Spór o nazwisko Gosiewskich to prowokacja?

Spór o nazwisko Gosiewskich to prowokacja?

Dodano:   /  Zmieniono: 
ZDJĘCIA: PIOTR GRZYBOWSKI/ SE/EAST NEWS , „REMBRANDT AND OTHERS. THE ROYAL COLLECTION OF STANISŁAW AUGUST PONIATOWSKI”
W Prawie i Sprawiedliwości wybuchła wojna o prawo do posługiwania się marką „Gosiewski”. Spór dotyczy rodziców oraz pierwszej i drugiej żony zmarłego polityka.
Jan Gosiewski, ojciec zmarłego w katastrofie smoleńskiej Przemysława, odebrał telefon od mieszkańca Kielc. Nie potrafi dziś powiedzieć, kto dokładnie przekazał mu informację o zamieszczonym 13 stycznia w lokalnym dzienniku tekście, w którym sugerowano, że zarówno pierwsza, jak i druga żona jego syna chce kandydować z ziemi świętokrzyskiej do Parlamentu Europejskiego. Obie z list PiS. Pierwsza myśl: zaskoczenie. Synowa, z którą przecież oboje z żoną mają regularny kontakt, nic nie wspominała o planach startu do europarlamentu. Zaraz potem doszło wzburzenie, że o starcie myśli też Małgorzata, pierwsza żona ich syna. I to jeszcze ze Świętokrzyskiego! Przecież to właśnie w tym regionie działał ich świętej pamięci syn.

Jan Gosiewski natychmiast zadzwonił do dziennikarza i w nerwach wykrzyczał, że była synowa nie powinna z tego miejsca do Europy startować. A najlepiej, żeby w ogóle zmieniła nazwisko i nie niszczyła dobrego imienia byłego męża! – Małgorzata zostawiła Przemka 18 lat temu, ale nigdy nie dała jemu ani nam spokoju. Po śmierci syna nagle zaczęła grać wdowę. A to, że nosi nasze nazwisko, dodatkowo wprowadza ludzi w błąd – tłumaczy w rozmowie z „Wprost” Jadwiga Gosiewska. Jej zdaniem pomysł, że pierwsza żona Przemysława mogłaby startować ze Świętokrzyskiego, to prowokacja, która szkodzi Prawu i Sprawiedliwości. – Małgorzata szarga nasze nazwisko. Nie ma nic wspólnego z dorobkiem politycznym naszego syna – mówi zdenerwowana. – Z prawnego punktu widzenia ma, oczywiście, prawo nosić nasze nazwisko – podkreśla matka zmarłego polityka.

Problem w tym, że Małgorzata Gosiewska w polityce funkcjonuje od lat. Jest posłanką PiS, wcześniej pracowała w Kancelarii Prezydenta. Pierwszy raz weszła do parlamentu w 2005 r. Rodzice byłego wicepremiera woleliby jednak, żeby działała na własny rachunek. Tymczasem ich zdaniem nie zawsze tak jest. Jan Gosiewski ma jej na przykład za złe, że w ostatnich wyborach wystartowała z warszawskiej Woli. – Zaledwie 200 m od biura mojego syna! Czemu nie wybrała innej dzielnicy? – pyta pan Jan. Nie chcą, by sytuacja się powtórzyła. – Jeśli teraz chciałaby startować z innego regionu, nie mamy nic przeciwko temu – dorzuca Jadwiga Gosiewska.

W obecnym sporze zginęło gdzieś polityczne meritum sprawy, którym jest spór o listy do Parlamentu Europejskiego. Same zainteresowane: Małgorzata i Beata, nie chcą rozmawiać na ten temat. Ale wielu polityków PiS jest przekonanych, że cała sprawa to prowokacja. Wątpliwości budzi tylko, przeciwko komu jest skierowana. W kuluarowych rozmowach słychać na przykład, że za aferą może stać Małgorzata. Jej celem jest podobno usunięcie z listy Beaty, by nie była konkurencją dla innych działaczy Prawa i Sprawiedliwości. – Bzdura! – komentują inni. – Na całym zamieszaniu Małgosia traci najwięcej!

Krzysztof Lipiec, szef PiS w Świętokrzyskiem, uważa, że cała sprawa nie ma nic wspólnego z jego regionem. – To się dzieje poza moim okręgiem. Zarówno Małgorzata, jak i Beata są spoza województwa świętokrzyskiego. Ja na ten temat nic nie wiem – ucina. Rzeczywiście, zwłaszcza Małgorzata niewiele ma wspólnego z jego województwem. Od kilkunastu lat działa w Warszawie i jest związana z Mazowszem. Właśnie ze stolicy dostała się do Sejmu. Joachim Brudziński, przewodniczący Komitetu Wykonawczego PiS, całemu zamieszaniu trochę się dziwi. Zapewnia, że jego ugrupowanie nie ma jeszcze kandydatów do PE, nie mówiąc o konkretnych listach.

Cały tekst w najnowszym numerze tygodnika "Wprost"

Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" jest  także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a .