Taryfiarze kontra przebierańcy

Taryfiarze kontra przebierańcy

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. sxc.hu)Źródło:FreeImages.com
Podpalają samochody, biją się na ulicach, donoszą na siebie policji. W kraju trwa regularna wojna między taksówkarzami a tymi, którzy taksówkarzy tylko udają. Wkrótce jedni i drudzy mogą zniknąć z rynku.

Wyprowadzam chłopaków na ulicę, żeby spuścić z nich powietrze, bo zaraz wybuchną – zaczyna rozmowę Jarosław Iglikowski, przewodniczący związku zawodowego warszawskich taksówkarzy. Bębni palcami o stół i nerwowo szuka czegoś w kieszeniach marynarki. Wyciąga błyszczącą plakietkę i rzuca ją na blat. – To jest nasz nowy identyfikator.

Każdy legalnie działający taksówkarz musiał sobie wyrobić taki dokument do końca stycznia tego roku. W Warszawie odebrało je 7 tys. tak sówkarzy. Tymczasem miasto wydało do tej pory 11 tys. licencji na przewóz osób taksówką – denerwuje się. Kim są ci, którzy identyfikatora nie odebrali? Dla Iglikowskiego to zwykli oszuści. Przebierańcy. Tak zwane przewozy osób. Kierowcy, którzy w nieoznakowanych samochodach wożą pasażerów w największychpolskich miastach. Bez taksometru, bez kasy fiskalnej. Nie wystawiają paragonów, nie płacą ZUS ani podatków. Przeciwko nim warszawscy taksówkarze protestowali w styczniu już trzykrotnie. Ratusz obrzucili papierem toaletowym, by pokazać, ile jest dla nich warte prawo, które miało chronić ich branżę.

W Gdańsku nie bawią się w protesty. W połowie grudnia ubiegłego roku w mieście podpalono cztery samochody. Wszystkie należały do kierowców firmy przewozowej, która parę miesięcy temu zaczęła swoją działalność w Trójmieście. W Rzeszowie nieuczciwą konkurencję taksówkarze rozbrajają złośliwym dowcipem. Wysyłają do przewozów fikcyjne zgłoszenia. Nielegalna taxi jedzie z jednego końca miasta na drugi, gdzie zamiast domu klienta jest łyse pole. Taksówkarze płaczą, że przewozy osób zabierają im pracę. Przewoźnicy odpowiadają, że czują się potrzebni. Klienci ich kochają, bo są tani i dyskretni. Będą więc nadal jeździć. Nawet nielegalnie. Dzisiaj jednak obie strony barykady mają nowego wroga. Na rynku pojawił się gracz, który może zmieść z ulicy całą branżę.

JAK SIĘ UDAJE TAKSÓWKĘ

Większość taksówkarzy jeżdżących w największych polskich miastach to jednoosobowe firmy na kółkach. Żeby zacząć wozić klientów, trzeba zainwestować w kasę fiskalną, taksometr i egzamin na taksówkarza. Później nie jest lepiej. Co miesiąc do zapłaty ponad 1000 zł ZUS, 18-proc. podatek dochodowy. No i procent dla korporacji – miesięcznie od 500 do 1300 zł, w zależności od liczby zrobionych kursów. Pod kreską zostaje niewiele. Miesięcznie 2 tys. zł na rękę za 300 godzin jazdy to luksus. Nielegalni taksówkarze nie mają takich problemów. Zarobkiem dzielą się jedynie ze swoim szefem, zapominając o skarbówce, ZUS i procencie dla korporacji. Dlatego kreatywność w wymyślaniu sposobów na nielegalne jeżdżenie nie zna granic. W Krakowie jedna z firm wpadła na pomysł, że będzie wozić ludzi, świadcząc przy okazji zabiegi psychoterapeutyczne. Pasażerowie mogli w drodze pomedytować, nawąchać się aromatycznych olejków, zafundować sobie masaż albo po prostu porozmawiać z kierowcą, który, jak zapewniała firma, był przeszkolonym holistycznym terapeutą.

W Warszawie nielegalne taksówki zamieniły się w mobilne firmy ochroniarskie. Kierowca, chociaż wygląda na chuchro, ma papiery ochroniarza. W ten sposób oprócz wożenia ma też dbać o bezpieczeństwo pasażera, żeby podczas trasy włos nie spadł mu z głowy. Po Gdańsku jeździli mobilni konsultanci telefoniczni. Zamiast taksometru mieli ofertę z usługami jednego z telekomów. Pasażer de facto płacił za kurs, ale żeby kierowcy nikt nie zarzucił, że nielegalnie wozi ludzi, formalnie opłata dotyczyła pomocy w doborze nowej taryfy albo telefonu.

W ten sposób nielegalni przewoźnicy omijają Ustawę o transporcie drogowym, która mówi, że przewozy osób po mieście mogą wykonywać wyłącznie taksówkarze. Ci z licencją, identyfikatorem i taksometrem na pokładzie. – Ochrona, fizjoterapeuta, konsultant telefoniczny w taksówce to fikcja. Przecież ci ludzie świadczą normalny przewóz osób regulowany ustawą. Jak państwo może to tolerować?! – oburza się Iglikowski. Według niego po Warszawie jeździ już więcej nielegalnych taksówkarzy niż tych z identyfikatorem. – W Trójmieście jeszcze nie są w większości, ale jedna trzecia wszystkich taksówkarzy jeździ nielegalnie. Zamiast taksometrów mają drogomierze. Urządzenia, które nie liczą ceny usługi, a jedynie liczbę przebytych kilometrów. Klient może mieć wrażenie, że wszystko jest w porządku, tymczasem zamiast złotówek nabijane są kilometry trasy – mówi Andrzej Adamczyk, prezes gdyńskiego Zrzeszenia Transportu Prywatnego.

POLOWANIE NA CZAROWNICE

– Kiedy widzimy, że Inspekcja Transportu Drogowego trzepie gdzieś na mieście, to skrzykujemy chłopaków, zamawiamy nielegalną taksóweczkę i prosimy o kurs dokładnie w miejsce kontroli ITD – Iglikowski opowiada o swoim patencie na nieuczciwe przewozy osób. Uczestniczył już w ponad stu tego typu akcjach. Czasem dochodzi do bójek, kiedy nielegalny przewoźnik uświadamia sobie, że wpadł w pułapkę. Klient taksówkarz zeznaje, że właśnie zapłacił za usługę przewozową w samochodzie, w którym nie ma ani kasy fiskalnej, ani taksometru, a kierowca najprawdopodobniej nie ma też identyfikatora.

ITD spisuje protokół. Sprawa trafia do sądu administracyjnego, gdzie postępowanie toczy się z reguły dwa-trzy lata, zanim zapadnie ostateczny wyrok. W większości przypadków nielegalny taksówkarz przegrywa. Ale to małe pocieszenie. Ponieważ sprawy trwają tak długo, nielegalnych taksówkarzy nie ma też ochoty ścigać policja. Bo żaden funkcjonariusz nie chce się tyle lat szarpać z delikwentem w sądach, zeznając jako świadek. Bezradna jest też straż miejska. W radiowozach nie ma dostępu do aktualnej bazy taksówkarzy, więc służby wolą wierzyć nielegalnemu taksówkarzowi, że identyfikator ma, ale zostawił w domu, i zamiast to dokładniej sprawdzić, wlepiają mu 50 zł mandatu za brak dokumentu. – A ukarany to często szary żuczek, który nawet nie wie, że jeździ nielegalnie. Szef firmy przewozowej pokazał mu, że ma w szufladzie biurka licencję na przewóz osób. Drogówka nigdy go nie zatrzymała, więc wierzy, że wszystko robi zgodnie z prawem jako ochroniarz, psychoterapeuta albo konsultant telefoniczny – mówi Iglikowski.

PRZEKLĘTE SAN FRANCISCO

Właściciele nielegalnych firm przewozowych nie widzą problemu. – Nie chcemy być taksówkarzami, bo zależy nam na naszej niszy. Klientom podoba się to, że samochody nie są rozpoznawalne. Nikt nie musi przecież wiedzieć, że akurat popiłem i wracam w nocy do domu taksówką. Klienci chwalą sobie też umowne ceny, które ustalamy, kiedy pasażer powie, dokąd chce jechać. Nam chce się jeździć, a pan taksówkarz najchętniej paliłby papieroski i nie ruszał się z miejsca, bo pan taksówkarz to fachowiec z identyfikatorem i licencją. Jemu nie wypada – ironizuje przedsiębiorca. Jednak dzisiaj zarówno on, jak i właściciele legalnych korporacji mają wspólnego wroga. Jest nim internet, gdzie zaczęło się roić od aplikacji, dzięki którym kierowcą taksówki może zostać każdy. Wystarczy, że ma samochód i smartfona.

Pod koniec ubiegłego roku w Warszawie na dobre zaczął działać amerykański Uber. Aplikacja kojarzy pasażera z kierowcą samochodu za pomocą telefonu. Na ekranie widzimy zdjęcie kierowcy, numer rejestracyjny auta i cenę za podwiezienie w wybrane miejsce. Według Iglikowskiego po Warszawie jeździ już kilkaset samochodów, które korzystają z Ubera. Efekty jego działalności są dla branży taksówkarskiej wręcz dramatyczne. W San Francisco, gdzie firma ma swoją siedzibę, przez niecałe trzy lata działania aplikacji liczba miesięcznych kursów wykonywanych przez miejskie taksówki spadła o prawie dwie trzecie. Taksówkarze zostali zastąpieni przez kierowców z Uberem na smartfonie. To często zwykli mieszkańcy, którzy w drodze do pracy zabierają przy okazji przechodniów. Jeszcze przed wypiciem pierwszej kawy w biurze zdążą zarobić kilka dolarów. Jeżeli San Francisco powtórzy się w Warszawie, przewozy osób i legalni taksówkarze przestaną praktycznie istnieć. Nieoficjalnie wiadomo, że w stolicy powstała pierwsza taksówkarska bojówka. Podobne są w kilku innych polskich miastach. Jeżeli prawo nie zacznie chronić taksówkarzy legalnie prowadzących swój biznes, w ruch pójdą inne argumenty.

(Artykuł opublikowany w numerze 8/2015 tygodnika Wprost)
Więcej ciekawych artykułów przeczytasz w najnowszym wydaniu "Wprost",
który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.


"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay