Szymanik: sport, córka i motoryzacja to są moje "koniki"

Szymanik: sport, córka i motoryzacja to są moje "koniki"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Literatura, motoryzacja i pięciomiesięczna córka Zuzia to najważniejsze "koniki" Radosława Szymanika, kapitana reprezentacji Polski w Pucharze Davisa oraz trenera, który z ramienia Polskiego Związku Tenisowego współpracuje z deblistami Mariuszem Fyrstenbergiem i Marcinem Matkowskim.
"W sumie mam dwa +koniki+. Pierwszy to jest literatura sportowa, czyli wszystkie książki związane z treningiem i takimi rzeczami. A drugim jest tematyka związana z dzieckiem, bo jak się ma pięciomiesięczna córkę, to powinno się też coś na ten temat wiedzieć, więc ostatnio zacząłem się tym bardzo interesować. Choć tak naprawdę, kiedy jest się w domu i się bierze dziecko na ręce, to zapomina się o tym wszystkim, co się przeczytało" - powiedział  Radosław Szymanik.

"Poza tym jeżeli ktoś chce kupić samochód, albo zapytać się o jakąkolwiek część samochodową czy parametry silnika, to jestem w stanie na to odpowiedzieć. Znajomi śmieją się ze mnie i uważają, że powinienem prowadzić jakiś program motoryzacyjny. Jest to moje hobby" - dodał.

Na co dzień Szymanik pracuje w Centralnym Ośrodku Szkoleniowym PZT w Sopocie, trenując młodych zawodników, jest kapitanem drużyny daviscupowej, a w drugiej połowie ostatniego sezonu pracował i jeździł na turnieje z Fyrstenbergiem i Matkowskim. Przez taki zakres obowiązków w rodzinnym Gdańsku spędza zazwyczaj mniejszą część roku.

"W tym roku to nie wiem jak to było, bo nie liczyłem, ale dwa lata temu było to 300 dni poza domem, to dosyć dużo. W tym może to było około 200, może 180, czyli pół roku byłem poza, a szczególne natężenie było na jesieni. Rozłąka była wpisana w zawód trenera, odkąd się na niego zdecydowałem. Moja żona wiedziała, jak braliśmy ślub, że chcę to robić, choć nie było wtedy jeszcze warunków, żebym tak mógł jeździć. To dzięki PZT i Wojtkowi Andrzejewskiemu (szef działu szkolenia PZT) mam takie możliwości, mogę się spełniać i realizować" - stwierdził Szymanik, któremu w czerwcu urodziła się córka.

W weekend zakończyło się dziesięciodniowe zgrupowanie reprezentacji z udziałem kilku tenisistów, ale chociaż odbyło się w Sopocie kapitan drużyny niemal całymi dniami był poza domem.

"Wiadomo, że się coś traci, bo chciałoby się na co dzień, patrzeć jak dziecko rośnie, być z żoną, bo ona tego potrzebuje. Jednak zdecydowałem się na to wcześniej, w jakimś stopniu się też umawialiśmy. Wiadomo, że są lepsze i gorsze momenty, bo czasami faktycznie dużo mnie nie ma, więc jest ciężko, ale myślę, że nie jest aż tak źle. Moja żona chyba nie powiedziałaby, że jestem tragicznym mężem czy ojcem, bo wydaje mi się, że tyle czasu ile mogę, to poświęcam rodzinie. Córka bardzo się cieszy jak jestem i uśmiecha się od ucha do ucha" - powiedział Szymanik.

"Optymalnie byłoby, gdybym codziennie mógł mieć je przy sobie, ale na coś się zdecydowałem i gdybym teraz miał powiedzieć: kończę to, jest rodzina, jestem w domu, to myślę, że źle odbiłoby się to na moim zdrowiu psychicznym i byłoby to zauważane przez najbliższe mi osoby. Dlatego staram się jak najwięcej czasu im poświęcać, choć wiem, że nie jest to tyle, ile one by chciały" - dodał.

Pięciomiesięczna Zuzia jeszcze nie chodzi, ale w domu Szymaników już mówi się o tym czy w przyszłości pójdzie w ślady ojca, który zanim został trenerem grał zawodowo w tenisa i był związany z Lechią Gdańsk.

"Dziadkowie i moi teściowie śmieją się, że córka na pewno będzie grała. Ojciec i teść nawet już snują plany, jak to będą z nią jeździć na turnieje. To wszystko się okaże, czy będzie chciała, czy będzie zdrowa, czy będzie mogła uprawiać jakąś dyscyplinę sportową i czy będzie chciała grać w tenisa. Tego nie wiem, ale na pewno nie będę jej zmuszał do tego, żeby grała w tenisa. Żona kiedyś zapytała mnie czy będę trenował córkę, powiedziałem, że nie chciałbym tego robić. Jeśli miałaby grać, to chciałbym, żeby któryś z polskich trenerów jej pomagał, a jest dużo polskich trenerów naprawdę dobrych" - powiedział Szymanik.

W tym roku w Hamburgu kupił córce małą rakietę i butki w formie żółtych piłek tenisowych, a od kapitana kobiecej reprezentacji startującej w rozgrywkach o Fed Cup Tomasza Wiktorowskiego dostał śliniaczek z napisem "Future Wimbledon champion" (Przyszła mistrzyni Wimbledonu).

"Tomek już powiedział, że będzie trenerem Zuzi, więc trzymam go za słowo. Na pewno będę chciał, żeby nauczyła się grać w tenisa, to nie ulega wątpliwości, bo to jej się przyda. Jest to dyscyplina fantastyczna, jeśli chodzi o ruch, rekreację, o kontakty międzyludzkie. Fajnie by było, gdyby grała i miała do tego chęci, ale trzeba zobaczyć, czy będzie miała do tego talent. No a jeśli miałaby grać, to oczywiście chciałbym, żeby wygrała Wimbledon, bo jest to jednak najbardziej prestiżowy turniej" - dodał Szymanik.

PAP, dar