"Zatrzymanie było dla mnie szokiem"
Po wyjściu aresztu nie wrócił do szkoły, ponieważ - jak tłumaczył – nie był w stanie się uczyć. - Nie mogłem się po tym wszystkim pozbierać - powiedział. Robert W. mówił, że zatrzymanie pod zarzutem zabójstwa Pawła M., który był jego dobrym kolegą, było dla niego ogromnym szokiem, a skutki traumatycznych przeżyć związanych z przebywaniem przez tak długi czas w areszcie odczuwa do dziś – ma m.in. kłopoty ze spaniem, musi korzystać z pomocy psychologa. Z pomocy lekarza psychiatry korzystał też podczas aresztowania. Mężczyzna zeznał, że w areszcie doznawał różnych upokorzeń i poniżeń ze strony współwięźniów, bo nie należał do ich subkultury. Był też świadkiem prób samobójczych dwóch aresztowanych.
"Aresztowanie zawęziło mój krąg przyjaciół"
Po wyjściu z aresztu spotkał się wiele razy wrogością ze strony różnych osób, mieszkańców Lubartowa, gdzie mieszka. Powiedział też, że na skutek aresztowania zawęził się krąg jego znajomych i przyjaciół, nie ufa ludziom. Robert W. podkreślał też, że w mediach był przedstawiany jako morderca kolegi i nawet po zwolnieniu go z aresztu w lokalnej prasie były opinie, że został wypuszczony niesłusznie. - Jestem oczyszczony z zarzutów, ale ludzie w to nie wierzą. Widać to po wpisach internautów - powiedział.
5 milionów złotych odszkodowania
Robert W. był jednym z trzech podejrzanych o zabójstwo Pawła M. Ostatecznie o zbrodnię prokuratura oskarżyła Krzysztofa P. Dwóch pozostałych - Paweł G. oraz Robert W. byli aresztowani przez prawie 1,5 roku i wobec obu prokuratura umorzyła postępowanie. Paweł G. również przed lubelskim Sądem Okręgowym domaga się pięciu mln zł zadośćuczynienia i odszkodowania za niesłuszne aresztowanie.
Oskarżony Krzysztof P.
Do zbrodni doszło w lipcu 2007 r. Paweł M. został zabity kilkoma uderzeniami blacharskiego młotka w głowę, w warsztacie w Pałecznicy pod Lubartowem (Lubelskie). Jego ciało wywieziono i zakopano w lesie. Oskarżony o morderstwo Krzysztof P. był pracownikiem i bliskim kolegą zabitego. Ofiara, 28-letni inżynier elektronik Paweł M., zatrudniał go w swoim warsztacie. Zajmowali się m.in. instalowaniem i naprawianiem alarmów samochodowych oraz innych urządzeń elektronicznych. Oskarżony był traktowany jak członek rodziny ofiary, bywał w domu zabitego, częstowany był posiłkami.
Krzysztof P. nie przyznał się do winy. Sąd Okręgowy skazał go na dożywocie, ale sąd apelacyjny uchylił ten wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. W styczniu Sąd Okręgowy wymierzył mu karę 25 lat więzienia. Wyrok ten jest nieprawomocny.
ja, PAP