O drugiej połowie niewiele można powiedzieć. Obie drużyny nie miały pomysłu na grę ofensywną, stąd też sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo. Na pięć minut przed końcem meczu zarówno piłkarze Paragwaju, jak i Wenezueli zaczęli szybciej poruszać się na boisku, chcąc uniknąć dogrywki. Przebudzenie przyszło jednak za późno i wynik nie uległ zmianie.
Już na początku walki w doliczonym czasie trzy dogodne sytuacje do zdobycia gola mieli Wenezuelczycy. I te kilka minut dały widzom więcej emocji niż minione 90. Emocje spotęgowały się jeszcze bardziej, gdy przyszło zawodnikom strzelać karne. W gorszej sytuacji byli osamotnieni piłkarze Paragwaju, bowiem ich argentyński trener Gerardo Martino, a nawet jego asystent, zostali wyproszeni przez sędziego na trybuny. W serii rzutów karnych sprawdziło się jednak porzekadło, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. W tym słabym meczu lepszą drużyną była jednak Wenezuela, ale słabiutki Paragwaj miał ponownie więcej szczęścia i po celniej strzelanych karnych (5:3) zagra w finale.
PAP, arb