Nie godzili się na odłączenie przyjaciela od respiratora. Wciąż koczują przed szpitalem

Nie godzili się na odłączenie przyjaciela od respiratora. Wciąż koczują przed szpitalem

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Jak donosi portal Gazeta.pl, grupa młodzieży koczuje przed Dolnośląskim Szpitalem Specjalistycznym im. Marciniaka we Wrocławiu, gdzie zmarł ich znajomy - Kamil który trafił do szpitala po wypadku samochodowym. Młodzi ludzie zapowiadają, że będą walczyć o zmianę przepisów.
Grupa młodych ludzi koczuje niedaleko szpitala im. Traugutta. Spędzili tam całą noc. Jak mówią, niektórzy w ciągu dnia załatwiają swoje sprawy ale wieczorem znowu się tu spotkają. Przyznają, że Kamil już nie żyje, ale chcą zapalić znicze i modlić się za niego.

Jeden ze znajomych Kamila – Michał Wybrańczyk zapowiedział, że nie zamierzają na tym poprzestać i będą walczyć o zmianę przepisów, tak by lekarze mieli większe możliwości ratowania ludzi w takim stanie w jakim jest Kamil. Podkreślił, że jeżeli będzie potrzeba to pojadą z namiotami pod Sejm.

Kamil trafił do szpitala w nocy z 9 na 10 lipca jako ofiara wypadku drogowego. Dr. n. med. Marek Nikiel dyrektor dolnośląskiego szpitala im. T. Marciniaka powiedział, że chłopak przyjechał do szpitala w stanie ciężkim z wielonarządowymi obrażeniami, wręcz w stanie agonalnym. - Robiliśmy wszystko, by go uratować jednak w piątek 11 lipca stwierdziliśmy u Kamila śmierć mózgu - powiedział. Według procedur chłopak powinie zostać odłączony od respiratora. Całą czynność zaplanowano na 14 lipca, jednakże nie doszło do tego, ponieważ przez cały dzień przed szpitalem protestowali przyjaciele chłopca. Wierzyli że obudzi się mimo śmierci mózgu.

Przyjaciele chłopaka pojawili się już 10 lipca. Czuwali przy nim śpiąc na korytarzu, a kiedy zostali wyproszeni ze szpitala przenieśli się na ławki i trawnik. Przyjaciele nie chcą się pogodzić z diagnozą lekarzy.

Według młodzież w szpitalu złamano prawo. Przygotowali transparenty na których widać  napisy: "morderstwo w majestacie prawa”, "handel organami zamiast ratowania życia”, jednak na prośbę dyrekcji szpitala zwinęli je.

Koleżanka Kamila, która została wytypowana przez znajomych do wypowiedzi w mediach podkreśliła, że "po tym jak Kamil trafił do szpitala, wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej".  - Potem, stwierdzono zgon mózgu. Nie wierzymy, że można ocenić, czy mózg żyje czy nie, jeśli został wcześniej uśpiony. Żądamy ponownego badania i niezależnej komisji, która je przeprowadzi - podkreśliła

Powstała również strona na Facebook „Wybudzimy – Kamila”. Celem jest zebranie jak największej ludzi, żeby nie dopuścić do odłączenia chłopaka od aparatury podtrzymującej życie.

Strona odnotowała 80 tys. polubień. Pojawiły się na niej komentarze w tonie „każdy ma prawo do życia – Bóg jest od tego, żeby decydować o jego końcu, a nie człowiek”, „pewnie miejsce zajmuje w szpitalu dlatego chcą się go pozbyć jak najszybciej”, „nie podpisujcie żadnych papierów na pobranie organów, 100% wałek chcą zrobić, jak już ktoś dał w łapę, czeka na organy i dlatego chcą wam uśmiercić Kamila jak najszybciej”.

Lekarze wstrzymali się z odłączeniem Kamila od respiratora w związku z emocjami, jakie budzi ta sprawa. Zgodnie z prawem, to do nich a nie do rodziców chłopaka należy decyzja.

W sprawie wypowiedział się prof. dr. hab. Andrzej Kübler, kierownik kliniki anestezjologii i intensywnej terapii we wrocławskim Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym i konsultant krajowy intensywnej terapii. Według prof. „o odłączeniu od aparatury decyduje specjalna komisja, która stwierdza, że w mózgu człowieka zaszły nieodwracalne zmiany i nastąpiła jego śmierć. Ponadto dodał, że śmierć mózgu jest jednoznaczna ze zgonem pacjenta" - Leczenie i podtrzymywanie pracy organów pacjenta który żyje jest nieetyczne - podkreślił

Ojciec Kamila zgodził się na pobranie organów. Matka nie wyraziła na to zgody przez co procedura transplantacyjna została zakończona.

gazeta.pl