Ameryką będą rządzić kobiety

Ameryką będą rządzić kobiety

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ameryką będą rządzić kobiety (fot.sxc.hu) 
Przyszłość Ameryki należy do pań. Rządzą w biznesie i w polityce. Możliwie, że za dwa lata w wyborach prezydenckich staną w szranki same kobiety.

Gdzieś pomiędzy pieluchami a karmieniem piersią urodził mi się pomysł, żeby wrócić na studia” – wspomina Elizabeth Warren. Był początek lat 70. Miała dwadzieścia parę lat, niemowlę na ręku i męża, który robił karierę. Nie chciał jej puścić na uczelnię, ale się uparła. Skończyła prawo, a w międzyczasie urodziła drugie dziecko. Kiedy zadzwonili z Uniwersytetu w Houston z ofertą pracy, nie mogła odebrać, bo na jednej ręce trzymała synka, drugą smażyła kotlety, a kątem oka zerkała na bawiącą się na dywanie córeczkę i na zegar, bo – jak pisze – „mąż miał wrócić z biura za 20 minut”.

Dziś Warren jest jedną z najbardziej poważanych prawniczek w Stanach i – i choć w Senacie zasiada dopiero półtora roku – gwiazdą Partii Demokratycznej. Właśnie wydała książkę („A Fighting Chance”), w której opowiada o swoim życiu i daje społeczną diagnozę Ameryki. „Politycy robią tak, gdy mają zamiar ubiegać się o najwyższy urząd” – zauważa „New Yorker”, dodając, że Hillary Clinton swoje wspomnienia wypuści dopiero za kilka tygodni.

– Nie będę kandydować na prezydenta – zapiera się Warren w telewizji ABC. Jednak komentatorzy wiedzą swoje i wyliczają jej zalety: ma cieplejszy wizerunek od Clinton i oferuje coś, czego zmęczeni kryzysem Amerykanie potrzebują najbardziej: świeżą krew. „Wielkie korporacje zatrudniają armie lobbystów i przekonują swoich kumpli w Kongresie, żeby utrzymywać status quo, które betonuje ich monopol. Tymczasem tyrającym rodzinom się powtarza, że muszą się zadowolić mniejszymi marzeniami dla swoich dzieci”. Tę oczywistą oczywistość odczuwają dziś miliony zwykłych Amerykanów, niezależnie od poglądów, ale niewielu polityków umie ją wyrazić tak dosadnie jak Warren.

Jej historia pokazuje drogę, jaką przeszły w ostatnich dziesięcioleciach amerykańskie kobiety. Od postaci drugiego planu niańczących dzieci i smażących kotlety do rozpędzonych lokomotyw ciągnących za sobą rodziny, firmy i partie. Dziś Ameryka szykuje się na pierwszą w swojej historii prezydent. Jeśli nie Clinton, to może Warren? Jeśli nie przeciw sobie, to może razem – z Warren, jako kandydatką na wiceprezydent? A jeśli tak, to może kobietę wystawią też republikanie? Może zaszaleją i wystawią dwie?

Kobieta z camaro

Z okładki kwietniowego wydania tygodnika „Time”, publikującego najnowszą listę 100 najpotężniejszych ludzi na planecie, patrzy pewnie Mary Barra, szefowa General Motors, pierwsza na świecie kobieta na czele globalnego koncernu produkującego samochody. Sesja zdjęciowa jest autocytatem innej, sprzed 50 lat, kiedy listę 100 zapowiadało na okładce zdjęcie Lee Iacocki, legendarnego prezesa Forda. Podobnie jak on Barra pochodzi z robotniczej rodziny (jej ojciec całe życie pracował w zakładach Pontiaca) i podobnie jak on zapałała miłością do aut (konkretnie: czerwony chevrolet camaro, kabriolet) niedługo po tym, jak wyskoczyła z pieluszek. Na początku roku stanęła na czele GM, m.in. po to, żeby się uporać z potężnym kryzysem w firmie w związku z wycofaniem ze sprzedaży ponad 2,5 mln aut z wadliwym modułem zapłonowym. Afera rujnuje reputację największego amerykańskiego producenta samochodów, bo wyszło na jaw, że kierownictwo wiedziało o problemie, a wozy i tak trafiały na rynek. W wyniku wypadków spowodowanych wadą zginęło co najmniej 13 osób. W kwietniu Barra zeznawała przed komisją w Kongresie – rzeczowa, opanowana, uprzejma. „W idealnym świecie płeć nie ma znaczenia” – napisał Lee Iacocca w jej biogramie w „Time”, ale w GM najwyraźniej doszli do wniosku, że jeśli ktoś uratuje firmę, to tylko kobieta.

Barra stoi w coraz dłuższym szeregu pań szefujących największym amerykańskim korporacjom. W poprzednich dekadach szlaki przecierała Meg Whitman, kierując kolejno wytwórnią DreamWorks, koncernem Procter & Gamble, aż w 1998 r. stanęła na czele eBaya. Gdy przychodziła, portal prowadzony przez 30 osób notował 4 mln dolarów wpływów rocznie, a jego strona w internecie była czarno-biała. Gdy odchodziła dziesięć lat później, zyski zatrudniającej 15 tys. ludzi firmy sięgały 8 mld dolarów. Dziś Whitman dowodzi w Hewletcie-Packardzie. O miano największej gwiazdy w Dolinie Krzemowej konkurują z nią dyrektorki z IBM – Ginni Rometty – i Yahoo! – Marissa Mayer. Giganci z innych branż, którymi rządzą kobiety, to choćby PepsiCo, DuPont czy największy na planecie dostawca uzbrojenia Lockheed Martin, produkujący m.in. myśliwce z serii F.

Baba z jajami

Większość tych pań łączy też to, że są „pierwszymi szefowymi w historii” w swojej firmie albo w całej branży. Ameryka przeżywa urodzaj „pierwszych w historii”. Janet Yellen została w lutym pierwszą w historii szefową Rezerwy Federalnej. Rok wcześniej Julia Pierson jako pierwsza kobieta stanęła na czele tajnych służb. Panie – wiele z nich jako pierwsze w historii – kierują dziś aż dziewięcioma komisjami senackimi. W tym najważniejszymi – demokratka Dianne Feinstein walecznie przewodzi komisji ds. wywiadu, dochodzącej prawdy o torturach stosowanych przez CIA za czasów prezydenta George’a W. Busha. Kobiety są autorkami czterech ostatnich pakietów ustaw, które przeszły przez Senat. Kobiety wybijają rytm nie tylko w Partii Demokratycznej. W czasie zeszłorocznego paraliżu rządu to republikańska senator Susan Collins zainicjowała grupę parlamentarzystek, która doprowadziła do ponadpartyjnego kompromisu. Oficjalną odpowiedź republikanów na ostatnie przemówienie Obamy o stanie państwa dała kongresmenka Cathy McMorris Rodgers. A skrajnie prawicową flankę elektoratu skutecznie mobilizuje niezniszczalna Sarah Palin. W czasie niedawnego występu na wiecu Narodowego Stowarzyszenia Strzeleckiego wołała, że „gdyby to ona była u władzy, przez podtapianie udzielałaby terrorystom chrztu”. Na amerykańskiej prawicy nie brakuje takich, co myślą podobnie, ale tylko Palin ma jaja, żeby coś takiego powiedzieć.

Kiedy ona odgrywa swoją rolę na prawym skrzydle, w centrum uwagi pozostają jednak panie bardziej umiarkowane. Prasa prześciga się w spekulacjach, kto poza Warren mógłby dołączyć do Clinton w walce o Biały Dom i ewentualnie przyjąć propozycję wiceprezydentury. Na pierwszy plan wysuwają się senatorki Amy Klobuchar z Minnesoty i Kirsten Gillibrand z Nowego Jorku oraz gubernator New Hampshire Maggie Hassan. Po stronie republikanów coraz częściej się mówi, że idealną kandydatką byłaby niezwykle popularna, pierwsza w historii gubernator Nowego Meksyku Susana Martinez. Jej dodatkową zaletą jest to, że dzięki swojemu pochodzeniu zjednałaby partii bardzo jej potrzebnych wyborców latynoskich. Choć na prawicy możliwość wystawienia dwóch kobiet jest o wiele mniejsza, to jednak tandem Martinez – Whitman (wspominana wyżej, związana z republikanami szefowa Hewletta-Packarda) można sobie wyobrazić. Na pytanie, czy takie zestawienia mają polityczną rację bytu, najprościej odpowiada Bob Shrum, znany doradca demokratów: – Dlaczego nie? Nikt się nie dziwił, kiedy przez dwa stulecia mieliśmy same tandemy męskie.

Skuteczność damskich duetów zostanie przetestowana już w tym roku – o stanowisko gubernatora i wicegubernatora Teksasu powalczą w listopadzie demokratki Wendy Davis i Leticia Van de Putte.

Kobiety nienawidzą kobiet

Szykując się na pierwszą prezydent, Amerykanie oglądają wiceprezydent, która już trzeci rok gości w ich domach, dzięki komediowemu serialowi „Veep”. Polski tytuł „Figurantka” jest nietrafiony, bo grana przez Julię Louis-Dreyfus Selina Meyer – choć rozbrajająco niekompetentna – z sezonu na sezon zyskuje polityczną siłę i wyrasta na główną kandydatkę do zastąpienia swojego szefa. Jeśli wygra, wyprzedzi Clinton i inne kandydujące dziewczyny. Wizerunek kobiety na urzędzie, jaki z brawurą kreuje Louis-Dreyfus, jest jednak daleki od ideału. Jej bohaterka przysypia na sesjach ONZ, „nienawidzi grubasów” i przede wszystkim ma, delikatnie mówiąc, niewyparzoną gębę. Do asystenta, który podejmuje złe decyzje: „To tak, jakbyś używał pieprzonego croissanta zamiast wibratora. Nie dość, że nie działa, to jeszcze kurewsko brudzi”. Do asystentki, na którą zwala winę: „Kiedy mówię, że mam coś pod kontrolą, to znaczy, że zupełnie nie mam tego pod kontrolą. To twój zasrany obowiązek przejąć wtedy kontrolę!”. Podsumowując nieudany dzień: „No to mamy wisienkę na tym torcie gówna”. Eksperci analizujący szanse kobiet w nadchodzących bataliach politycznych zwracają jednak uwagę na inny cytat z „Veep”: „Nie mogę się określić jako kobieta. Faceci tego nienawidzą. I kobiety, które nienawidzą kobiet, czyli większość kobiet, też tego nienawidzą”.

Bingo. Badania pokazują, że kobiety niechętnie głosują w wyborach na kobiety. Przekonała się o tym choćby Hillary Clinton, kiedy w 2008 r. głosami kobiet przegrała z Barackiem Obamą prawybory w kluczowych stanach. Kellyanne Conway, specjalistka od politycznych kampanii, związana z republikanami, tłumaczy, że kobiety stawiają przed kandydatkami większe wymagania niż przed kandydatami. – Pytają: „A kto się zajmie jej dziećmi? Jakim cudem ona daje radę startować w jakichś wyborach, kiedy ja nie mam nawet czasu skoczyć na siłownię?”. Mężczyźni nie muszą wysłuchiwać takich pytań, w ich przypadku poświęcenie dla kariery jest dla większości wyborców oczywiste. Bo Stany na tle wielu krajów Europy Zachodniej pozostają jednak krainą patriarchatu. Mimo budujących przykładów przywołanych w tym tekście kobiety stanowią niewielki procent kadry menedżerskiej największych firm, zasiada ich tylko 20 w stuosobowym Senacie, na 50 stanów jest tylko pięć kobiet gubernatorów. Ciągle zarabiają mniej i ciągle padają ofiarą przemocy domowej. Według republikanina z New Hampshire Willa Infantine’a są też leniwe – o czym doniósł podczas niedawnej debaty nad zrównaniem płac.

Seksizm w Ameryce ma się nieźle. Selina Meyer, wiceprezydent z „Veep”, ma na ten temat coś do powiedzenia: „Boże, błogosław prezydenta, dobry z niego chłop. Tylko dlaczego ciągle kopie mnie po jajach?”. Jednak sama jest też przykładem na to, że role zaczynają się odwracać.

Tekst ukazał się w numerze 19 /2014 tygodnika "Wprost".

Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest  także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.

Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore  GooglePlay