Zostały one najprawdopodobniej otrute - oświadczył założyciel zoo Ołeh Zubkow.
"W ciągu trzech tygodni zginęło dziesięcioro zwierząt. To już przestaje być wyłącznie naszą własną tragedią" - mówił na konferencji prasowej w Symferopolu, stolicy Autonomicznej Republiki Krymu.
Pierwszą ofiarą trucicieli stała się żywa maskotka i jeden z pierwszych lokatorów ogrodu, szympans Czarlik. Po nim padły dwa rysie, dwie pumy, para niedźwiedzi himalajskich, wilk i pies-pekińczyk.
"Dziś rano znaleźliśmy kolejnego martwego niedźwiedzia himalajskiego" - powiedział Zubkow.
Hipotezę o otruciu zwierząt potwierdziła obecna na tej samej konferencji prasowej główna weterynarz Krymu, Maria Mirosznyczenko.
"Zwierzęta umierały w strasznych bólach. Wstępne ekspertyzy wykazały u nich uszkodzenia żołądka, przewodu pokarmowego i powiększoną wątrobę" - relacjonowała.
Zubkow, który prowadzi prywatny ogród zoologiczny o nazwie "Kazka" (bajka) od prawie 15 lat, zadeklarował, że mimo obecnych kłopotów nie zamknie go dla zwiedzających, ani nie zabroni karmienia żyjących w nim zwierząt. Planuje jednak wzmocnić ochronę zoo i zamontować w nim kamery.
Ma także nadzieję, że dzięki wyznaczonej nagrodzie sprawcy okrucieństwa szybko zostaną ujęci.
Zubkow podejrzewa, że śmierć jego zwierząt może być zemstą za to, że walczył z ludźmi pobierającymi opłaty za parkowanie samochodów w okolicach jego ogrodu.
ND, PAP