Mickiewicz - częsty lokator w sypialniach pań i sekciarz?

Mickiewicz - częsty lokator w sypialniach pań i sekciarz?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Adam Mickiewicz (fot. Wikipedia) 
Adam Mickiewicz w biografii amerykańskiego slawisty Romana Koropeckiego to trochę celebryta nieradzący sobie z ciężarem sławy. Ale też człowiek z krwi i kości.

Problemy z Adamem Mickiewiczem są dwa. Pierwszy to naturalnie jego mit, nad którym z powodzeniem pracowali on sam, jego przyjaciele, dzieci, biografowie, politycy, nauczyciele, nad którym, słowem, pracowała w pocie czoła cała Polska, kiedy jeszcze jej nie było i kiedy już była, i kiedy znowu trochę jej nie było. W tym micie mieści się wiele rozmaitych składników: polski głód świętości i wampiryczny apetyt na męczeństwo i śmierć, millenarystyczny mesjanizm, mistyczny nacjonalizm i katolicyzm, antyrosyjskość, pruderia, pamięć długiej niewoli, ale też osobista legenda romantycznego geniusza, który najpierw słowem, a potem czynem rzucił wyzwanie tyranom. Jak żywa jest to spuścizna, okazało się po 10 kwietnia 2010 r., gdy patriotyczni poeci, zwęszywszy krew ofiarną, zaczęli kreślić podniosłe wersy. „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my giniemy” – pisał Wojciech Wencel w wierszu „In hora mortis”.

A im bardziej bezsensowny twój zgon się wydaje tym gorętsze składaj dzięki że jesteś Polakiem naród tylko ten zwycięża razem ze swym Bogiem który pocałunkiem śmierci ma znaczoną głowę.

Mickiewicz? Mickiewicz, a jakże, choć piórem rozgorączkowanego epigona. Ten osobliwy żar nadal się tli, wystarczy weń dmuchnąć, a bucha wysoki płomień. Drugi problem stanowi pokusa, by przyglądać się Mickiewiczowi z perspektywy dnia dzisiejszego, przykładać więc współczesne normy moralne do jego życia i dzieła, a zarazem go oceniać w świetle tego, co się wydarzyło później, po jego śmierci, obciążając go, na przykład, odpowiedzialnością za głupotę i brawurę kolejnych pokoleń albo przeprowadzając na jego osobie dziwaczne eksperymenty (jak to uczynił niegdyś francuski badacz Jean-Charles Gille-Maisani, dokonując w książce „Adam Mickiewicz człowiek” dość mętnej psychoanalizy poety).

Kłopoty z wieszczem

A zatem ze świętymi mężami trzeba się obchodzić ostrożnie, z jednej strony można bowiem nastąpić na odcisk wyznawcom, z drugiej zaś – przeholować z nieuzasadnioną krytyką. Jeśli chce się wiernie opowiedzieć historię wieszcza, najlepiej to zrobić na zimno, beznamiętnie. W polskim kontekście kulturowym to chyba niemożliwe. Ale kto powiedział, że Mickiewiczem mają się zajmować wyłącznie Polacy? Roman Koropeckyj, amerykański slawista pochodzenia ukraińskiego, profesor Uniwersytetu Cornella, nie mógł sobie pozwolić na taką swobodę jak węgierski pisarz György Spiró, który parę lat temu wydał u nas skandalizujących „Mesjaszy”, ironiczno-demaskatorską powieść o sekcie towiańczyków – paryskim mateczniku Mickiewicza w latach 40. XIX w. Bo też biografia nie jest i nie może być prozą fabularną sensu stricto. Koropeckyj postawił więc na chłód i dystans. Co ważne, „Adam Mickiewicz. Życie romantyka” to książka pisana na rynek amerykański, dla czytelników nieoswojonych ani z dziejami Polski, ani z osobą poety.

Swoje zadanie Koropeckyj wykonał solidnie. Co prawda jeśli chodzi o warstwę faktograficzną, żadnych odkryć nie poczynił, fachowcy nie dowiedzą się więc niczego nowego. Tym, co stanowi o wartości tej biografii, jest zasadnicze przesunięcie akcentów w sposobie, w jakim się mówi o Mickiewiczu. Niezaangażowany w nasze narodowe spory (po żadnej stronie) autor dostrzega w poecie zarazem wybitne dziecko swojej epoki, prowincjusza, który trafił nagle na europejskie salony, człowieka chorobliwie uwikłanego w talent i społeczne oczekiwania oraz naiwną ofiarę własnych życiowych decyzji. Nie towarzyszy temu chęć wywołania obyczajowej sensacji ani, szczęśliwie, pasja lustrowania, niemniej z tą wersją wieszcza Adama nabożni patrioci mogą mieć trochę problemów.

Turysta rusza na front

Co zrobić na przykład z takim zesłaniem do Rosji po procesie filomatów? Władze carskie zgarniają Mickiewicza prosto z rąk zamężnej kochanki, z którą powracał z nadmorskiej ekskursji (w tym samym czasie zresztą zwodził miłośnie Marylę Wereszczakównę) i wysyłają do Petersburga, gdzie obejmuje na wpół fikcyjną urzędniczą posadę. Tym samym otwierają mu wrota do kariery – żadnych kibitek ani dzwonienia kajdanami, wręcz przeciwnie, czyste prosperity: parę dobrych lat obracania się wśród petersburskich i moskiewskich elit, egzotyczna podróż na Krym, poetyckie improwizacje dla spragnionej publiczności, pierwsze wydane książki (w Rosji, nie w Wilnie ani Warszawie), gromadzenie społecznego kapitału, znajomość z Puszkinem, wreszcie pansłowiańskie umizgi do przyjaciół Moskali, którzy poczuli się chyba słusznie urażeni po publikacji III części „Dziadów”. Co ciekawe, poczuli się urażeni, ale w większości przypadków nie zerwali kontaktów z Mickiewiczem.

Cóż uczynić ze słynną wyprawą poety na odsiecz powstaniu listopadowemu? Koropeckyj opowiada o tym bez ekscytacji, ale cała historia układa się w rodzaj absurdalnej groteski – dowiedziawszy się o wybuchu powstania, Mickiewicz, przebywający wówczas w Rzymie, zaczyna pakować walizki, by dołączyć do rodaków i uderzyć w bój. Pakuje te walizki przez następne pięć miesięcy, nieznośnie hamletyzując. Kiedy w końcu – późną wiosną 1831 r. – zbiera manatki, rusza osobliwie okrężną drogą, bez pośpiechu wizytuje znajomych i zwiedza (to okres, gdy rodzi się zjawisko turystyki). Ostatecznie ląduje w Saksonii, a potem w Wielkopolsce, gdzie zdąża jeszcze tu i ówdzie poromansować wśród szlacheckich braci (a raczej sióstr). Kabotyńska misja kończy się krótkotrwałym, góra parodniowym pobytem na ziemiach Kongresówki, oczywiście bez żadnego skutku militarnego, zwłaszcza że powstanie w międzyczasie zostaje spacyfikowane. Poeta w ciężkiej depresji udaje się do Drezna, gdzie niebawem w przypływie natchnienia – i w akcie tłumienia wyrzutów sumienia – napisze „Wielką Improwizację”, która zdeterminuje jego dalsze losy, a także, oględnie rzecz ujmując, wpuści Polaków na kolejne dwa stulecia w mocno zalatujący labirynt romantycznej kanalizacji. Chciałbym obejrzeć o tym film, ale musiałby to być film produkcji czeskiej, żeby umiał wydobyć z tej przypowieści głęboką egzystencjalną ironię.

Co począć z Mickiewiczowskim machismo? Zanim w wieku 36 lat wziął w Paryżu dziwaczny ślub z Celiną Szymańską i sprokurował jej szóstkę potomstwa, z upodobaniem wizytował damskie alkowy bez przywiązywania większej wagi do stanu cywilnego ich właścicielek – co więcej, zakochiwał się bez pamięci w coraz to nowej pani, obiecywał serce na dłoni i skarby świata całego, a potem zdecydowanie płynął ku następnej przystani, przypominając sobie wszakże o poprzednich kochankach, gdy w grę wchodziła szybka pożyczka. Kiedy zaś już z Celiną zamieszkał, oboje popadli w szaleństwo, z tym że Celina poznawała od wewnątrz kolejne przybytki dla nerwowo chorych, a Mickiewicz wymieniał się w tym czasie z kolegami towiańczykami Ksawerą Deybel niczym pucharem przechodnim. W każdym razie Ksawera urodziła jego dziecko i bywała dość kłopotliwą sublokatorką w kolejnych mieszkaniach państwa Mickiewiczów.

Parszywa dwunastka z Mediolanu

Cóż wreszcie zrobić z religijną manią poety i jego absolutnym zaangażowaniem w mętne – i dość mało katolickie – sekciarstwo towianizmu? Z tym, że roztrwonił talent na nonsensowne mesjanistyczne projekty? Z jego utopijnym pragnieniem tchnięcia ducha w chrześcijańsko-żydowski synkretyzm? Z jego politycznymi pomysłami, które wzbudzały przerażenie lewicy (lękającej się powiązania z religijnym mistycyzmem pośledniego sortu) i kpiny wśród konserwatystów? Z jego rozpaczliwą próbą sformowania polskiego legionu we Włoszech w czasie Wiosny Ludów? „Zaledwie jedenastu ludzi – z których jeden był garbaty – a wszyscy w cywilnym ubraniu. (...) Na czele grupy kroczył starzec z żarliwym spojrzeniem, pełną wyrazu twarzą, długą grzywą białych włosów spadających na ramiona i równie białą brodą sięgającą piersi” – wspominał mediolański dziennikarz Giuseppe Cesana.

Oczywiście można to wszystko zrozumieć, a nawet wyjaśnić. Miłosne machismo – ówczesnymi normami społecznymi w kwestii stosunków damsko-męskich, jednocześnie skonwencjonalizowanymi i swobodnymi; postępowanie Mickiewicza zasadniczo nikogo nie bulwersowało. Karierę w Rosji – młodzieńczym zachłyśnięciem się sławą, ale i zmysłem praktycznym. Kompromitującą powstańczą epopeję – presją środowiska i modnym bajronizmem. Sekciarstwo – nastrojami epoki, ostatecznie nie tylko Mickiewicz snuł mesjanistyczne fantazje i nie tylko on przystępował do millenarystycznych ruchów. Ale żeby coś zrozumieć i wyjaśnić, dobrze jest najpierw przyjąć to do wiadomości.

Katastrofy życiowe Mickiewicza, uznawanego przecież za życia za jednego z największych europejskich poetów, przywodzą nieco na myśl – toutes proportions gardées – losy współczesnych celebrytów, którzy miewają poważne problemy z udźwignięciem sławy i wykaraskaniem się z narzuconych im ról. Mityzacja zaciera to, co jest najważniejszym składnikiem ludzkiej natury: niespójność właściwą każdej jednostce – Mickiewicz słabo się nadawał na pomnik, a jednak mu ten pomnik wzniesiono. Bywał wielkoduszny i opiekuńczy, ale też skrajnie egoistyczny; bywał lojalny i zdradzał; bywał posłuszny i dominujący, bywał rozsądny i popadał w maniakalny obłęd. Biografia pióra Koropeckiego, właśnie dlatego, że napisana bez emocji, świetnie te sprzeczności naświetla, w ostatnim rozdziale zgrabnie podsumowując proces stawiania spetryfikowanego Mickiewicza na ojczyźnianym cokole.

Więc mniejsza o to, w jakiej spoczniesz urnie Gdzie? kiedy? w jakim sensie i obliczu? Bo grób Twój jeszcze odemkną powtórnie, Inaczej będą głosić Twe zasługi / I łez wylanych dziś będą się wstydzić, A lać ci będą łzy p o t ę g i d r u g i é j Ci, co człowiekiem nie mogli Cię widziéć – napisał tuż po śmierci poety Cyprian Kamil Norwid (który zresztą osobiście Mickiewicza nie cierpiał). Miał rację. ■

Roman Koropeckyj, „Adam Mickiewicz. Życie romantyka”, przeł. Małgorzata Glasenapp, W.A.B. 2014

Tekst ukazał się w numerze 9/2014 tygodnika "Wprost".

Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" będzie   także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a.