Według wyjaśnień A., gdy chciał on zrezygnować z transakcji (twierdził, że chodziło mu o kupno 16 tys. dolarów), wywiązała się szamotanina. A. nie przyznał się do zarzutu zabójstwa. Utrzymywał, że broń, z której padły strzały, należała do Polaka. Obrona wnosiła o zmianę kwalifikacji prawnej z zabójstwa na nieumyślne ciężkie naruszenie ciała.
Sąd orzekł, że A. dokonał zabójstwa w tzw. nagłym zamiarze bezpośrednim. Powołując się na opinię biegłych, sąd uznał, że strzał padł z odległości 50 cm w plecy pokrzywdzonego. - Podczas szamotaniny taki strzał nie mógł być oddany - podkreślił sędzia.
- Być może doszło do jakiegoś nieporozumienia między mężczyznami: jeden mówił o 154 tys. Drugi myślał, że będzie to 16 tys. Takiego wariantu nie możemy wykluczyć - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Leszek Parzyszek o możliwych motywach czynu A.
Zdaniem sądu, pistolet nie był własnością pokrzywdzonego, ale nie udało się ustalić, do kogo należał. Nie wiadomo też, ile strzałów oddał A. Sąd podkreślił błędy policji w zabezpieczaniu śladów na miejscu zbrodni.
Sąd uznał za trzema biegłymi psychiatrami znaczne ograniczenie poczytalności podsądnego w chwili czynu, co zasadniczo wpłynęło na wymiar kary. Prokurator wnosił o karę 25 lat więzienia, którą sąd uznał za nadmiernie surową. Sędzia podkreślił, że do chwili czynu oskarżony był normalnym człowiekiem, który w młodości przyjechał do Polski. Miał tu żonę i dzieci, nie był karany.
Mocą wyroku oskarżony ma zapłacić wdowie 100 tys. zł zadośćuczynienia. Obciążono go też 17 tys. zł kosztów procesu.
sjk, PAP