"Jestem zmęczona, ale chyba już dociera do mnie, że... jestem szczęśliwa, bowiem bezpiecznie zeszłam do bazy" - przekazała w pierwszych słowach telefonicznej rozmowy pochodząca z Kaszub, a od kilku lat mieszkająca w Warszawie Baranowska, z wykształcenia geograf.
To jej piąty ośmiotysięcznik po Cho Oyu (8201 m), Brod Peak (8047 m), Nanga Parbat (8125 m) i Dhaulagiri (8167 m).
Pod koniec września hiszpańscy alpiniści, z którym współdziałała Baranowska, dowiedzieli się, że dobra pogoda ma się utrzymać do czwartego, maksymalnie piątego października.
"Co tu robić? - zastanawialiśmy się. Nie mieliśmy bowiem odpowiedniej aklimatyzacji. A tu takie okno pogodowe, w środku monsunu! Następne może się pojawić za dwa tygodnie! Przepuścić takiej szansy nie można było. Po drodze zdecydowaliśmy, że jedna noc na 6800 m musi nam wystarczyć by zaatakować szczyt" - powiedziała członkini Alpinus Expedition Team.
Jak podkreśliła, plan był odważny, bo z jedną nocą na 6800 m - aklimatyzacja jest niewystarczająca, ale... "Słabą grupą nie jesteśmy. Każdy z naszej ósemki ma po kilka ośmiotysięczników w dorobku i zna swój organizm".
Noc w obozie trzecim przed atakiem szczytowym była "do niczego". "Koszmar - napisała na swej stronie internetowej Kinga Baranowska. - Nie zmrużyłam oka. I wcale nie dlatego, że bolała mnie głowa; po prostu na tej wysokości (prawie 7500 m) pierwszej nocy się nie śpi (jeśli śpi się jakąkolwiek). Wstałam już o 1.30, mimo że wyjście było zaplanowane na 3.00. Wyszliśmy. Jak zwykle na tej wysokości - zimno (około minus 30 stopni). A to w nogi, w ręce, a to nos odmarza itd".
Grań wyprowadzająca na główny wierzchołek Manaslu jest długa i wieją tu silne wiatry. "I wcale nie jest płaska, jak to się z daleka wydawało - wspomniała alpinistka z Kaszub. - Ostre podejścia powodowały przystawanie co trzy kroki i wyrównywanie oddechu. Na wierzchołek dotarłam po 6 godzinach wspinaczki. Byłam na nim tylko chwilę. Nie było gdzie nogi postawić. Cały szczyt pokryty był nawisami śnieżnymi; trzeba było bardzo uważać by takiego nawisu nie naruszyć i razem z nim nie runąć w przepaść".
Jeszcze tego samego dnia Baranowska dotarła do bazy. "To dość trudne przedsięwzięcie - przyznała. Wejść tego samego dnia na szczyt i tego samego dnia zejść do bazy, czyli w górę ok. 700 m i w dół - ok. 3500 m Powiem szczerze, że czułam się co najmniej zmęczona, no i odwodniona. Wszystko wynagrodziła przepyszna kolacja w bazie i możliwość spania we własnym bazowym namiocie".
Manaslu (8156 m; w niektórych źródłach 8163 m) jest ósmym co do wysokości szczytem Ziemi, jednym z najpóźniej zbadanych ośmiotysięczników. Leży około 70 km na wschód od Annapurny. Z uwagi na rozległość masywu trasy wspinaczkowe należą do najdłuższych w Himalajach. Zmusza to alpinistów do długotrwałego przebywania na dużych wysokościach. Kinga Baranowska jest dziewiątą osobą z Polski, która stanęła na szczycie i pierwszą Polką.
W tym roku także jako pierwsza Polka zdobyła Dhaulagiri. W 2007 weszła na Nanga Parbat, rok wcześniej na Broad Peak, będąc drugą Polką i jedenastą kobietą na świecie. Jej pierwszym ośmiotysięcznikiem był w 2003 roku Cho Oyu.
ND, PAP