Lekceważyłem to. Ot, kolejne rytualne zaklęcie, cep, którym można każdego okładać – bez sensu i treści. Tłumaczyłem, że przedsiębiorcy zachowują się racjonalnie i konkurują tym, czym realnie mogą, a dowodem na to są sukcesy, które odnoszą. Mówiłem, że niezwykle trudno jest inwestować w drogie, niepewne badania i technologie w kraju bez kapitału, który przez ostatnie 250 lat zaledwie przez 40 był niepodległy. Myślałem sobie, że ludzie ci nie rozumieją po prostu realnej gospodarki, innowacyjność jego mać!
Byłem frajerem. Przekonałem się o tym, gdy zobaczyłem strukturę alokacji funduszy europejskich i rządowe programy „wsparcia” dla biznesu. Znaczna część tych środków ma pójść do „ludzi nauki”, żeby wreszcie ci światli z renomowanych uczelni, z których najlepsza pałęta się w okolicy 500. miejsca na Liście Szanghajskiej, wreszcie cywilizowali tych chamskich, polskich przedsiębiorców! Innymi słowy – to wieloletnie pranie mózgu i propaganda „innowacyjności” służyły jednemu – skokowi na kasę podatnika. Pszenno-buraczani polscy przedsiębiorcy nie raczą płacić różnym profesorom za nic, żądają konkretów i ich wręcz wulgarnego zastosowania komercyjnego. A polskich naukowców „szukanie dochodów rynkowych upokarza”, jak to przyznał jeden z polityków-naukowców.
Jeśli przedsiębiorca-cham nie chce dawać, bo nie rozumie innowacyjności bez efektu, to trzeba haracz wydusić na podatniku. Nie chce płacić cham dobrowolnie za nasze pisane przez studentów „badania i analizy”, to zapłaci pod przymusem państwowym.
Z żalem zawiadamiam, że się udało. Rząd – który też nie rozumie realnej gospodarki – dał się nabrać. Na rynku nie brakuje pieniędzy. Jest ich wręcz nadmiar. Jestem przekonany, że na rzeczywiście innowacyjny projekt można znaleźć pieniądze i nie jest to trudne. Polscy naukowcy jednak odmawiają podporządkowania się regułom rynkowym. Nie są w stanie stworzyć niczego, za co ktokolwiek chciałby cokolwiek zapłacić – to oni robią skok na kasę podatnika.
Przedsiębiorcy nie są idiotami i nie będą płacić za niekończące się „badania i analizy”, z których nic lub niewiele konkretnego wynika. Rząd – pieniędzmi podatnika – postanowił płacić. A biednemu polskiemu podatnikowi spadła w zwielokrotnionym wymiarze na kark kolejna grupa, którą będzie musiał utrzymywać, innowacyjność jego mać.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.