XVIII-wieczny wrak odnaleziony na dnie Bałtyku (aktl.)

XVIII-wieczny wrak odnaleziony na dnie Bałtyku (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wrak XVIII-wiecznego żaglowca, który od ponad 200 lat spoczywał na dnie Bałtyku odkryli polscy nurkowie.
Wrak znajduje się 40 metrów pod wodą na wysokości Łeby - poinformowano na poniedziałkowej konferencji prasowej w  Warszawie.

Żaglowiec był prawdopodobnie angielskim statkiem handlowym z  końca XVIII wieku. Statek miał około 30 metrów długości i około 8  metrów szerokości. Archeolodzy nie wykluczają, że była to  jednostka uzbrojona. Nieznana jest nazwa statku i przyczyny jego zatonięcia.

"To jedno z najważniejszych odkryć archeologicznych na Bałtyku" -  podkreślił jeden z odkrywców, Kazimierz Gruda z Bazy Nurkowej "Łeba". Powiedział PAP, że "wszystko zaczęło się od zwyczajnej deski, którą na haczyk wyciągnął wędkarz łowiący w morzu dorsze".

Od tego momentu historia potoczyła się już szybko. Wędkarz pokazał stary kawałek deski płetwonurkom z Bazy Nurkowej "Łeba" a  ci po skontaktowaniu się z dziennikarzami "National Geographic", przekazali deskę do badań dendrochronologicznych. Deska, jak się okazało po ekspertyzie sekwencji słojów, ma ponad 200 lat i na pewno nie pochodzi z terenów Polski.

"Postanowiliśmy odkryć wrak, ale rybak nie pamiętał dokładnie miejsca gdzie wyłowił deskę. Perspektywa przeczesywania całego Bałtyku była przerażająca. W końcu w zamian za wycięcie sieci wkręconej w śrubę kutra dostaliśmy od rybaków z Łeby tzw. mapę zaczepów, na której zaznaczają miejsca, w których zdarzyło im się zahaczyć siecią o coś leżącego na dnie" - opowiadał na konferencji prasowej Gruda.

"Dokładnie w Dniu Matki - 26 maja 2004 roku - na głębokości około 40 metrów i w odległości około 35 kilometrów na północ od Łeby odkryliśmy wrak żaglowca" - wspomina uczestnik wyprawy dr Waldemar Ossowski z Działu Badań Podwodnych Centralnego Muzeum Morskiego w  Gdańsku.

"Zazwyczaj statki z tamtych czasów zachowują się w kiepskim stanie - pozostaje kawałek dna i trochę kamieni balastowych. Tym razem znaleziono niemal cały statek. Podobnie dobrze zachowanym znaleziskiem mogą poszczycić się tylko archeolodzy z Danii" - dodał.

Do naszych czasów z żaglowca pozostały: dziób i kadłub, dwie pięciometrowej długości kotwice, dwa złamane maszty, kabestan (bęben do nawijania lin), dwie drewniane burty, słupki relingu (barierek) i dwie drewniane rury - pompy zęzowe, którymi odprowadzano wodę zbierającą się na dnie oraz drewniane belki po  pokładach. Najsłabiej zachowała się rufa statku, która jest bardzo zniszczona.

Odkryto także fragmenty ceramiki, uchwyt do kompasu i podeszwę XVIII- wiecznego buta.

Znany jest także ładunek żaglowca. "Po pierwszych analizach wydawało się, że jest to olbrot - wosk otrzymywany z oleju z głowy kaszalota, który w XVIII wieku był wykorzystywany do produkcji kosmetyków i świec. Dalsze badania wykazały jednak, że jest to łój wołowy. Ładunek wskazuje na to, że statek płynął ze wschodu na  zachód" - wyjaśnił Ossowski.

"Na tej wielkości statkach żeglarze w XVIII wieku dokonywali cudów np. James Cook zbadał Wyspy Towarzystwa, odkrył wschodnie wybrzeża Australii i przepłynął Cieśninę Torresa" - przypomniał na  konferencji prasowej jeden z organizatorów wyprawy, z-ca redaktora naczelnego "National Geographic Polska", Marcin Jamkowski.

Po zakończeniu prac archeologicznych w miejscu, gdzie obecnie znajduje się wrak, planowane jest utworzenie podwodnego rezerwatu archeologicznego.

ss, pap