Kryzys Jagiellonii trwa

Kryzys Jagiellonii trwa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jagiellonia po raz pierwszy w tym sezonie przegrała na swoim boisku. Lechii wystarczyły 3 minuty, by przesądzić o swoim zwycięstwie, choć przez ostatnie pół godziny gdańszczanie właściwie jedynie bronili wyniku.

Pierwsza połowa nie była interesująca, a biorąc pod uwagę to, co  działo się po przerwie - wręcz nudna. Jagiellonia nadal nie pokazywała gry, która jesienią przynosiła jej zwycięstwa. Trudno nawet mówić o stwarzaniu sytuacji.

W 14. min indywidualną akcją w polu karnym popisał się Vuk Sotirović, ale jego strzał bez trudu obronił Sebastian Małkowski. W 37. min na boisku pojawił się "łowca bramek" Frankowski, który zastąpił kontuzjowanego Marcina Burkhardta. W 40. min miał okazję, gdy piłkę w polu karnym zostawił mu Sotirović, jenak przestrzelił.

Ale to Lechia mogła prowadzić. W 9. min strzał Ivansa Lukjanovsa, po akcji Abdou Traore i Bedi Buvala, w świetnym stylu obronił Grzegorz Sandomierski. W tej części gry goście strzelali jeszcze kilkakrotnie, ale niecelnie.

Druga połowa była już zupełnie inna. W 55. min Buval zagrał po  ziemi w pole karne Jagiellonii do Lukjanovsa, ten zdołał oddać strzał, piłka odbiła się od  słupka, potem od leżącego Sandomierskiego i wpadła do bramki.

Niefortunna akcja wyraźnie wpłynęła na Jagiellonię; jej obrońcy dwie minuty później dali się ograć w polu karnym Traore, który najpierw podał do Surmy, ten uderzył - Sandomierski obronił, po czym Traore już sam zdobył gola. Jagiellonia zaatakowała i już w 60. min Jarosław Lato zdobył kontaktową bramkę, zaś dośrodkowywał Tomasz Kupisz.

Od tego momentu gospodarze przypuścili frontalny atak na bramkę Lechii. Dobrą sytuację miał w 68. min Rafał Grzyb, ale jego strzał z kilku metrów zablokowali obrońcy. Lechia broniła się całym zespołem, gospodarze wiele piłek rozgrywali w poprzek boiska; nie przynosiło to jednak efektu.

W 84. min Małkowski obronił mocny strzał Luki Pejovica i goście mogli się cieszyć ze zdobycia trzech punktów. W tym sezonie w Białymstoku nie udało się to jeszcze nikomu.

pap, ps