Teksty roku: Anioł z Kobani

Teksty roku: Anioł z Kobani

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kurdyjska dziewczyna o imieniu Rehana położyła trupem setkę bojowników Państwa Islamskiego. Islamiści ją dopadli i ścięli jej głowę. Ale Rehana walczy dalej.

(Tekst pochodzi z nr 47/2014)

Rehana zabiła ponad setkę terrorystów Państwa Islamskiego (IS) w Kobani. Tweetujcie to dalej i uczyńcie ją sławną za jej waleczność” – taki tweet pojawił się w sieci w połowie października. Internauci bezzwłocznie poszli za wskazówką autora. Jeszcze tego samego dnia historią dziewczyny zainteresowało się kilkanaście tysięcy osób, w ciągu następnego tygodnia były ich setki tysięcy. Za nimi podążyły tabloidy, potem poważne media. Zdjęcie i historię Rehany poznał cały świat. Bojownicy z Państwa Islamskiego odpowiedzieli po kilku dniach. Na Twitterze pojawiły się informacje o tym, że terroryści schwytali Rehanę i ścięli jej głowę. Wkrótce potem media podchwyciły zdjęcia z pogrzebu kilku kurdyjskich bojowniczek w Kobani, spekulując, że bohaterska snajperka mogła być wśród nich. Niemal jednocześnie kurdyjscy użytkownicy Twittera i Facebooka zdementowali te doniesienia: Rehana żyje i wciąż walczy. I będzie walczyć, dopóki trwa bitwa o Kobani. Rehana może walczyć bez końca – bowiem nie istnieje.

FOTOGRAFIA LEGENDY

Szczupła, wyprężona sylwetka w mundurze, u nogi kałasznikow. Lekko rozjaśnione, spięte włosy, na twarzy uśmiech, palce rozłożone w V. Szwedzki reporter Carl Drott zobaczył tę dziewczynę 22 sierpnia, tuż przed ceremonią zaprzysiężenia ochotniczek mających pilnować porządku na tyłach frontu. – Podeszła do mnie i powiedziała, że studiowała prawo w Aleppo, ale gdy bojownicy Państwa Islamskiego zabili jej ojca, zdecydowała się wstąpić w szeregi samoobrony. Chciałem z nią jeszcze porozmawiać po ceremonii, ale nie mogłem jej już znaleźć ani ustalić, jak miała na imię – opowiada Drott.

Zostało zdjęcie, które pojawiło się na stronach internetowych serwisów wspierających Kurdów walczących z IS na północy Iraku i w Syrii. Zapewne, gdyby nie fakt, że oblężenie 50-tysięcznego Kobani trwa już ponad dwa miesiące, fotografia przeszłaby niezauważona. Im bardziej jednak przeciągają się walki, tym chętniej sympatycy obu stron zagrzewają do boju. Internetowi propagandziści radykałów zestawili zdjęcie dziewczyny z innym kadrem, przedstawiającym egzekucję jakiejś schwytanej kobiety. Kurdowie dementowali, zapewniając, że dziewczyna ze zdjęcia żyje. Aż wreszcie anonimowa bojowniczka dostała imię – Rehana (skądinąd najczęściej spotykane w Indiach i Pakistanie, w krajach arabskich występujące w wersji Rihanna, w Kurdystanie niemal nieznane) – i legendę niezwykle skutecznej snajperki. Serwisy społecznościowe rozkwitły profilami i kontami zakładanymi ku jej chwale. Profil „Rehana. Anioł z Kobani” na Facebooku w ciągu kilku pierwszych dni listopada polubiło niemal 2 tys. osób. – Przyciągnęła uwagę wszystkich pięknymi oczami i blond włosami – mówi kurdyjski bloger Ruwajda Mustafa. – Ludzie ją uwielbiają, bo symbolizuje to, co chcą zobaczyć – bohaterów stawiających czoła barbarzyńskiej sile. Rehana jest symbolem potrójnym: walki Kurdów o Kobani, emancypacji kurdyjskich kobiet, a wreszcie – aspiracji całego kurdyjskiego narodu.

BOJOWNICZKI, HEROINY

Kobani jest dziś miastem snajperów i artylerzystów. Ci pierwsi zagnieździli się w niskich, najwyżej dwupiętrowych budynkach z białych pustaków, którymi usiane są tutejsze ulice. Kryją się przy zewnętrznych ścianach, najlepiej bez okien, przy wykutych na wylot otworach, obłożonych workami z piaskiem. Drudzy rozsiedli się na płaskich pagórkach otaczających miasto, za usypanymi z piasku i grud ziemi stanowiskami bojowymi. Pierwsi próbują wyłuskać przeciwników, którzy potrafią się kryć w budynkach odległych o kilkanaście metrów, po drugiej stronie ulicy. Drudzy celują co najwyżej we wrogie dzielnice miasta, waląc na oślep. – Oni są po drugiej stronie ulicy. Kiedy ich widzę, strzelam do nich – lapidarnie opisuje swoje obowiązki 26-letnia snajperka Vijan Pejman. Nie pozwala fotografować twarzy, kamera chwyta jedynie plecy, dłoń na kolbie karabinu snajperskiego i pudło z domowej roboty granatami. Vijan nie zdejmuje palca ze spustu, chyba że robi sobie przerwę na papierosa. Gdy strzela, wypuszcza pojedynczą kulę, oszczędza amunicję. Sama oberwała już dwa razy: w nogę i w brzuch. Mimo to wróciła na przebiegającą przez miasto linię frontu. – Jako kobiety powinnyśmy stanąć ramię w ramię z mężczyznami w walce z Państwem Islamskim – deklaruje snajperka. – Walczymy więc, zwłaszcza tu, na Bliskim Wschodzie, gdzie kobiety są traktowane jako istoty gorsze. Stajemy do walki jako symbol siły wszystkich kobiet.

Tylko w syryjskiej części Kurdystanu do milicji Yekineyen Parastina Jin (YPJ), czyli Kobiecych Oddziałów Ochrony, zgłosiło się 7-10 tys. chętnych dziewczyn. Przyjmowane są z otwartymi ramionami. Niektóre mają już doświadczenie bojowe z walk w irackim Kirkuku. Inne poszły do boju dopiero teraz, a dla tych, które mają dzieci, peszmergowie, czyli kurdyjscy bojownicy, zorganizowali centra opieki nad nimi i szkolenia dwa razy w tygodniu. Co nie mniej istotne, radykalni muzułmanie wierzą, że śmierć z ręki kobiety zamyka drzwi do raju. Bojowniczki mają już swoje pierwsze heroiny, nie tylko wirtualne. 19-letnia Ceylan Ozalp zastrzeliła się ostatnią kulą, gdy skończyła się jej amunicja. Dilar Gencxemis, 20-latka walcząca pod nazwiskiem Arin Mirkan, na początku października w jednym z miasteczek pod Kobani wybiegła na spotkanie nadchodzących bojowników Państwa Islamskiego. Najpierw obrzuciła ich granatami, a potem detonowała ładunek przytroczony do ciała. „Zabiła dziesiątki tych gangsterów i pokazała,jak zdeterminowane są członkinie Kobiecych Oddziałów Ochrony – napisały w oświadczeniu komendantki tej formacji. – Jeśli będzie taka potrzeba, wszystkie nasze bojowniczki pójdą śladem Arin”.

LOBBYSTKI

Według działającego w Londynie Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka obroną Kobani współdowodzi komendantka YPJ Mayssa Abdo – na froncie znana pod nazwiskiem Narin Afrin. – Jest bardzo inteligentna, dba o stan psychiczny bojowników i interesuje się ich problemami – twierdzi syryjski aktywista Mustafa Ebdi. „Pomścimy kobiety sprzedane na targach niewolnic Państwa Islamskiego” – odgrażały się członkinie YPJ w jednym z oświadczeń. Ale nie tylko o zemstę chodzi, Kurdyjki w Syrii już odniosły symboliczne zwycięstwo – władze trzech zdominowanych przez Kurdów regionów wydały w ubiegłym tygodniu dekret o zrównaniu praw kobiet i mężczyzn. Oficjalnie zapowiedziano wprowadzenie: równouprawnienia w pracy, zasiłków macierzyńskich, zakazu zawierania małżeństw wbrew woli kobiety, zakazu poligamii i ożenku z niepełnoletnimi. Karane mają być honorowe zabójstwa – rodzinne porachunki, w których mężczyźni zabijają swoje córki czy siostry za zhańbienie honoru rodziny.

– Kurdowie chcą wysłać światu sygnał, że pragną zaprowadzić u siebie kulturę demokracji i praw obywatelskich – tłumaczył dyrektor londyńskiego Obserwatorium Rami Abdel Rahman. Syryjscy Kurdowie mogą też korzystać z wzorców wprowadzonych przez ich pobratymców po irackiej stronie granicy. Tam już w 1992 r., w pierwszych po operacji „Pustynna Burza” wyborach do lokalnego parlamentu, kobiety startowały z list wszystkich partii. Potem utworzyły ponadpartyjną kobiecą komisję, która przez kolejną dekadę – skutecznie – lobbowała za zmianami w prawie rodzinnym: w dziedzinie małżeństw, rozwodów i dziedziczenia. – Niestety, w odległych regionach, gdzie wciąż obowiązują prawa plemienne, dyskryminacja kobiet ma się dobrze – utyskuje Kerim Yildiz, autor analizy „The Kurds in Iraq. The Past, Present and Future”. Rehana ma więc jeszcze wiele do zrobienia.

AS JEST PO NASZEJ STRONIE

Ale nie tylko ona. Wojna z Państwem Islamskim i ciągnący się już czwarty rok konflikt w Syrii obrosły mitami, którymi żonglują obie strony. Najlepszym przykładem może być przywódca IS Abu Bakr al-Bagdadi. Dla jednych to frontowy komendant, który regularnie pojawia się na pierwszej linii walk, by podnieść morale bojowników. Inni z kolei twierdzą, że tylko nieliczni wiedzą, jak wygląda; że przemieszcza się niepostrzeżenie; włada rozmaitymi dialektami arabskiego, a cicha intonacja nie pozwala zidentyfikować jego głosu. Zdaniem zachodnich ekspertów samozwańczego kalifa na użytek towarzyszy broni – i reszty świata – może udawać nawet kilka osób. Taką legendę tworzyli rozmaici przywódcy jak świat długi i szeroki: dowodzący talibami mułła Omar wciąż pozostaje osobą, której twarzy nie zna nikt poza grupą najbliższych współpracowników. Subcommandante Marcos, dowodzący meksykańskimi zapatystami, przez lata nie zdejmował z twarzy kominiarki. W podobny sposób stworzono swego czasu postać bohaterskiego chińskiego żołnierza Lei Fenga, który miał być wzorem dla innych towarzyszy z armii Mao Zedonga. A dekadę temu na amerykańską Rehanę próbowano wypromować schwytaną przez fedainów Saddama Husajna szeregowiec Jessicę Lynch.

Dobry mit jest w czasach wojny bezcenny, a w dobie internetu mitotwórstwo ma się lepiej niż kiedykolwiek. Jak powstają w sieci różne manipulacje, pokazuje blog Lesbijka w Damaszku, który przez kilka miesięcy prowadził Amerykanin Tom MacMaster. Zapisywał swoje refleksje dotyczące trudnego życia homoseksualistki w muzułmańskim kraju, wzywał do zaprowadzenia tam wolności obyczajowych. Gdy mistyfikacja wyszła na jaw, powiedział: – Narrator mógł być fikcyjny, ale fakty opisane na blogu pozostają prawdą. Może i tak, ale cień podejrzenia o fałszerstwo pada teraz na każdego blogera i każdą relację z Syrii czy Iraku. Z Rehaną jest podobnie. – W czasach narodowego wrzenia dopasowywanie półprawd do potrzeb chwili pomaga ludziom poczuć się lepiej – tłumaczy historyk Andy Robertshaw. – Ta historia demonstruje Kurdom: mamy po swojej stronie prawdziwego asa. Zawsze dobrze usłyszeć coś takiego.

Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania

"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania

Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku 

Oraz na  AppleStore GooglePlay