lipcu Gorzeliński poprosił na spotkanie jednego z dziennikarzy „Wprost”. Znów pokazywał kwity na mnie. Powiedział, że zrobią z Kasprowem o mnie książkę i film. Mówił też, że mogłem być zamieszany w sprawę podwójnego morderstwa w Szczecinie 20 lat temu. Objaśniał, że zrobią wszystko, by śledztwo w sprawie tamtego zabójstwa zostało wznowione. Śledztwo w Szczecinie dotyczące zbrodni sprzed 20 lat? A co to ma ze mną wspólnego? Owszem, byłem w tej sprawie zatrzymany. Przesłuchano mnie raz w charakterze świadka i dano spokój. Nigdy później śledczy nie łączyli mnie z tamtym wydarzeniem. Właściciele MDI byli coraz bliżej ściany. Widzieli, że nikt nie powstrzymuje Łazarewicza, który prowadzi dziennikarskie śledztwo. Zaczął się więc kolejny etap – „szeptanki” wśród warszawskich dziennikarzy. Główna myśl była taka: „Będą teksty o MDI, ale to prywatna wojna Latkowskiego z Gorzelińskim i Kasprowem”. Tyle że działania Gorzelińskiego i Kasprowa dotyczyły nie tylko mnie. Znowu próbowali wpływać na wydawcę „Wprost”. Na pytania Łazarewicza zadane MDI zaczęły napływać odpowiedzi od Gorzelińskiego i Kasprowa. Nie tylko do dziennikarza, otrzymywał je również wydawca. Po co? Po to, żeby poczuł presję. W tych odpowiedziach, choć sprawa dotyczyła zupełnie innego tematu, Kasprów i Gorzeliński zaczęli dawać do zrozumienia, że są w posiadaniu materiałów kompromitujących wydawcę. Na przykład poufnych e-maili o współpracy reklamowej między klientami MDI a wydawcą „Wprost”. Te e-maile Gorzeliński i Kasprów pokazywali też Łazarewiczowi, gdy ten przychodził do nich rozmawiać na temat akumulatorów i PZU. Wszystko było podszyte czytelną sugestią – jeśli „Wprost” napisze o naszych interesach, nie zawahamy się uderzyć w redaktora naczelnego i wydawcę tygodnika. Czy to zrobiło wrażenie na wydawcy tygodnika? Tak, zrobiło. Jeśli dwóch speców od PR wystosowuje takie komunikaty, to wydawca ma prawo się bać. Jestem w stanie to zrozumieć.

Sierpień 2013

Mimo presji i sygnałów, które były de facto groźbami ze strony MDI, byłem za tym, by puszczać materiały Łazarewicza o działaniach Gorzelińskiego i Kasprowa. Wydawca prosił o chwilową zwłokę. Do tematu mieliśmy wrócić po sierpniowych urlopach: Łazarewicza, moim i Lisieckiego. Nigdy autor nie usłyszał, że efekty jego dziennikarskiego śledztwa nie ukażą się na łamach „Wprost”. Tyle że Łazarewicz nie chciał dłużej czekać z publikacją. Poszedł z tekstem o akumulatorowych interesach MDI do „Tygodnika Powszechnego”. I tam na początku września opublikował głośny artykuł. Nie byłem z tego zadowolony, ale starałem się zrozumieć dziennikarza, który chciał, żeby efekty jego pracy jak najszybciej ujrzały światło dzienne. Postanowiliśmy, że drugi materiał – ten o grze MDI wokół PZU i ministra Mikołaja Budzanowskiego – opublikujemy we „Wprost”.

Wrzesień 2013

15 września, w niedzielę po południu jak zwykle została w internecie zaprezentowana okładka najnowszego numeru „Wprost”, który od rana następnego dnia miał być w kioskach. Na okładce było napisane: „Łazarewicz o MDI: Jak skompromitować ministra”. Gorzeliński i Kasprów mieli więc pewność, że tekst poszedł do druku. Momentalnie na Facebooku opublikowali obszerny materiał, którego jestem bohaterem. Najbardziej bijąca po oczach informacja jest taka, że byłem podejrzewany o podwójne morderstwo w Szczecinie w 1993 r. i że prokuratura 31 lipca wznowiła śledztwo w sprawie sprzed 20 lat. Dalej są manipulacje, wybiórczo zestawione fragmenty innej sprawy, za którą odbyłem wspomnianą karę, i za którą wyrok lata temu uległ zatarciu. PR-owcy próbują np. wrzucić w obieg wiadomość, że byłem szefem zorganizowanej grupy przestępczej. A to oczywista bzdura, czego dowodzi wyrok.

OK. Jak zareagowały media? MDI, zamiast tłumaczyć się ze swoich działań wobec ministra Mikołaja Budzanowskiego i przetargu informatycznego, przechodzi do ataku. Dzięki sprytnie podrzuconemu tematowi udaje się osłabić zainteresowanie mediów ich własną firmą. W internecie i w gazetach pojawiają się nagłówki w stylu „Latkowski podejrzany o morderstwo”, „Latkowski oskarżony o podwójny mord” itd. Ktoś na portalu społecznościowym spytał mnie „Jest pan mordercą, panie Latkowski?”.

Czy ktoś pofatygował się z pytaniami do prokuratury w Szczecinie? Tak, jeden dziennikarz z portalu Wirtualna Polska. Co usłyszał? Że w sprawie owej zbrodni byłem przesłuchiwany raz, 20 lat temu w charakterze świadka. Nigdy nie robiłem z tego tajemnicy. Pisał o tym dziennik „Życie”, pisał również tygodnik „Wprost”. Ale w tytułach tego nie było.

Teraz dzięki Gorzelińskiemu i Kasprowowi przymiotnik „podejrzany” szybko zaistniał w mediach. I został zestawiony ze zbrodnią i moim nazwiskiem. Co to słowo oznacza wedle prawa? Określa osobę, która usłyszała zarzuty. Czy je usłyszałem, czy prokuratura mi je postawiła? Nie, nigdy. Ale kogo to obchodzi? Okazuje się, że w tytule można napisać „Latkowski podejrzany o podwójne morderstwo”. To oszczerstwo? Jak dwa razy dwa równa się cztery, ale piszemy, bo przecież „nie ma świętych krów”! Można to opublikować? Pewnie, bo przecież dwaj PR-owcy tak napisali! Niektórzy redaktorzy, dziennikarze dziwili się, gdy przez prawników zażądałem zdjęcia z internetowych wydań tekstów z takimi tytułami i informacjami. Dziwi was to? Pytam was, każdego z osobna. Jak byście zareagowali na takie oszczerstwo? Jak pan redaktor X zareagowałby na informacje: „Redaktor X zgwałcił dwie studentki prawa w Olsztynie w 1991 r. Był podejrzany o to koszmarne przestępstwo – twierdzą właściciele firmy PR-owskiej Y”. Nie chcę, by kłamstwa były powielane. To chyba oczywiste.

Druga rzecz. Gorzeliński i Kasprów podali, że 31 lipca zostało wznowione śledztwo w sprawie mordu w Szczecinie sprzed 20 lat. Ciekawe jest to, że czekali z publikacją tej wiadomości aż do 15 września. Do momentu, gdy mieli już pewność, że we „Wprost” ukaże się tekst na ich temat. W ich materiale zestawienie jest czytelne. Latkowski był podejrzewany o podwójne morderstwo, teraz śledztwo jest wznowione. Wniosek? Latkowski jest zamieszany albo co najmniej może być zamieszany w tę sprawę. Czy obaj PR-owcy nie przyłożyli ręki do tego wznowienia? – słyszę od kilku dni. Zapowiadali, że zrobią wszystko, by tak się stało. Stąd działalność „ich dziennikarza” w Szczecinie, stąd poszukiwania osób, które coś mogą o tej sprawie powiedzieć.

Gorzeliński i Kasprów podali też, że prowadzą dziennikarskie śledztwo (nie będąc dziennikarzami) w mojej sprawie. Oni czy podnajęty przez nich były dziennikarz? Piotr Pytlakowski z „Polityki”, jeden z najlepszych dziennikarzy od spraw policyjno-prokuraturskich, napisał w zeszłym tygodniu, że śledczy typowali do tego inne osoby. No ale czy kogoś to obchodzi?

Panów z MDI boją się ministrowie, szefowie spółek, dziennikarze i wydawcy. Lepiej siedzieć cicho, bo wezmą się za nas, tak? Ja zaryzykowałem, bo taka jest powinność dziennikarza. Po raz pierwszy się okazało, że nietykalni PR-owcy nie są nietykalni. Co mogę zrobić? Szukać sprawiedliwości w sądzie wobec oszczerstw, których użyli. Jestem pewien, że wygram. Ale potrwa to lata. Na pewno nie dam się zastraszyć. Mam zasadę, że nie ulegam szantażystom, nawet jeśli są wpływowi i mają zasobne portfele. Ostatnia rzecz. Po co to opisuję? Dla zasady. Mechanizm takiej brudnej wojny powinien być ujawniony. Dziś toczy się ona przeciw mnie, jutro celem będzie ktoś inny.

PS. Pod oświadczeniem redaktora naczelnego "Wprost" Sylwestra Latkowskiego w sprawie ostatnich publikacji MDI pojawił się wpis dziennikarki śledczej, Ewy Ornackiej, który poniżej cytujemy w całości:

W sprawie zabójstwa Waldemara Suligi i Agnieszki Sagan, którzy stali się ofiarami jednej z pierwszych w Polsce mafijnych egzekucji, Sylwester Latkowski był przesłuchiwany jako świadek - usłyszałam dziś w szczecińskiej prokuraturze. Pytałam o to jako dziennikarka (szczecinianka) i współautorka książki "Nowy alfabet mafii",w której wraz z Piotrem Pytlakowskim opisaliśmy tamtą, wciąż niewyjaśnioną sprawę. Za wznowieniem starych śledztw stoi najczęściej postęp w dziedzinie kryminalistyki (bezużyteczne dotąd dowody nabierają znaczenia) i profesjonalizm policjantów z "Archiwum X". Wierzę, że tak jest i w tym przypadku (prokuratura - z uwagi na dobro śledztwa - nie ujawnia motywów jego wznowienia). "Latkowski podejrzewany o podwójne morderstwo w 1993 roku. Prokuratura wznawia śledztwo" - to lead głośnego tekstu na FB. "Takie sformułowanie jest nieuprawnione" powiedział mi Dariusz Wiśniewski - szef Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. Jeżeli zatem tekst napisali byli (świetni!) dziennikarze śledczy, to jestem zdruzgotana - tzw. światek dziennikarski zaczyna mi bowiem przypominać... półświatek.