Polski żeglarz ma kłopoty na Atlantyku

Polski żeglarz ma kłopoty na Atlantyku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Atlantyk testuje uczestników wokółziemskich regat Velux 5 Oceans. Wszyscy czterej żeglarze mają problemy, a największe - Zbigniew Gutkowski, który upadł do kokpitu na plecy. Do uszkodzonego wcześniej kila, doszły na jachcie awarie bukszprytu i alternatora.
W ostatnich dniach, na trasie IV etapu z Urugwaju do Charleston w USA, każdy z czterech zawodników musiał poradzić sobie z  serią niespodziewanych awarii. Jednostki, które mają za sobą ponad 22 000 mil morskich przebytych w tych regatach od października, zaczynają wykazywać oznaki zmęczenia. Gutkowski w trakcie refowania grota na pokładzie "Operon Racing" upadł do kokpitu na plecy. - Początkowo podejrzewałem złamanie żeber, ale może nie jest aż tak źle. Musiałem sięgnąć po środki przeciwbólowe i czuję się już lepiej. Mogę normalnie oddychać, a nie byłem w stanie w ogóle się ruszać. Wielokrotnie zdarzały mi się podobne upadki, ale jeszcze nigdy tak mnie nie bolało - powiedział gdańszczanin.

Wiatr słaby, dziobak złamany

W niedzielę zepsuł się alternator niezbędny do ładowania akumulatorów. Na szczęście - jak zaznaczył żeglarz - na pokładzie jachtu zainstalowano liczne rozwiązania ekologiczne, z których najważniejszym jest hydrogenerator, zapewniający dostawę prądu. Francuski wynalazek jednego z najlepszych żeglarzy regatowych - Yannicka Bestavena przetwarza ruch jachtu na energię elektryczną. - Hydrogenerator to wspaniałe urządzenie. Nie zawiódł mnie ani razu. Zepsuło się tylko mocowanie, ale z  tym sobie poradziłem. Dodatkowymi źródłami energii na pokładzie są cztery panele solarne, które przydają się w sytuacji, gdy nie ma wiatru, ale za to mocno świeci słońce -  dodał Gutkowski.

Kolejną awarią był złamany bukszpryt, jednak i z tym udało się już Polakowi poradzić. - Bukszpryt jest niezbędny, aby postawić żagle przednie na kursach pełnych, takie jak spinaker i genaker. Nie sądziłem, że to możliwe, żeby tak solidny dziobak złamał się przy tak słabych wiatrach. Na Oceanie Południowym pracowałem pod dużo większymi obciążeniami i nic się nie działo - wspomniał żeglarz.

Wodny pech

Pech prześladuje również pozostałych zawodników. Na "Active House" Kanadyjczyk Derek Hatfield przeżył trudne chwile, odkrywając prawie tysiąc litrów wody w jednym z wodoszczelnych przedziałów jachtu. Okazało się, że przecieka zbiornik balastowy. Z kolei Chris Stanmore-Major zameldował komisji regatowej, że na jego "Spartanie" kończy się woda. Żeby ograniczyć ciężar, Brytyjczyk zabrał tylko 20 litrów słodkiej wody i - jak na złość - zepsuła mu się odsalarka, którą stara się naprawić.

Żeglarze są na Atlantyku od ponad tygodnia; dotychczas pokonali od startu z Punta del Este w Urugwaju ponad 1700 mil. Do mety czwartego etapu w Charleston mają jeszcze około 3500 mil.

zew, PAP